Jesienna Wymiana / Autumn's Exchange

Kocham jesień i zawsze czekam na jej nadejście. Kocham ją za ciepłe słonce, cudowne kolory, szelest liści, kasztany i ten zapach...

Pomyślałm, że tegoroczna jesień może być jeszcze przyjemniejsza jeśli będę mogła swoją radość dzielić z Wami. Dlatego też, przygotuję coś dla kogoś z Was w ramach mojej pierwszej wymiany blogowej.


I love Autumn and I always wait for it to come. I love it for warm sun, beautiful colours, rustle of leaves, conkers and it's smell...

I thought that this Autumn could be even nicer if I could share the joy with you. Therefore I will prepare somethig for one of you in my first blog's exchange.


Finished!

Muszę ponownie skompletować moje rzeczy DIY po przeprowadzce. Nie mogłam zabrać wszystkiego, a niektóre rzeczy nie przetrwały podróży... Trochę więc potrwa zanim znów na dobre zagoszczą nowe isnpiracje DIY...

Do tej pory będę się z Wami dzieliła swoimi postępami w robótkach:) W końcu dokończyłam komin Ślubnego i muszę przyznać, że jest prawie idealny:) Ślubny wygląda w nim całkiem nieźle w szarościach:)


After moving here I have to complete my creative stuff as I could not take everything and of course some things are missing or just simply did not survive the trip... So it will take time until I will get back to you with new DIY inspirations...

Till them I will be showing you my progress in knitting:) I have finally finished husband's cowl and have to admit that it's almost perfect:) He looks pretty handsome in greys:) 

Zmysłowe Piątki - 5 zabawek wspomagających rozwój równowagi

Jakiś czas temu na blogu Projekt Człowiek przeczytałam o projekcie Zmysłowe Piątki, który ogromnie mnie zaciekawił. Za zgodą pomysłodawczyni dołączyłam do zabawy:) 

O Zmysłowych Piątkach przeczytacie na blogu Projekt Człowiek. Ja zapraszam na krótką prezentację przykładowych (!!!) zabawek, które wspomagają rozwój zmysłu równowagi. Może niektóre z nich zainspirują Was do stworzenia swoich lub też wykorzystania przedmiotów domowego użytku w podobny sposób:)




Trudne emocje...

To zaległy post, ale jakże ważny...


Macieżyństwo nie zawsze usłane jest różami. Ot, taki banał życiowy...

Nie, nie będzie o chorobach ani wypadkach. Nie będzie nawet o wątpliwej przychylności otoczenia z którą zmagać musi się każda matka...Będzie o samej matce i dziecku. I o złości... Bo to taka trudna emocja, taki temat TABU...

Złościć się można na męża, na rodziców, na sąsiada/sąsiadkę, na żonę też można, na kasjera w sklepie... Nawet na przysłowiową babę za kierownicą. Na każdego, ale na dziecko i to własne??? 

Teoretycznie można, ale nie wypada. A już na pewno mówić o tym głośno nie wypada...to temat zarezerwowany, w najgorszym wypadku, na rozmowę z przyjaciółką. Koniecznie w ustronnym miejscu i ściszonym głosem...

Bo przecież Matka Polka się nie złości, a już na pewno nie na własne dziecko, bo przecież nie może podnieść glosu, wkurzyć się, szarpnąć za ramię, stracić panowania nad sobą...absolutnie nie może się do tego przyznać...

Tymczasem złość nie bierze się z nikąd i sama do nikąd nie odchodzi, a tłumienie jej w zarodku prowadzi do wielu przykrych dla obu stron zachowań.

Jestem wybuchowa. Jestem cholerykiem. U nas to rodzinne... Ale pokazywanie emocji, także tych negatywnych wcale nie musi być złe. Ważny jest sposób w jaki to robimy. Ważne jest też to, czy zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy źli i z jakiego powodu...

