Angielski od pieluchy???

Oczywiście, że tak. Niektórzy pomyślą, że przesadzam, ale dlaczego miałabym nie ułatwić dziecku nauki w przyszłości? 

Hanka ma miesiąc i oczywistym jest, że nie zacznie mówić płynną angielszczyzną, skoro nawet do polskiego "mama" jej daleko. To nie znaczy jednak, że na naukę języka obcego jest za wcześnie. Na tym etapie mowa polska też jest jej obca - nie posługuje się nią, a jedynie jest z nią osłuchana. Na tym również powinna polegać nauka języka obcego. Z resztą, jaka nauka? Raczej przyswajanie języka, zaznajomienie z nim. 

W jaki sposób dzieci uczą się mowy?

Przede wszystkim przez słuchanie. To pierwszy i najważniejszy etap. W nauce mowy pomagają dziecku m.in. odruch ssania, a co za tym idzie ssanie piersi (tudzież butelki), żucie, przełykanie i gryzienie. Około 2-go miesiąca dziecko zaczyna gugać, głużyć - jak zwał, tak zwał. Dziecko wydaje proste dźwięki "aaaa", "eee", lub inne podobne.

W drugim półroczu życia pojawiają się zbitki głosek, pojedyncze sylaby - dziecko gaworzy. Nie są to etapy charakterystyczne tylko dla polskich dzieci. Przyswajanie mowy odbywa się tak samo bez względu na szerokość geograficzną. Dlaczego zatem nie osłuchiwać malca nie tylko z językiem ojczystym ale i jakimś innym?

Nie trzeba być magistrem filologii, nauczycielem, lektorem czy tłumaczem, wystarczy trochę chęci:)
Zatem zachęcam osłuchujcie Wasze maluszki z angielskim, lub jakimś innym językiem już od pieluszki:) Niech to będą kołysanki, audiobooki, bajki lub rymowanki czytane przez Was. Dziecku naprawdę będzie łatwiej, gdy będzie osłuchane z językiem obcym. 

Wiem, bo sama uczę dzieci, a nasza Hania uwielbia słuchać opowiadań Beatrix Potter o niesfornym króliku Piotrusiu i jego przyjaciołach:)


W osłuchiwaniu dzieci z językiem angielskim pomogą Wam te strony:


Powodzenia i miłej zabawy:)

Ciocia Dobra Rada i Wujek Samo Zło...

Dobre rady, to jest to co uwielbiam...Ja rozumiem, że każdy chce pomóc młodej, niedoświadczonej matce, i że to z dobrych chęci wynika, i że nikt nie chce zaszkodzić, ALE....dobrymi chęciami, to wiadomo....Naprawdę cenię sobie mądre rady matek, które rodziły w ostatnim czasie, bo choć same doświadczenia olbrzymiego nie mają, to są na bieżąco. I to najważniejsze. Bo przecież medycyna, położnictwo i normy opieki i pielęgnacji się zmieniają... 

Szlag chce mnie trafić jak słyszę, że mi dziecko będzie chorowało, bo wietrzę mieszkanie, albo za lekko Hanię ubieram. W mieszkaniu są 22 stopnie (nie mam możliwości regulacji temperatury) i na prawdę nie mam zamiaru ubierać dziecku pięciu warstw ubrania, czapki na głowę i jeszcze otulać kocem...Rączki ma zimne i będzie miała zimne - tak niemowlaki mają....

Na pierwszy spacer po skończonym miesiącu, jak temperatura nie przekracza -5 stopni? Idąc tym tokiem rozumowania, na pierwszy spacer Hania wyszłaby najprędzej w marcu...Owszem teraz właśnie ma katar, ale równie dobrze mógł ją zainfekować ktoś z odwiedzających, lub któreś z nas. Zwłaszcza, że sama ostatnio kiepsko się czułam...

Przez całą ciąże od różnych osób słyszałam, żeby się kotów z mieszkania pozbyć. Bo toksoplazmoza, bo zarazki, bo pazurami zadrapie, bo się położy na dziecku i udusi, bo przegryzie krtań, itd...Taaaa, O Yeti też słyszałam. Widział ktoś??? Jakoś więcej udokumentowanych przypadków pogryzienia dziecka przez psa spotyka się w mediach, a nikt nie trąbi o tym by się psów pozbywać. Ba! Nikt nawet nie wiesza psów na miłośnikach tychże,  za to, że swe dzieci wychowują z czworonogami.

Podobnych "nowinek" jest znacznie więcej. Miejsca w sieci by brakło (choć to ponoć niemożliwe) by je spisać. W ten właśnie sposób Dobra Rada staje się Samym Złem doprowadzając tym samym młodą matkę do furii...


Żeby jednak nie było tak pesymistycznie, życzę wszystkim wszystkiego najlepszego z okazji Tłustego Czwartku, a przede wszystkim smacznych pączków i faworków:) Bez względu na wszystko:)



P.S. Choć pewnie znalazłaby się nie jedna osoba, która z pełnym powagi głosem oznajmiłaby mi: "nie możesz, bo karmisz...."