Darmowy poród rodzinny?

Bardzo chciałam mieć poród rodzinny.
No przynajmniej do pewnego momentu - do takiego w którym albo ja albo mąż powie "dość".
NFZ gwarantuje każdej kobiecie darmowy poród rodzinny.
No i to by było tyle.
Bo szpitale mają odrębne zdanie co do opłat za taki luksus.
Przynajmniej te w Kielcach.

Szpital przy ulicy Kościuszki, w którym ja rodziłam, do porodów rodzinnych ma przeznaczoną jedną salę. Nie wiem jak jest wyposażona, bo jej nie widziałam. 
Żeby na niej rodzić trzeba ukończyć ichniejszą szkołę rodzenia, która kosztuje bagatela 350 złotych.
Papierek z tej szkoły rodzenia pozwala także na poród w wodzie, który też chciałam mieć.
Ale ja leżałam na podtrzymaniu zamiast chodzić do szkoły rodzenia....
Nici zatem z moich planów.
Nie mogłam liczyć ani na poród rodzinny ani na poród w wodzie.
Może gdyby mąż wniósł opłatę w wysokości 350 złotych to załapałabym się chociaż na rodzinny.
Szpital znalazł sobie wymówkę w postaci tego, że płaci się za lepsze warunki.
Na ogólnej sali z kolei wg szpitala nie ma warunków.
Jaki z tego wniosek?
Poród rodzinny w tym szpitalu kosztuje 350 złotych.
Położne pomocne, z sympatią różnie bywa, ale pomagają.

Inny szpital - nie moja historia, bo tam nie rodziłam.
Szkoła rodzenia 250 złotych, reszta praktycznie identyczna jak w moim szpitalu.
Czyli płacisz masz...
Niby też za lepsze warunki.
Czyli za to, co w każdym normalnym kraju jest normą...
Z personelem bywa różnie...

Ja z tej normy miałam tylko piłkę.
A no i położna (a dobrze trafiłam) zaoferowała kubek wody, bo swojej zapomniałam.

Trzeci szpital - ponoć najlepsze warunki.
W końcu Centrum Matki i Noworodka.
Sprzęt najwyższej klasy.
Nowe, ponoć ładne sale.
Bezpłatna szkoła rodzenia.
Dwie sale do porodów rodzinnych.
Szpital na swej stronie chwali się tym, że bezpłatnie daje znieczulenie oraz gaz rozweselający.
Ale mimo to szpital nie cieszy się dobrą sławą ze względu na personel.
Nie wiem jak jest z porodami rodzinnymi, bo o tym czy szpital pobiera opłaty oczywiście nie ma mowy na stronie. Miejmy nadzieję, że nie.
Cóż z tego jak położne nie uczą, nie pokazują, nie współpracują z pacjentkami.
Pewnie są też w tym szpitalu takie, które wkładają całe serce w to co robią, ale niestety, przeważają złe opinie.

I gdzie rodzić?
Przy następnym dziecku mocno się zastanowię.

A jak wygląda to w Waszych miastach?



Anjamit

Ileż ja miałam szczęścia...

Ileż ja miałam szczęścia przy porodzie i karmieniu.
Tak, wiem, wiele o tym ostatnio na blogach - cóż, taka tematyka...

Na początku zaznaczam - to baaaaardzo długi post...

Gotowe na moją historię?

Przed porodem planowałam, że jak akcja porodowa sie zacznie to zadzwonimy do szpitala dowiedzieć, się czy przypadkiem na dyżurze nie ma pani X. 
Lekarka X jest w mojej opinii niemiła i olewa pacjentów - o tym jeszcze napiszę!

Niestety, skurcze od razu wystąpiły z częstotliwością co 5 minut i nie było czasu na dzwonienie i jeżdżenie po kieleckich porodówkach.
Pojechaliśmy i okazało się, że niestety Lekarka X ma dyżur.

Na szczęście poród przebiegł szybko i bez komplikacji. Nawet nie chce myśleć co by było, gdyby były komplikacje podczas dyżuru tej kobiety....

Po porodzie Hania leżała na moim brzuszku czołgając się do piersi, ale nie mogłam jej przystawić przed szyciem, bo ponoć mogłoby to zwiększyć krwawienie. Nie wiem czy tak jest, teraz trochę tego żałuję, a także tego, że nie poprosiłam o koc od razu, a dopiero jak się nam zimno zrobiło.
 Na czas szycia bliski kontakt był niewskazany, bo szycie mnie bolało mimo dwóch znieczuleń. Chciałam uciec z fotela, położne w obawie o to, że Hania mi upadnie zabrały ją do ważenia i mierzenia. Od razu ją tez ubrały.
 Moje małe zawiniątko dostałam po szyciu, wtedy też przystawiłam do piersi i....
Byłam szczęśliwa, bo Hania od razu się przyssała.
 Moja radość była jednak  zbyt szybka.

Hania nie ssała tak jak powinna. Zasypiała przy piersi bardzo prędko. Cały pierwszy dzień praktycznie spała. 
Położne przychodziły i pytały:
Ssie?
-Ssie.
Było siku?
-Było
To dobrze.

Tyle.

A ja wtedy nie wiedziałam, że źle to robię. Że dziecko mi się nie najada.

W nocy zaczął się dramat.

Hania płakała najgłośniej na oddziale.
Budziła wszystkie dzieci.
Była głodna mimo tego, że non stop wisiała na piersi.
Pokarm był, ale było go niewiele.

Hania płakała okropnie, a ja byłam tak zmęczona, że zasypiałam przy niej.

W końcu w środku nocy przyszły położne. Zabrały ode mnie Hanię i nie pytając o zdanie oznajmimy, my ją pani dokarmimy.
Po czym wlały Hance 5 ml mleka z kieliszka.
Zobaczyłam wówczas wielkie, gapiące się na mnie oczy.
Moje dziecko w końcu było najedzone.
Popłakałam się.

Byłam przerażona.
Miałam wrażenie, że położne mają mnie za taką, co to nie wie, że dziecko z głodu płacze.
Po jakimś czasie przyszła jedna z nich i powiedziała, że od rana uczymy się karmienia, bo dziecko za bardzo spadło z wagi i że nie wypuszczą mnie, dopóki nie będą miały pewności, że umiem karmić.