Kiedyś przy okazji jednego szkolenia poznałam kilka zasad dotyczących radzenia sobie ze złościa ( między innymi ze złością), niestety pewne rzeczy ulatują, zwłaszcza gdy się ich nie stosuje. Najwyraźniej byłam zbyt młoda... O przeżywanej złości trzeba mówić tu i teraz. Trzeba ją wygadać, wykrzyczeć nawet, jeśli ma nam to pomóc. Wykrzyczeć w przestrzeń. 

"Jestem zła, bo  źle spałam"
"Jestem zła, bo znów pobrudziłeś ubranie"
"Jeztem zła, bo prosiłam żebyś nie ruszała moich rzeczy"

Dobrze jest też zastanowić się chwilę nad tym, czy powód naszej złości jest na tyle istotny i czy tak naprawdę chcemy się złościć.

Czy ja się złoszczę na moje dziecko? Tak. Złoszczę się na Hanię z różnych powodów. Z reguły dlatego, bo czuję, że moje potrzeby nie zostają w pełni zaspokojone. A nie zaspokajam swoich potrzeb nie dlatego, że o nich zapominam czy priorytezuję Dziecko. Z reguły po prostu nie mam jak. Zwłaszcza teraz, gdy od prawie czterech miesięcy jesteśmy same 24 godziny 7 dni w tygodniu...*

Czy zdarzyło mi się szarpnąć moim dzieckiem? Niestety tak. Oczywiście, że nie jestem z tego dumna i oczywiście, że mam do siebie o to żal. Mam jedynie nadzieję, że wystarczy mi siły, cierpliwości i samozapracia by dalej nad sobą pracować i nie posunąć się dalej. Zaznaczam przy tym, jeśli ktoś się posunął do nadinterpretacji moich słów, że nie biję Hani, nie szarpię nią na porządku dziennym i nie wydzieram się na nią dla zasady, z zamiłowania ani dla przykładu...

Staram się przeżywać swoją złość, daję sobie prawo do złoszczenia się i takie samo prawo daję mojemu dziecku. Dla niej jest to trudniejsze, bo jej złość jest nieuświadomiona...



* Teraz gdy jesteśmy już razem jest spokojniej:)

Anjamit

Tasty Tuesday - Banteaser vs. Maltesone

Jeśli jesteś na diecie wyłącz lepiej komputer... Czytanie tego posta jest niebezpieczne...

Ostrzegałm!

Lubimy ze Ślubnym wspólne gotowanie czy przygotowywanie deserów. Ogólnie rzecz ujmując lubimy być razem w kuchni. No dobrze, pomijając zmywanie naczyń (ale, że nie mamy zmywarki, to ktoś to robić musi...). Nadarzyła się okazja by przygotować coś naprawdę pysznego. Zasady proste - miało być szybkie, wymyślone przez nas (naprawdę wierzymy, że nikt nie wpadł na te same pomysły) i z Maltesers.

Panie i Panowie przed Wami...


If you are on a diet you'd better turn off the the computer...  It's dangerous...

I warned you!

We like cooking together or preparing desserts. Generally, we like being together in the kitchen. Well, Ok, maybe not washing the dishes (but as we don't have a dishwasher somebody has to do that...). There was an occasion to prepare something really delicious. The point was it had to be quick, invented by us (we still hope nobody before came into the same ideas) and with Maltesers.

Ladies and Gents may I present you.....



It's gonna be a garden...


Pewnego dnia będzie wyglądał jak ogród... Trawa stale rośnie i nie ma nic więcej poza nią, kamieniami i pyłem...Obecny wygląd zawdzięcza Ślubnemu. Wcześniej było gorzej...


One day it will look like a garden... Now the grass is still growing, and there i nothig else apart from grass, stones and dust... It owes it's current look to my husband. It was worse before...




Lazy Sunday

Odkąd pamiętam nie lubiłam niedziel. Zawsze były jakieś takie nudne... Ale rzeczy się zmieniają, a niedziele stały się moimi ulubionymi dniami.

