Dla Ciebie wszystko


Dużo ostatnio rozmawiamy z Anią ( Vel. Matką Kwiatka). W końcu mamy na to czas. Rozmawiamy o życiu, naszych przeżyciach, naszych marzeniach i planach, o wychowaniu dzieci....No właśnie...O wychowywaniu dzeci rozmawiamy zdecydowanie najczęściej. Jakoś tak się składa, że to temat nam najbliższy ostatnimi czasy:) 

Dziś zastanawiałyśmy się jak to jest "mieć wszystko". Wiadomo, że nie można mieć wszystkiego, ale można mieć naprawdę wiele. Zastanawiałyśmy się nad tym oczywiście z punktu widzenia dziecka.

Rodzice często mówią "chcę by moje dziecko miało wszystko/ to czego ja nie moglam-em mieć" i tym samym rekompensują dziecku braki własnego dzieciństwa. Ja sama do niedawna chciałam tego samego. I żal mi dupsko ściskał, że z finansami tak kiepsko, że wystawy sklepowe i strony internetowe mogę jedynie oglądać. Że wszystskie znane mi dzieci zabawek mają tony, a Hanka ledwo jeden kosz (śrenich wymiarów w dodatku) i może jedną półkę regału... 

Obserwując Hanię bez zabawek ( bo wszystkie poszły wraz z meblami do Anglii) doszłam do wniosku, że dziecko nie potrzebuje tony zabawek. Owszem Hania korzystała z zabawek innych dzieci, kiedy u nich była,  poza tym zostały jej paluszkowe pacynki i gąsieniczkowe książki w liczbie 4, plus ścieralna tablica magnetyczna kupiona na podróże samochodem lib samolotem. Tyle... 

Ania wychodzi z założenia, z którym się zgadzam, że gotowe, sklepowe zabawki bardzo często zabijają wyobraźnię. W dodatku dziecko nie jest w stanie zająć się więcej niż trzema zabawkami na raz. Stąd też Ignaś nie ma tony zabawek, a teraz w trakcie przeprowadzki większość z nich jest schowana i wyjmujemy je po kolei co kilka dni.

Dzięki temu uwierzyłam, że by zrobić coś w domu nie jest potrzebne ogłupianie dziecka bajkami, nawet tymi wyszperanymi w sieci czy puszczonymi z satelity. Owszem czasem włączamy Pepę czy Pocoyo, ale po 2 góra 3 odcinkach sami tracą zainteresowanie bajką. 

Nadmiar zabawek i rzeczy, które dziecko pragnie może utwierdzić dziecko w przekonaniu, że wszystko się mu należy. Poza tym, pomijajac zabijanie wyobraźni, ogranicza też kreatywność.

Pamiętam jak w dzieciństwie chodziłam ze swoimi lalkami Barbie (miałam 2- jedną od rodziców, drugą starą, używaną w spadku po dalekiej kuzynce) do sąsiadki, która miała domek dla Barbie. Pamiętam, jak inne dzieci przychodziły do nas taplać się w basenie dmuchanym albo bawić się piaskiem na starej studni. Pamiętam jak chodziliśmy do kolegi, bo miał hamak....

To uczyło nas życia w grupie, zachowań społecznych. Albo się dzieliłeś, albo byłeś wyrzutkiem. I nie było to dzielenie, bo mama kazała. Rodziców tam nie było....

Czy dziecko, które ma prawie każdą zabawkę, jeszcze zanim o niej pomarzy, będzie miało motywację do tego by się dzielić samo z siebie? Wątpię, bo przecież albo ma taką samą zabawkę, albo o nią poprosi rodziców.  U nas działało to na zasadzie wymiany. Ty masz moją zabawkę, ja wezmę Twoją....

Czy to znaczy, że przestanę Hani kupować zabawki? Nie. Ale będę kupowała rozważnie. Tak jak do tej pory. Praktycznie każda zabawka Hani kupiona przez nas jest przemyślana ( poza dwoma typowo grającymi i świecącymi) - ma uczyć i uczy. Mam zamiar więcej czasu poświęcać na robienie jej zabawek, najlepiej razem z nią. Chcę by wyrosła na kreatywną osobę, która nie zna słowa "nuda". 

Dlatego też wracamy z cyklem Inspiracje na Weekend. W końcu mamy na to czas:)  W głowie tli się jeszcze jeden pomysł, ale o tym na razie cicho sza:) 

Czekajcie na kolejną inspirację w piątek:)

BTW najlepsze co można dać dziecku, to dobrze spędzony czas, ewentualnie towarzystwo innych dzieci:) Moja mama twierdzi zaś, że najlepsze, co można dać dziecku, to rodzeństwo. Na co komu na starość zabawki? A rodzeństwo i owszem:) 

Sis pozdrawiam Cię:* dobrze, że jesteś mimo naszych tarć:) 


Anjamit