Kamień z serca mi spadł.

Rano, po obchodzie (na którym się dowiedziałam, że moje dziecko ma złamany obojczyk...)przyszła inna położna, taka z gatunku niemiłych...
I się zaczęło....
Ale zacisnęłam zęby, powiedziałam sobie, że mam w dupie jej podejście i brak uprzejmości dopóki wykonuje swoje obowiązki i uczy mnie jak karmić.

Pokazała mi jak przystawiać, sprawdzała, czy mała ssie i jak jest przyssana - dzięki temu myślę, uniknęłam poranionych sutków, choć nie znaczy to, że na początku nie bolało.
Miałam małą przystawiać na siedząco (Chryste Przenajświętszy, jak mnie to bolało...Nie cycki. Szwy, krocze, kość ogonowa, cały dół.......) i to co chwila, a po karmieniu odciągać, żeby pobudzić laktację.
Tak też robiłam. Aż do wyjścia ze szpitala następnego dnia.

W domu robiłam to samo, ale miałam wrażenie, że mamy powtórkę z rozrywki.
Pokarmu jakby mniej.
Piłam dużo, także herbatek laktacyjnych.
Odciągałam, przystawiałam Hanię, wybudzałam ją by nie zasypiała przy piersi.
A Hania stale płakała...
Ja razem z nią, przepraszając, że nie mogę jej wykarmić.
Mąż o 2 w nocy pojechał do apteki po mleko modyfikowane.
Długo zastanawialiśmy się czy je podać. 
Hanuszka zmęczona płaczem w końcu padła. 
Modyfikowane do tej pory leży nie tknięte (jeśli ktoś potrzebuje Bebilon 1 - oddam za darmo).

Następnego dnia przyszedł nawał.
Tak nagle.
Piersi skamieniały.
Bolały okropnie.
Robiły się guzki.
Hania nie chciała ssać, ja nie byłam w stanie odciągnąć ni kropli, nawet dotknąć piersi...
Na szczęście pamiętałam, co moja lekarka mówiła jednej pacjentce na oddziale patologii ciąży, na którym leżałam na podtrzymaniu.
CIEPŁE OKŁADY!
Jak mi to pomogło....
Mama poradziła okłady z liści kapusty - nie zdążyłam wypróbować, bo na moje szczęście same okłady pomogły.
A butelkę pet z gorąca woda miałam stale przy piersiach.
Rozluźniło to piersi tak, że mogłam ściągnąć nadmiar i przystawić Hanię.
Po karmieniu kilka razy robiłam zimne okłady - to pomogło przetrwać nawał.
Dopiero wtedy skończył się nasz dramat.

No, prawie.

Zaczął się inny.
Morze mleka mnie zalewało. Wkładki nie nadążały...Chodziłam cała mokra. do tego doszedł spadek hormonów i kryzys psychiczny. 
Płakałam bo byłam obolała, miałam wrażenie że śmierdzę tzw odchodami połogowymi i mlekiem.
Mimo częstych kąpieli.
Było mi źle.
Ale najważniejsze było to, że mojemu dziecku było dobrze.
To, że na twarz padaliśmy to rzecz oczywista.
Byliśmy sami.
Nie mogłam chodzić do szkoły rodzenia, bo leżałam na podtrzymaniu.
Nikt nam nie pomógł przy małej, bo moi rodzice przyjechać nie mogli, a teściowie przychodzili bardziej z wizytacją niż z wizytą i Młodej na ręce wziąć nie chcieli nawet na chwilę.
Tyle, że obiady mieliśmy zapewnione.
Pierwszą kąpiel ogarnęliśmy sami - to naprawdę, żaden wyczyn. 
Mój mąż spisał się na medal - to trzymał Hanię, to on ją przebierał.
Ja się bałam o pępowinę.

Ciężko było z innego powodu.
Narodziny Hani zmobilizowały męża do napisania pracy magisterskiej.
Wybrał idealny wprost moment na to - okres mojego połogu...
Całymi dniami i nocami siedział i pisał, Hanią zajmując się wtedy gdy ja nie miałam już siły.

Po tygodniu przyszła położna, obejrzała Hanię, popatrzyła na to jak przystawiam, odpowiedziała na spisane przeze mnie pytania. Choć nie ze wszystkim się zgodziłam (choćby z przemywaniem piersi), to pani Basia, to złoty człowiek i dobra położna.
Pomogła bardzo.
Przyszła jeszcze raz potem, ale zawsze w razie wątpliwości mogłam do niej zadzwonić.
Nigdy nie odmówiła pomocy.

Wiele wsparcia miałam ze strony mamy.
Sama nie karmiła mnie piersią długo. Mówiła, że prędko straciła pokarm - teraz obie wiemy, że był to kryzys laktacyjny.
Mama nie miała tyle wsparcia ile ja, wiedza na temat laktacji była wówczas znikoma.
Inne czasy....

Wiele też z mężem czytaliśmy w sieci.
Wiem, że można wyczytać wiele bzdur.
Ja czytam bardzo uważnie i analizuję - niczego nie biorę za pewnik.
Wiele wypowiedzi na forach pokierowało nami na właściwe tory:)

Daliśmy radę:)

Miedzy innymi, dlatego, że miałam szczęście.
Miałam lekki poród, Hania nie miała większych problemów ze ssaniem, a ja na swojej drodze trafiłam na kompetentne osoby. Pobyt na podtrzymaniu w szpitalu też okazał się rzeczą dobrą, bo tam dowiedziałam się co robić w przypadku zatorów, zapaleń, nawału pokarmu...
Miałam szczęście, bo choć mojej mamy nie było obok, to była i jest po t
telefonem 24 na dobę. Jeśli czegoś nie wie, to mówi wprost, nie wymądrza się. Wspiera bardzo, nawet teraz kiedy sama potrzebuje wsparcia.
Miałam szczęście, bo nie trafiłam na niekompetentnych lekarzy i położne, tak jak niektóre dziewczyny rodzące w tym samym czasie.

Wiem, że moje nastawienie do karmienia mogłoby być inne gdybym tego szczęścia nie miała.