Wreszcie możemy być razem, nie w pośpiechu. Po prostu cieszyć się wspólnym czasem. Spacerować, robić zakupy, kucharzyć, wygłupiać się - razem.

Lubię to!


As far as I remember I didn't like Sundays. They were always lazy... But things are changing and now Sundays became my favourite days. 

We can be altogether, not in a rush. Just enjoying the time...Walking, shopping, cooking, having fun - together. 

I like it!



Efekty naszego kucharzenia zobaczycie w Pysznym Wtorku:)

You will see the effects of our cooking on Tasty Tuesday:)


Anjamit

Małe Candy/ Little Candy

Ogromnie polubiłam robienie bransolet z włóczki. W dodatku uwielbiam je nosić - pasują do tak wielu ubrań. Ich największą zaletą jest to, że są łatwe do zrobienia i zaskakująco tanie:)

Dziś chcę się podzielić jedną z nich z którąś z Was:) Ta jest w moich ulubionych kolorach:)


I really enjoy knitting bracelets. Plus I like wearing them - they match with so many clothes. Their biggest advantage is that they're easy to knit, and extremly cheap:) 

I want to share one of them with someone. This one is in my favourite colours:)


Zasady są proste:

1. Napisać komentarz pod notką (wspaniale byłoby dostać od Was informacje jaki rodzaj postów na blogu lubicie)

2. Podzielić się podlinkowanym obrazkiem na blogu lub FB

3. Miło byłoby mieć Was z powrotem więc jeśli jeszcze Was tu nie ma zapraszam do grona obserwatorów (nie jest to konieczne)


The rules are easy:

1. Write a comment under the note (it will be lovely to get a feedback about the blog - what kind of  posts you like)

2. Share linked button to the Candy on your blog or FB 

3. It will be nice to have you back so if you're not here yet, you can join to the observers:) (not necessary)



Losujemy w przyszłą niedzielę!

We will draw lots on next Sunday!





Powodzenia Wszystkim:)

Good Luck Everyone:)



Anjamit

Mystery is solved!

Od jakiegoś czasu Młoda sypie tekstami o niejasnym dla nas znaczeniu.
Zaczęło sie od BALO i przez długi czas myśleliśmy, a wręcz byliśmy pewni, że owo BALO to lampa. Hanka zapytana o to gdzie jest BALO śmiało wskazywała lampę na suficie. Dziwny był jednak fakt, ze nie każde BALO to BALO, ale przecież niektóre lampy nawet lamp nie przypominają tak więc stwierdziliśmy, że BALO to najwyraźniej specjalny rodzaj lampy.

Otóż NIE!

BALO moi mili to nie lampa, a BALON. I tylko kretyn nie wpadłby na to, że lampa zwisająca z sufitu przypomina balon. To też tłumaczy dlaczego nie każde BALO to BALO... Najwyraźniej według Hanki w domu mamy nie lampy a balony. I to w dodatku świecące!

Pozostała jeszcze kwestia BĄBĄKA...Nasza pociecha z radością nieopisaną wykrzykuje, że BĄBĄK! Pytam gdzie, na co pada odpowiedź - MA (dla niewtajemniczonych  - nie ma). Proszę, żeby pokazała palcem - cisza i konsternacja. Pokazuję różne rzeczy i pytam BĄBĄK? - Nie... I znów słyszę BĄBĄK MA. Czyli BĄBĄK to coś czego nie ma. Trwa to dobrych kilka dni. Już zaczynam myśleć, że moje dziecko widzi rzeczy nieistniejące, że ma jakiś szósty zmysł gdy nagle słyszę dobitnie pierdnięcie i radosny okrzyk O! BĄBĄK! 

No to moi mili MYSTERY IS SOLVED!



