Na starcie przyniósł niepewność i ciężka decyzję do podjęcia.
Kiedyś wspominałam o szansie na zmiane pracy.
Ta szansa nadal jest.
Właściwie, to się zdecydowałam na okres próbny, który zaczynam w poniedziałek.
To w czym problem?
Wynagrodzenie bez szału, ale więcej niż mam teraz.
Około 40 minut dojazdu w jedna stronę.
300 złotych za bilet miesięczny.
Z racji połaczeń praca albo 7 albo 9 godzin (plus dojazdy)
I Hania cały dzień bez mamy...
Kto ja odbierze z przedszkola, tak by nie tkwiła tam 10 godzin?
Tyle dobrze, że szefowa nie wzięłaby grosza za opiekę.
Z drugiej strony pensja poniżej najniższej krajowej.
Utrata świadczeń z opieki, bo jakimś cudem przekraczamy próg (dziwne, że jak maż zarabiał ok ponad 2 tys. a ja koło tysiaca i byliśmy sami to nie przekroczyliśmy....)
O braku perspektywy rozwoju nie wspomnę....
Tyle, że Hania byłaby ze mna...
Patowa sytuacja....
Na razie kombinujemy jak to logistycznie poukładać.
Może jakoś się uda ogarnać to wszystko, tak by miało to ręce i nogi...
Teraz mnie to przeraża...
a 7 stycznia się zbliża nieubłaganie.....