To nasza historia.
Na sposób karmienia duży wpływ maja okoliczności, ludzie jacy stają na naszej drodze. To jest zawsze składowa wielu czyników.
Można bardzo chcieć i karmić pokonawszy problemy.
Można bardzo chcieć i nie móc karmić, z wielu powodów.

Mam nadzieję, że moja historia komuś pomoże:)
W jakiś sposób...
:)

Zapomniałam dodać i szczerze podziekować
Małgosi i Ani z kieleckiego klubu mam, na które mogłam i mogę liczyć, kiedy czegoś nie wiem, kiedy mam pytania, wątpliwości.
Bez Was dziewczyny byłoby mi o wiele trudniej!
Dziękuję, że jesteście!
Anjamit

Kalenarz wędruje do....

Kalendarz powędruje do....







Anna


GRATULUJEMY:)


Proszę o adres do wysyłki:)

Anjamit

Jeszcze tylko jutro...

Przypominam o kalendarzowym candy, które kończy się jutro.
Do jutra do północy macie czas na to żeby się dopisać, ewentualnie by nadesłać inspirację i zarobić dodatkowy punkt:)

Dodatkowe punkty za inspiracje mają:
Hafija,
Takatycia,
Pomieszane -Poplątane
Mama Niusia

Propozycje można przysyłać mailem, przez FB lub publikować na blogu, tylko dajcie mi znać choćby w komentarzu zostawiając link.
Inspiracje mają być Wasze - tzn wykonane przez Was, nie chciałabym otrzymać zdjęć wyszukanych w internecie;)
Z reszta nie muszą to być zdjęcia, mogą być same propozycje:)


Anjamit

O odporności słów kilka...

Pogodę mamy jaką mamy.

Obecna pora roku sprzyja przeróżnym infekcjom, a nikt z nas chorować nie lubi i chyba nie ma takiego rodzica, który cieszyłby się z choroby dziecka.
Warto przyjrzeć się odporności naszej i naszych dzieci.
Mam nadzieję, że poniższy post pomoże też kobietom, które jeszcze są w ciąży lub niedawno rodziły.

Dzieci rodzone zimą mają z reguły lepszą odporność, ze względu na to, że mamusie latem miały pod dostatkiem witamin w naturalnej postaci.
Nie ma co się oszukiwać, że preparaty witaminowe są dobre.
Gorzej się wchłaniają, są gorzej tolerowane i obciążają układ trawienny.
Poza tym to są sztuczne witaminy. 

Przeprowadzka rozpoczęta:)

Dziś przewieźliśmy pierwsze pudła więc przeprowadzkę można uznać za rozpoczętą:)

Raz jeszcze rzuciłam okiem na mieszkanie, które tak dobrze już znam, a które za kilkanaście dni będzie nasze. No, tak trochę nasze:)

Wiem, gdzie postawię zmywarkę i tyle wiem:)

Czekam z niecierpliwością.

Czekamy:)

A to mieszkanie zostawimy dokładnie w takim stanie w jakim je odebraliśmy.
Z rozwalającą się podłogą i ze stertą plastikowych rupieci robiących za półki, które na samym początku znieśliśmy do piwnicy....

A skoro właścicielka postawiła sprawę jasno, że mamy zabrać wszystko, to co "włożyliśmy" w mieszkanie, to wykręcimy NASZ  bezpiecznik, założymy stary (prąd będzie wywalało za każdym razem jak włączony będzie telewizor i pralka). Wykręcimy też śrubę z rury kanalizacyjnej, którą w miejsce wywierconej dziury włożył teść. Trzeba było udrożnić rury, bo wodę i cały syf wywalało w wannie i w umywalce w kuchni. 
Właścicielka nawet nie zapytała czy cokolwiek trzeba zapłacić za zlikwidowanie problemu.

Ja naprawdę nie jestem złośliwa ani mściwa - gdybym była to powiedziałabym tej pani, że dopóki nie odda nam pieniędzy to my się nie wyniesiemy.
Jest sezon zimowy, my mamy małe dziecko - jesteśmy nietykalni. Nawet z nakazem eksmisji nic by nam nie zrobiła dopóki miasto nie przyznałoby nam mieszkania.
To byłaby jazda po bandzie i przeszło mi to przez myśl.
Ale ja naprawdę nie mam ochoty na takie akcje - to byłoby poniżej mojego poziomu.
Poza tym nie po to czekałam dwa lata na mieszkanie w tej kamienicy, żeby się teraz babrać....

W dodatku kto wie, czy nie wyjdę w końcu na prostą z pracą.
Dostałam pewną propozycję i to poważną.
W zasadzie do omówienia pozostaje tylko kwestia opieki nad Hanuszką - żłobek czy opiekunka, no i podpisanie umowy na okres próbny, a to po to, żebym miała czas się doedukować i załatwić formalności w dotychczasowych miejscach pracy.

Mimo wszystko trzymajcie kciuki, żeby się udało.
Żeby znów nie okazało się, że moja radość była przedwczesna.

A Hanuszka?
Hanuszka nauczyła się siadać z podparciem z pozycji stojącej. 
Jak ma ochotę to ładnie podaje rączkę na przywitanie:D (zasługa dziadka)
Nieświadomie ale ochoczo kręci głową na NIE (zasługa tatusia:/)


Dobrych snów!


Anjamit

Co oko widziało/ Dziwne rodaków rozmowy

Kolejny tydzień czas zacząć.
W ubiegłym Oko widziało między innymi olbrzymie bombki przed galerią "Korona.
 Jeszcze bez przejścia.
Może w tym tygodniu Oko zobaczy bombki od wewnątrz? 
:)



Córeczka tatusia

Uwielbiam patrzeć na ich relacje.
Na to, jak z każdym dniem stają się sobie bliżsi.
Jak na siebie patrzą, jak okazują sobie czułości.

Mowa oczywiście o Hanuszce i moim mężu.

Kiedyś, jak Hanuszka była leżącym robaczkiem, mąż zajmował się nią jak ja nie byłam w stanie, nie było mnie lub kiedy to na nim wymusiłam.
Hania z resztą wolała spędzać czas ze mną i tylko czasami upierała się przy tym, by do snu utulił tatuś.