Anjamit

Kolejny komin

Dziś trochę nietypowo, bo nie będzie konkretnego projektu, a dopiero jego początki. Stwierdziłam, że się pochwalę swoimi postępami w robieniu na drutach:) Ostatnio niewiele mam czasu na rozwijanie umiejętności. Zostają mi wieczory spędzone z Grą o Tron i włóczką...


Not as usual today as there won't be any specific project but it's beginnings. I simply thought that I will share my progress in knitting with you:) I haven't got much time recently to develop my skills. I onlu have evenings with Games of Thrones and yarn...



Aklimatyzację czas zacząć!

Jesteśmy w nowym miejscu, które ma być naszym domem, od niedzieli. Domem ciężko mi to nazwać, choć budynek normy spełnia, to jeszcze takowego nie przypomina. Ja jeszcze tego nie czuję...Może przez brak części niezbędnego wyposażenia i konieczność grzebania w pudłach? Może to przez niekończącą się telenowelę, która rozgrywa się za oknem od rana do wieczora? A może odwykłam od takiego gwaru? Może nigdy go nie lubiłam... Nie ważne. Dość siedzenia domu (tudzież w sklepach w poszukiwaniu domowego wyposażenia)!





Nadajemy z UK

Nasze życie przypomina ostatnio serial, w którym łatwo się pogubić. Tym, którzy już się pogubili prostuję sytuację - NADAJEMY Z UK:) 

Po dwóch miesiącach (z hakiem) spędzonych w uroczych okolicach tłok dużego miasta (przy czym to nie metropolia) mnie... przytłoczył. Ale dochodzę już do siebie. 

Trafiliśmy do uroczej dzielnicy...


Do zobaczenia Islandio!

Islandię albo się kocha albo nienawidzi...

Ja pokochałam od pierwszych chwil. Za widoki, które chwytają za serce, tak, że łzy wzruszenia płyną do oczu. Za widoki, których nie byłam wstanie pojąć. Za widoki tak piękne, że cała reszta świata przestaje istnieć. Za ludzi, których tu poznałam...

Jeśli zapytacie mnie jakie słowo kojarzy mi się z Islandią odpowiem CISZA...

Taka cisza zapada w pamięć...zmienia. Tej ciszy będzie mi brakowało...I ludzi, z którymi zdążyłam się zaprzyjaźnić. 

Aniu, Leszku, Ignasiu - DZIĘKUJĘ za tak cudnie spędzony czas. DO ZOBACZENIA!

Teraz zostaje mi tylko uporać się z nową rzeczywistością. Jak się choć trochę ogarnę, to napiszę więcej, na razie czuję się jakbym zaczynała od nowa. Znów żyję na pudłach. Oj długo będziemy się urządzać...



Anjamit

Hankowy komin

Robiłam ten komin bardzo długo - robiłam i prułam raz za razem. Byłam przekonana, że nie uda mi się go zrobić nigdy. Jak widzicie udało się:) Nie jest idealny ale wiedziałam, że jak jeszcze raz go rozpruję to rzucę nim i nigdy do niego nie wrócę... Miał być na licytację, ale nie będzie... bo naprawdę nie jest idealny... Mimo to mnie się podoba. Nawet jeśli jest różowy.





Podsumowanie licytacji

Licytacja dla Szymonka cierpiącego z powodu guza siatkówki dobiegła końca jakiś czas temu, ale nie mogłam się zebrać za podsumowanie, za co przepraszam. Myślami jestem gdzieś daleko ostatnio...

Powracając do licytacji, to zwycięzców, a raczej zwyciężczynie prosimy o przesłanie potwierdzenia wpłaty na konto Szymka na mój adres mailowy wraz z adresami do wysyłki.





Have I told you lately...

... That I love you. 
Have I told you there's no one else above you...

Dokładnie 3 lata temu słowa Roda Stewarta rozbrzmiewały podczas naszego pierwszego tańca. Tamtego dnia ( a także wcześniej) wszystko szło nie tak, jakby jakaś siła sprzysięga się przeciwko nam broniąc nam dostępu do szczęscia. 

