Od dawna sprawa chrztu Hanki chodzi nam po głowie. Chyba bardziej przez wzgląd na tradycję, bo do życia wszak jej to nie potrzebne (na razie). Mimo wszystko chcieliśmy i nadal chcemy ochrzcić Młodą. Zawsze na drodze stawały nam finanse. Nie chcemy roić wystawnego przyjęcia, nie o to chodzi. Ale za poczęstunek dla gości, uroczystość w kościele oraz za jakieś ubrania (przynajmniej dla Hanki) zapłacić jakoś trzeba.
Zadecydowaliśmy, że nie możemy dłużej czekać. Nie to, że nagle wygraliśmy w totka, czy też nasza sytuacja materialna nagle się polepszyła. Po prostu jeśli nie zrobimy tego teraz, czyli w przeciągu miesiąca, to może się okazać, że będzie to możliwe najwcześniej za pół roku...Musimy terminowo rozegrać to tak, by zdążyć przed leczeniem M. Bóg jeden raczy wiedzieć jak długo to potrwa, jaki będzie miało przebieg i efekt.
Że złego diabli nie biorą, to są duże szanse na to, że efekt będzie dobry;)
I tego się trzymajmy!
(Czarny humor jest jednak najlepszy)
Zatem chrzest musi się odbyć 8 lub 9 września. Wtedy i tylko wtedy. Bo M. będzie przed decydującą wizytą, bo moja babcia będzie w szpitalu i nie będzie się upierała przy przyjeździe, który w jej wieku i stanie (druga operacja biodra) naprawdę nie byłby wskazany, bo moja siostra specjalnie przełoży wyjazd na wczasy. Troszkę ta data podporządkowana jest mojej rodzinie. Cóż...Zadziało się tak, nie inaczej.
Dzięki uprzejmości mojej szefowej, "impreza" odbędzie się u nas w przedszkolu i bardzo możliwe, że Hankę będzie chrzcił jej znajomy ksiądz. Zostaje tylko dograć catering, tort i parę drobiazgów.
No i kwestia rodziców chrzestnych...
Ja ze swoją siostrą rozmawiałam już dano temu. Mąż mój jakoś sprawy ojca chrzestnego nie był w stanie załatwić - co jak co, ale tego na siebie nie wezmę (podobnie z resztą jak i jego obowiązków jako ojca chrzestnego.....). I tak mam za dużo na głowie....
Oby się udało.
Oby nic nie pokrzyżowało tych planów...