Jakiś czas temu sytuacja się zmieniła.
Za każdym razem kiedy mąż wraca wieczorem z pracy Hanuszka już na sam dźwięk klucza radośnie odwraca główkę i niemalże podskakuje na swoich kolankach albo na moich rękach.
Nie ma mowy o tym, by tatusiowi udało się zdjąć kurtkę i buty - Hanuszka miało wyciąga rączki chwytając za kurtkę i sama niemalże wskakuje tatusiowi na ręce.

Choć większą część dnia Hanuszka spędza ze mną, to radość z jaką wita tatusia jest niesamowita.
Podobnie z resztą jak momenty, które spędzają razem na zabawach, wygłupach lub przytulaniu.

Jedyną rzeczą, której bardzo żałuję to to, że tak mało czasu spędzamy we trójkę.
Mało mam możliwości by napatrzeć się na to, jaka niesamowita więź tworzy się między nimi.
Mam nadzieję, że ta więź będzie się umacniała i zaowocuje w przyszłości.

Ojciec to przecież pierwszy mężczyzna w życiu małej kobietki.
Od relacji z nim zależy bardzo wiele w dorosłym życiu.

Im jestem starsza tym bardziej doceniam moje relacje z tatą. 
I tak, mogę o sobie powiedzieć, że jestem córeczką tatusia;)

Anjamit

Matka g. wie...

Do tej pory myślałam, że JA wiem NAJlepiej co dla mojego dziecka jest dobre.
Dziś przyszło rozczarowanie.
Dziś doznałam zetknięcia z rzeczywistością, która nie po raz pierwszy w mordę na opamiętanie dała, że to nie JA wiem.

A kto, jak nie JA?

Pani na ulicy wie lepiej czy mojemu dziecku nie za zimno, bo ONO przecież tylko kombinezon ma.
A kocyk to gdzie????
A to, że słonce świeci i do południa w tym słońcu jest ciepło i przyjemnie, to NIC. 
Sam kombinezon to mało.

Teściowa wie lepiej.
Zawsze i wszystko.
Że herbatka granulowana od 9 miesiąca zdrowa jest, bo przecież jest dla dzieci.
Że obiadki słoikowe i deserki firmy B i fimry G dobre są, bo zdrowe są.
Że cukier Młodej nie zaszkodzi.
Że moje dziecko głodne jest.
Że słabe...

O k***a, a jeśli ONO słabe, bo ja żreć słoiczków nie daję??????

Asystentka pana doktora od USG też wie lepiej, że dziecko mrożę.
Bo ONA ma zimne nóżki.
(Dotykam i owszem są, ALE LETNIE nie zimne)
A stópki to ma lodowate - tu fakt ma lodowate stópki, ale ja mam lodowate niemalże non stop.
Ten argument do pani nie dociera.
Ona i tak wie, że mrożę dziecko.
A to, że Młoda miała rajtuzy, spodnie, frotkowe skarpetki, kombinezon i buciki z powłoką THINSULATE i jechała na badanie samochodem, to wszystko i tak nic nie znaczy....
BO STOPY NIE MOGĄ BYĆ ZIMNE!!!!!!!!!!
NIGDY!!!!!!!

Właścicielka obecnego mieszkania też lepiej wie co my mamy.
No, na pewno nie małe dziecko.
A jeśli już to takie gorszej kategorii, co nie zasługuje na wymalowane ściany u panele podłogowe.
 Bo jak się wprowadzaliśmy, to zastały nas odrapane ściany i pękające płytki PCV na podłodze.
A pani znajoma, co się ma wprowadzać po nas, to przyjdzie kolor ścian wybrać i rzeczonych paneli, bo
"WIECIE, ONA MA MAŁE DZIECKO"

Nie wiem co mi w takim razie wyszło z brzucha, ale droga córko, najwyraźniej nie zasługujesz na panele i świeże ściany. Nie martw się na nowym mieszkaniu są.

A to linoleum wezmę i ni ch**** nie zostawię!

No.....
To wyszło szydło z worka.
Jak tak dalej pójdzie to się zrobię aspołeczna.
Zamknę się w mojej nowej garderobie, pozabieram wszystkie zabawki, a na drzwiach napiszę
"GET THE HELL OUT"




Poza tym Hanuszka wczoraj (15.11) skończyła 10 miesięcy:)
Ale o tym innym razem.


(Edit)
No to się okazuje, że nawet Małpa wie lepiej.
Ba! W dodatku uczyć może....

(Edit 17.11, godz. 9.50)

Czytając Wasze komentarze, musiałam uzupełnić treść posta, a raczej wyjaśnić pewną kwestię.
Ja naprawdę się nie przejmuję głupim gadaniem, bo stale robię to, co uważam sama za słuszne.
Irytuje mnie jednak to, że po moim stanowczym wyrażeniu swojej opinii pewne osoby dalej wchodzą w ostrą polemikę.
I albo stanę się kiedyś aspołeczna albo na kogoś nakrzyczę bardziej niż na panią asystentkę!
Amen.

A! I naprawdę nie zdołowało mnie spotkanie kliku mądrzejszych tego dnia osób.
:)



Anjamit

Odczarowana

 Odczarowałam się. 
W końcu.
To mieszkanie mnie zabijało.
Zabijało moją kreatywność, chęć robienia czegokolwiek, choć do życia...
Jest okropne więc nie wieszałam w nim żadnych praktycznie ozdób.
Schowałam je głęboko tak jak i całą moją kreatywność.
Chowałam przed tym mieszkaniem, chroniłam, nie wiem przed czym pragnąc zostawić wszystko na lepsze dni.
Sama świadomość tego, że wkrótce będzie inaczej odblokowała mnie.
Stopniowo wracam do siebie.
Mam pomysły, marzenia, które chcę zrealizować.
Wraca mój entuzjazm i poczucie własnej wartości.

Choćbym na nowym mieszkaniu miała jeść tynk ze ścian, to tu nie wrócę!

Czas powoli pakować pudła!

A to dowód mojego odczarowania:

Zrobiona z kawałków koronkowej firanki, perłowego guzika i starej podstawy z broszki....



