Witaj Islandio!


Polska żegnała nas upałem.
Nim dotarłyśmy w pędzie na lotnisko, byłam zgrzana, zmęczona i podenerwowana.
Bo za ciepło, bo za mało czasu, bo za dużo bagażu, bo to, bo tamto...
Tylko Hania zachowała stoicki spokój i błogo zasnęła w wózku...

Jak zwykle okazało się, że cały stres okazał się zbędny, bo poza check-inem wszędzie miałam pierwszeństwo z racji podróżowania z dzieckiem, pozwolili mi wziać torebkę prócz bagażu podręcznego, butelkę wody dla Hani, Hankowe nosidło, a w dodatku nie zapłaciłam za nabagaż, którego miałam jakieś 4 kilogramy...

4 godziny lotu (w tym jakieś 2 chodzenia po pokładzie tam i z powrotem) i WITAJ ISLANDIO!
10 stopni, deszcz i silny wiatr.

Jak ktoś myśli, że w Polsce mocno wieje, to wyprowadzam z błędu...
W Polsce nie wieje...
Nawet w Kielcach na dworcu.

Wózek po parkingu jechał sam, a samochód znosiło z drogi podczas jazdy do domu.
Ponoć to i tak nie był silny wiatr...

Poza tym pola lawowe wokół lotniska prypominaja krajobraz Marsa, ciepła woda pachnie siarka, podobnie jak i powietrze na polach lawowych.
Ziemia potrafi być tu czarna jak smoła lub czerwona jak żar.
Piasek nie przypomina naszego piasku - jest czarny jak żwir, a powietrze pachnie lipowym pyłem.
O godzinie 1 w nocy jest jasno, a kąpiel w odkrytym basenie przy 12 stopniach to zupełna norma.
Same z resztą taką zaliczyłyśmy.
Tutejsze 12 stopni to nie Polskie 12 stopni....
Wrażenia z kąpieli?
Cudowne:)
Absolutnie cudowne.
Podobnie z resztą jak powrót z mokrą głową.
Bo mimo niższej temperatury, chłodu się nie odczuwa.
Wręcz przeciwnie.

To pierwsze wrażenia, niestety bez zdjęć, bo chwilowo nie mam jak wrzucić.
Ale będą:)

A Hania i Ignaś?
Cośmjak połączenie tornada z huraganem...
Ale ogarniamy z Kwiatkową Matką temat i zaczyna to jakoś wyglądać:)
Co dwie głowy to nie jedna:)


Anjamit