Broszka, która może być gumką.
Gumka, która może być broszką:)






Kolejny przedsmak tego, co mam dla którejś z Was:)




Nawet kawę chce mi się robić lepszą:)
Od ponad roku nie robiłam tutaj żadnej innej poza zalaniem rozpuszczalnej w kubku...
Ta, "mrożona", z ciasteczkami i bitą śmietaną - wyborna:)




A do tego ciasteczka na osłodę i piękna pogoda za oknem.
Zaczyna być pięknie, mimo tego, że jeszcze ciężki okres przed nami wszystkimi.
Z różnych powodów.




Udanej środy!



P.S. Mimo kataru i lekkiego kaszlu idziemy na spacer, szkoda dnia, a Hanka siedząc w domu i tak nie wyzdrowieje - z resztą, czy można katar i resztki kaszlu nazwać chorobą?



Anjamit

Badamy

Konsultowałam się dziś z naszym lekarzem w sprawie Hankowej wagi.
Napiszę raz jeszcze - nie martwi mnie jej niska waga (ja sama byłam dzieckiem drobnym, a mój mąż to przecinek), a to, że w ciągu mniej więcej 3 miesięcy przybrała zaledwie pół kilograma.
Pan Doktor (przez duże P i duże D) sam stwierdził, że to kiepski wynik i trzeba to sprawdzić.
Zalecił morfologię z rozmazem i poziom żelaza, badanie moczu i usg brzucha.

Dziś pobraliśmy krew.
Płacze i krzyki Hanuszkowej buzi umarłego wyrwałyby z dna Hadesu, ale nie był to płacz z bólu, a raczej ze złości, bo przecież trzeba było dziecko unieruchomić...
Ale Hanuszka dała radę!

W czwartek zawozimy mocz do badania, w piątek z kolei mamy usg brzuszka.

Naprawdę mam nadzieję, że to kwestia raczkowania, nauki stawania i przygotowań do chodzenia.

Od teściowej zaś usłyszałam, że ona już dwa tygodnie temu zauważyła, że Hania się nie rozwija, że jest słaba i w ogóle....
Nie chciało mi się tego nawet komentować:/
Teściowa widziała, a dziś pielęgniarki w szoku były, że Hanka taka silna, bo w trójkę ją trzymaliśmy - tak się wyrywała.

Hanka wygląda normalnie, zdrowo i jest naprawdę silna.
Badania robię, bo to, że dziecko wygląda zdrowo nie musi być jednoznaczne z tym, że nic się nie dzieje.
Lepiej wszystko sprawdzić, żeby potem się nie martwić i nie pluć sobie w brodę.

A teraz z innej beczki:)
Zaczyna mnie ogarniać przeprowadzkowo - przedświąteczne szaleństwo. 
Szukam inspiracji na święta i do nowego mieszkania.
Już wiem, że na drzwiach będzie wisiał wieniec:)
Najpierw świąteczny, a potem jakiś inny - taki na stałe:)
O reszcie nie napiszę, bo zawsze jak się czymś pochwalę przedwcześnie, albo cieszę się, to nic z planów nie wychodzi.
Milczę więc:P
Chwalić będę się później:D



Anjamit

Wiedziałam.....

Od jakiegoś czasu miałam przeczucia, że coś jest nie tak.
Pytałam wielu osób, czy Hanka nie jest za mała. 
Każdy mi mówił żebym nie przesadzała, że dziecko wygląda ok i że w ogóle kawał z niej baby.
Dziś u lekarza zważyłam i nie jest ok.

Hania ma 10 miesięcy (prawie) i waży 7600.
Na siatce centylowej jest na ostatniej kresce i nie robiłabym z tego tragedii, gdyby nie fakt, że w 7 miesiącu Hania ważyła 7100.

Jutro zwalniam się wcześniej z pracy i jedziemy na badania krwi.
Co prawda pani doktor dziś powiedziała, żeby się tym nie przejmować, bo są dzieci o niskiej wadze, w sumie ja zawsze sama miałam w dzieciństwie niską wagę.
Ale niska waga, a tak niski przyrost wagi to są dwie różne rzeczy.

Na razie nie panikuję, jeszcze....
Ale badania dla świętego spokoju pojedziemy zrobić.
 
 
Ktoś ma podobne doświadczenia???






Anjamit

Co oko widziało

Mamy małe zaległości, więc dzisiaj przegląd z dwóch tygodni:)

Tak było dwa tygodnie temu

Do Świętego...

Święty!
Piszę z prośbą, a dawno nie pisałam. Zawsze godziłam się z Twoimi wymysłami na podarunki dla mnie. 
Ale nie tym razem. 
W tym roku bardzo grzecznie proszę.
Błagam wręcz!
O samoładujący się motorek do zamontowania w tylnej części, ewentualnie o dodatkową parę nóg i niech będą to nogi Usaina. 
O dodatkową parę rąk, ewentualnie o maszynę do klonowania.
Poza tym o zwiększenie poziomu cierpliwości do + nieskończoności i poziomu wyrozumiałości  - również + nieskończoność...
Poza tym bardzo poproszę o aktualizację oprogramowania do:
męża - na model absolutnie niezawodny
teściów - w sumie wystarczy tylko jak wyłączysz im opcję "dobra rada"
dziecka - zegar się jej popsuł i teraz chodzi spać po północy:/ (p.s. melisa nie zawsze pomaga)
AAAAa i błagam wyłącz opcję narzekania w narodzie!
Zamiast niej przyda się wtyczka z napisem szacunek....
A i dla siebie proszę jeszcze o wydłużenie doby i otworzenie umysłu - jeszcze bardziej.
 
To chyba wszystko...
 
W sumie to przydałby mi się jeszcze wałek kuchenny:P


Zostawiam ciasteczka na parapecie.
Jak stwierdzisz, że figa z makiem, a nie spełnianie zachcianek, to chociaż o wałku pamiętaj...
Przyda się do załatwienia wieeeeeeeeeeeelu moich problemów:P




Anjamit

Uchylam rąbka tajemnicy...




Kolejne części się tworzą:)
Ktoś ma jeszcze ochotę?

Jeśli tak, to zapraszam:)
 






Anjamit

Weź się w garść!!!!!!!!!!!!

Złość mnie ogarnia ostatnio. 
Ogromna złość na samą siebie.
O to, żem taka uległa.

KONIEC I KROPKA!

Trzeba SWOJE życie i SWOJE sprawy wziąć we WŁASNE RĘCE.

Zła tez jestem na męża, bo kilka lat temu namówił mnie na pewną inwestycję. Wzięliśmy to na moje nazwisko, ale, że mąż się zna na sprawie, to miał się tym zająć.

Teraz się okazuje, że z ociekającej zajebistością wizji została niemalże 50% strata.......

No to teraz bawię się w inwestora, maklera giełdowego i inne uje muje....


Hanuszka nadal chora, więc ominie nas drugie spotkanie grupy zabawowej:/
Ale coż - co się odwlecze, to nie uciecze:)

Kochane, kalendarz się tworzy:)
Może potem podkręcę atmosferę i wrzucę jakieś zdjęcia na zachętę:)) 

Póki co idę się ekonomicznie dokształcić:P
Wyjścia nie mam...


Anjamit

Świateczne inspiracje - kalendarze adwentowe

Proszę mnie nie linczować, że w listopadzie mówię o Świętach:)
Trzeba mieć czas, żeby zgromadzić finanse na ozdoby lub by je przygotować:)

Rok temu chciałam przygotować kalendarz adwentowy, ale komplikacje z ciążą uniemożliwiły mi to.
W tym roku postanowiłam, że zrobię, choć nie ten, który zaczęłam, bo na to Hanka nie pozwala...
Wyhaftowanie 24 obrazków to tylko część pracy, a jaka ogromna!

Chciałam Wam dziś pokazać, to co mnie urzekło:)

arine-art

Weltbild.pl


Ushiilandia

Mama na zakupach

malowane.blox


Na miotle


Świat pasji

Ja na razie pomysłu na swój kalendarz nie zdradzę:)
Dziś zaczynam robić i uwaga:)
Robię dwa:)
Ten drugi dostanie któraś z Was:)



Zasady Zabawy:


Zabawa przeznaczona jest tylko dla osób, które do dnia dzisiejszego, tj 07.11.2012 dołączyły do grona obserwatorów.
To w podzięce za to, że jesteście, że czytacie, że wspieracie:)
Nowi obserwatorzy mile widziani, ale będą musieli poczekać na kolejna zabawę;)

Aby wziąć udział w zabawie należy zostawić wpis pod tym postem z chęcią wzięcia udziału w zabawie.
Za to jest 1 głos.
Drugi głos można otrzymać przez przesłanie na mojego maila Świątecznej inspiracji - koniecznie własnej, nie znalezionej w sieci (aczkolwiek może być inspirowana czyimś dziełem). Można opublikować na swoim blogu i wysłać do mnie link:)
Osoby z listy 10 najbardziej aktywnych komentatorów otrzymują dodatkowy głos:)

Możliwa wysyłka za granicę, jednak ze względu na to, że paczka będzie duża, zmuszona jestem o poproszenie podziału kosztów.

Zabawa trwa do 23 listopada.

Banerek można wziąć, ale nie trzeba:) 
Kto czyta i zagląda na moje strony i tak będzie wiedział:)))

Oczywiście zwycięzca zostanie wylosowany:)


No to co? Zaczynamy???

Anjamit

A foremki idą do...

Wtorek to zawsze zabiegany dzień. 
W związku z tym będzie krótko i na temat, bo nie mam czasu niestety.
Musicie mi wybaczyć, ale nie będzie fotorelacji, raz bo Hanka odsypia ciężką noc, dwa, ja muszę zaraz lecieć do pracy.
Co Oko widziało miało być wczoraj, może uda mi się dziś:/

No to foremki idą do...
 uwaga, uwaga, maszyna losująca została uruchomiona...

Amarant.art

Gratuluję wygranej i życzę udanych wypieków:))))
Zwycięzcę poproszę o przesłanie mailem adresu do wysyłki:)

 



Anjamit

Liebster Blog

Dziękuję bardzo za miłe wyróżnienie, a w zasadzie za zaproszenie do zabawy:)
A zaprosiły
i Bee

Dziękuję:))))



Zabawa polega na odpowiedzi na 11 pytań, nominowaniu 11 blogów i wymyśleniu kolejnych 11 pytań dla nominowanych.
Istotą tej nominacji jest to, że dedykowana jest blogerom, których blogi nie przekroczyły 200 obserwatorów.

W związku z nominacją od 3 osób mam 33 pytania:)
No to zaczynamy:)

Pierwsza nominacja i pytania od Malinki:)


1. Jak zaczęła się Twoja historia z blogowaniem?
Miałam kilka prób, przedostatnia to blog, na którym można zobaczyć fragmenty moich haftów, ale że mam mało czasu, a to nie jedyna rzecz jaką lubię robić, to blog stoi w miejscu. Ten blog postał miesiąc po narodzinach Hanuszki z czysto socjalnej potrzeby:) Poza tym to naprawdę rewelacyjny sposób na rozładowanie emocji.
2. Jaka jest Twoja największa słabość?
Łaaaa...nie wiem. Nie to, że ich nie mam, ale to zależy o co chodzi. Mam słabość do słodyczy i to ogromną. Poza tym bywam strrraaaasznie rozlazła i niepozbierana.
3. Co w swoim życiu chciałabyś zmienić?
No właśnie to - chciałabym mieć mniej takich niepozbieranych chwil. 
Poza tym jeszcze kilka rzeczy, które przemilczę;)
4. Ile masz lat?
27 skończone we wrześniu:)
5. Jakie trzy rzeczy wzięłabyś ze sobą na bezludną wyspę?
Porządny nóż, tonę zapałek:P i książkę do poczytania:)
6. Czy Twoi znajomi/rodzina czytają Twojego bloga?
Rodzice zaglądają na zdjęcia wnusi, siostra czasami, mąż raczej nie, reszta - nie wiem:P
Ciekawe czy ktoś się przyzna:)
Ze znajomych kilka osób:)
7. Boisz się samotności?
Nie lubię być sama, owszem mam czasem dni kiedy potrzebuję tego, ale na dłuższą metę nie. Ze mnie jest takie stadne zwierzę:)
8. W jaki sposób radzisz sobie z bezradnością?
Jeśli wiem, że mogę działać to staram sie działać, choćby z opóźnieniem. Są momenty kiedy jestem bezradna, z reguły wtedy kiedy nic nie moge zrobić, bo nie mam takiej mocy.
9. Co zrobiłaś w życiu najbardziej szalonego?
Nie wiem. Wiele ryzykownych rzeczy robiłam, ale czy były szalone?
Może to jak pojechałam pociągiem z Krakowa do Kielc, do męża, który mężem jeszcze nie był. Miałam składać papiery na uczelnię i jedną noc spędzić u koleżanki, wzięłam więc ze soba pare majtek, parę skarpetek, ręcznik, szczoteczkę i parę kosmetyków. Rano następnego dnia zadzwoniłam do mamy, ze jestem w Kielcach, nie w Krakowie i nie wiem kiedy wrócę. Papiery na uczelnie składała chyba koleżanka:P Ja do domu wróciłam po tygodniu:P Nocowałam u znajomych:)
10. Który zakątek Polski uważasz za najpiękniejszy?
Bieszczady:D
11. Gdzie spędzasz w ciągu dnia najwięcej czasu?
Hmmmm, w dużym pokoju w mieszkaniu:P


Pytania od Margot

 1. Jakie jest Twoje największe marzenie?
Własne mieszkanie albo dom - własne miejsce na świecie.
2. Czego się boisz?
Pająków...resztę zachowam dla siebie:)
3. Wiosna czy jesień?
Jesień:) Ale ta złota, piękna i ciepła:)
4. Jaka jest Twoja największa zaleta?
Chyba uczciwość
5. Masz rodzeństwo?
Mam młodszą siostrę
6. Po co piszesz bloga?
To dobra terapia:)
Poza tym nie sądziłam, że dzięki blogowi znajdę bratnie dusze:)
A znalazłam:)) 
7. Jak spędzasz Gwiazdkę?
To zależy - jeśli u moich rodziców - to bardzo rodzinnie i pięknie. Cały dom pachnie świętami. Jest bardzo nastrojowo.
Jeśli u teściów - to po prostu sympatycznie - jest miło ale brakuje mi całej tej świątecznej otoczki
8. Jaka jest Twoja ulubiona książka?
Jednej ulubionej chyba nie mam, ale uwielbiam książki Schmitta:)
Chcę mieć wszystkie:)
Część już mam:)
9. Gdzie ostatnio spędziłaś wakacje?
Nad morzem:)
10. Bez czego nie wychodzisz z domu?
Bez torebki - bo tam mam małe, przenośne centrum dowodzenia wszechświatem:)
11. Co sobie ostatnio kupiłaś?

Czapkę i komin na zimę:) A wcześniej udało mi się kupić torebkę:)
To i tak dużo, bo mało rzeczy sobie kupuję.


Pytania od Bee


1. Czy chciałabyś cofnąć czas?
Chyba nie:) 
2.jakie buty lubisz najbardziej
Wygodne:) 
3. chcialabys miec gosposie, sprzataczke czy nianie??mozna wybrać jedna 
Gdyby było mnie stać chętnie korzystałabym z usług pani sprzątaczki:)
4. najbardziej szalona rzecz która Ci się przytrafia?
No, to nawiązanie do przyjazdu z Krakowa do Kielc - pierwsza noc spędziłam u męża - wówczas nie męża. Podczas podróży G. piał smsa do taty, że nie mam się gdzie podziać i jeli to nie problem to przenocuję u nich. Rano słyszałam jak mama G. mówiła do swojego męża: "Dostałeś jakiegoś smsa wieczorem". Teść miał na tyle taktu, że nie wchodził do pokoju G. i nic żonie nie powiedział...:P
5. Najgłupszy film jaki obejrzalas?
Zły zakręt, Zemsta maglownicy - o to jest dopiero głupi film...
6. jakie masz hobby?
Lubię haftować, ale ostatnio nie mam na to czasu, poza tym uwielbiam czytać:)
7. marzenie bliskie realizacji to?
Przeprowadzka do nowego mieszkania, szkoda, że nie swojego
8. znienawidzona rzecz z dziecinstwa to?
Oj nie wiem...
9. gdybyś miala czarodziejska różdżkę co byś zmianila na świecie/w swoim otoczeniu?
Chamstwo i znieczulice u ludzi...
10. czy jesteś uzależniona od "blogowego życia"?
Chyba tak;P


No, to czas na moje pytania:))))

1) Kociara czy psiara?
2) Czy masz ulubionego pisarza, jeśli tak, kto to?
3) Ulubiona potrawa/deser to...
4) Ulubiony napój?
5) Ulubiony kolor
6) Co zrobiłabyś po wygraniu w lotto?
7) W jakim stroju czujesz się najlepiej?
8) Twój sposób na zwalczanie kompleksów?
9) Rada na miły początek dnia?
10) Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
11) Ukochany gadżet:)

A do zabawy zapraszam: 

asiołka z   Nasza przygoda z BLW
Matkę Kwiatka z  http://icyignacy.blogspot.com/
Mamę Magenisiową z Przygody Mikołajka

Raz jeszcze dziękuje za nominacje, poprawiło mi to nastrój dzisiejszego, szarego dnia:)


P.S. Co Oko Widziało pojawi się dziś późno, a do północy jest czas, żeby dołączyć do Candy:)


Anjamit

Pękła setka:)

Bardzo dziękujemy Wam, czytelnikom za to że jesteście.
Że czytacie, komentujecie, wspieracie kiedy jest taka potrzeba.
Już niebawem w podziękowaniu Candy.
Dziś pękła 100.




Setnym obserwatorem Bo My Mamy jest
Witamy w gronie i życzymy spokojnej ciąży i dobrego rozwiązania:)

Hance przebił się czwarty z czterech idących zębów.
Ufffff.
Poza tym choróbsko nie mija i w teorii mamy skok rozwojowy.
A najśmieszniejsze jest to, że Młoda dziś zaczęła mocno trzeć dole dziąsła....

Czy te zęby nie mogą iść w jakichś sensownych odstępach czasu?
Chociaż tak, żebym się mogła wyspać????
Prooooooszęęęę





Anjamit

Leczymy przeziębienie

Hanuszka ma osłabioną odporność na wskutek ząbkowania i niestety tym razem złapała choróbsko od koleżanki, która już "prawie" była zdrowa. 
Cóż, nie uchronię dziecka przed wszystkim, ale teraz trzeba leczyć.

Katar nie choroba, ale u takiego maluszka trzeba leczyć, zwłaszcza, że sam sobie nie da rady.
Leczymy więc roztworem wody morskiej i Nasivinem. Odciągamy wydzielinę (sceny dantejskie...) aspiratorem - tyle możemy zrobić. 

Gorączki nie ma, ale jest kaszel i to mokry.
A mokry kaszel  może świadczyć także o poważniejszych niż przeziębienie schorzeniach.
Poza tym, nieleczony może być niebezpieczny.

A jak leczyć kaszel u niemowląt?

Na rynku jest wiele środków na kaszel, ja jednak wychodzę z założenia, że póki nie ma wysokiej gorączki, śmiało można stosować domowe metody. Nie ma potrzeby by maluszka od razu faszerować chemią.

Ja leczę Hanuszkę tak:

1. Syrop z cebuli

1-2 cebule pokrojone w kostkę (ja się nie męczę, mam rozdrabniacz:)
około 2 stołowych łyżek cukru - u starszych, ponad rocznych dzieci śmiało można użyć miodu

można dodać czosnek i cytrynę

Cebulę zasypujemy cukrem (zalewamy miodem) i trzymamy w zamkniętym słoiku przez noc.
Następnego dnia należy odsączyć syrop od cebuli i możemy podać dziecku - 1 łyżeczkę do 3 razy dziennie.

Syrop możemy przechowywać do 2 tygodni w lodówce.

O wspaniałych właściwościach cebuli poczytacie tu:

 

2. Oklepywanie

O oklepywaniu przeczytacie tutaj



3. Nawilżanie powietrza

Czym się da - mamy nawilżacz, to ułatwia sprawę.
Nawilżacz mogą zastąpić ręczniki na grzejnikach, pieluchy, pranie rozwieszone w pokoju, nawilżacze na kaloryfer


4. Odpowiednia temperatura

Hanuszka chora, a ja wietrze mieszkanie, wręcz je wychładzam - lepiej się jej wtedy oddycha. 
Staram się jedynie by nie było przeciągów, a dzieć stosownie ubrany.


5. Nawadnianie

Czym się da i kiedy się da. Łatwe to nie jest, bo Młoda bardzo oponuje. Z pomocą przychodzi nam Doidy, łatwiej się z niego pije, bo nie trzeba ssać, co przy zatkanym nosie łatwe nie jest.


6. Lenimy się

Ile wlezie - w końcu weekend:) Dom zarasta, gary same ze zlewu wychodzą, ale co tam, kiedy moje dziecko w potrzebie. Wiadomo, że na mamie najlepiej się śpi, no i najlepiej w mamę gluty wytrzeć - chusteczka to wróg, tak jak i aspirator.


7. Inhalacje

Dobry pomysł, ale nie mam inhalatora - jeszcze. Tego punktu więc nie realizujemy - również jeszcze;)


O kaszlu możecie poczytać tu:



Jeśli po kilku dniach nie widzimy poprawy lub, co gorsza, kaszel się nasila lub zmienia na ksztuszący, należy udać sie do lekarza.
Wierzcie mi, nie dla każdego jest to oczywiste...




Anjamit

Dzięki!

Bardzo dziękuję za wczorajsze słowa wsparcia.
Stwierdzenie "chichot losu" bynajmniej nie odnosi się do przeziębienia Hanki.
Gdybym ja tylko takie problemy miała....

Wczoraj dostałam wiadomość, o tym, że u mojej babci zdiagnozowano guza mózgu.
To drugi przypadek raka/ nowotworu w naszej rodzinie w tym roku.
Jestem dobita, ale nie potrafię tego wyryczeć.
Nie potrzebuję słów wsparcia, tym bardziej bezsensownego gadania w stylu "będzie dobrze".
A jak nie będzie? 
Wierzę w to, że damy radę, że przez to przejdziemy.
Ale nie mogę ślepo wierzyć w to, że nic złego się nie stanie.
Po prostu trzymajcie kciuki.
Mocno!

Zaczynam się bać o siostrę, siebie i o Hanię.
Nagle, z dnia na dzień znalazłyśmy się w grupie wysokiego ryzyka.
Do tej pory nie było w naszej rodzinie żadnego takiego przypadku.
Z resztą, jak inaczej nazwać całą ta sytuację jak nie chichotem losu właśnie?
Skoro a przeciągu kilku miesięcy rak zostaje zdiagnozowany u mojej mamy i babci...
No i wydało się, że M. to moja mama.


No...wyrzuciłam to z siebie.
Mamy raka piersi, raka mózgu, jaki następny? U kogo?

Ence pence w której ręce....

Jedno ubezpieczenie na wypadek zachorowania na raka narządów kobiecych mam.
Wykupiłam kilka lat temu. Może je rozszerzyć?

To jest chyba dobry moment, żeby zastanowić się nad własnym życiem...









Anjamit

Chichot losu...


Chwilowo nie nadajemy...
Hance wyszedł trzeci z 4 idących zębów, kolejny prawie widać. W dodatku się rozchorowała i to ewidentnie z mojej winy.
Pociesza mnie tylko to, że w ten sposób jej organizm staje się bardziej odporny.
Tyle, że ja padam na twarz.
Ale nie nadajemy też, bo chwilowo średnio mam ochotę.
Mam wrażenie, że los drwi z mojej rodziny na każdym kroku.
Śmieje się prosto w twarz.
A ja czuję się jak w czeskim filmie.

Będę jak będę.

Póki co przypominam o Candy, jeszcze tylko kilka dni, a następne będzie tylko dla obserwatorów:)


Dobrej nocy!

Anjamit