Wszystko było dopięte na ostatni guzik, a jednak życie pokazało, że guziki można łatwo rozpiąć.

Zamówione w Kielcach kwiaty dotarly wraz ze znajomymi tuż przed ślubem. Zamówione były żywe zarówno na samochód jak i na bukiet. Przyjechały sztuczne na samochód i żywe w bukiecie. Niestety cantadeskie nie były od dołu zabezpieczone więc pobrudziły ślubny garnitur Ślubnego... Płaciłam za żywe kwiaty i ich zabezpieczenie na długą podróż w jednej z najdroższych i najlepszych kwiaciarni w Kielcach...

Część gości z Kielc uparcie zdając się na nawigacje pomylia trasę, część dojechała w umówione miejsce zapominając nas o tym poinformować. W zwiazku z czym nikt po nich nie wyszedł... To też wpłynęło na opóźnienie naszego ślubu...

Moja siostra zapomniała dowodu osobistego, więc przed kościołem musiałam prosić kuzynkę by była moim świadkiem. Jako, że siostra miała być świadkiem to nie wzięła sprzętu fotograficznego do kościoła. Był jeszcze jeden fotograf... Niestety nikomu z nas nie przyszło do głowy, że znajomy rodziny choć robi piękną architekturę, to z portretami i fotografią ślubną może mieć problemy. W efekcie nie mamy ani jednego zdjęcia z kościoła, którym można się pochwalić.

Z racji tego, że 3 inne pary, które miały brać ślub tego samego dnia zrezygnowały, to parafia olała nasz ślub nie strojąc go w żaden sposób, co było wliczone w cenę ślubu i o co kazano nam się nie martwić...

Podaczs naszej sesji ślubnej mojej siostrze padł aparat. Jedyny jaki miała. Na szczęście zdążyła nam zrobić piękne zdjęcia. Potem sprzęt trzeba było pożyczyć....

Przed samym ślubem prawie połowa gości zrezygnowała podając bardzo niewyszukane powody swojej nieobecności, zamiast po prostu powiedzieć prawdę... Były i takie odmowy, które nas po prostu zabolały, bo na obecności pewnych osób zależało nam ogromnie.

Mimo tego wszystkiego ślub się odbył a najpiękniejszym momentem prócz samej przysięgi była niespodzianka przygotowana przez moich rodziców... W pewnym momencie kościół rozbrzmiał melodią Ave Maria graną na skrzypcach przez kobietę, która kilkadziesiąt lat temu ten sam utwór grała na ślubie moich rodziców. Łzy wzruszenia popłynęły po moich policzkach, a Ślubny mocno ścisnął mi dłoń. 

To był ten moment, w którym wiedziałam, że nie ważne są kwiaty, wystrój kościoła, ani nic innego. Ważni byliśmy my. Wtedy i tam i teraz i tu, choć nie spędzamy tej rocznicy razem...

Mimo tego wszystkiego to był piękny ślub i piękne wesele. Takie na luzie bez napinki. Był czas by porozmawiać z gośćmi, by wznieść z nimi toasty przy i ich stołach, by bawić się z nimi. 

Po tych zaledwie trzech latach małżeństwa, mimo wielu rozterek i problemów wiem, że jestem z tym z kim chcę być. Wiem też, że nic nie jest dane raz, a miłoś trzeba pielęgnować i choć brzmi to jak największy truizm, to to jedyny sposób, by związek przetrwał.

















Dzisiejszy dzień "odbijemy" sobie niebawem, Ty wiesz:*

Kredki DIY

Co zrobić z połamanymi kredkami świecowymi? Wielobarwne kredki świecowe!



W domu mamy wiele połamanych kredek świecowych - w małych paluszkach łamią się bardzo często. Zamiast wyrzucać kredki i kupować nowe wystarczy połamać je bardziej, posegregować kolorami tak, jak się nam podoba, wziąć formę do muffinek lub pojemniczki z tealightów i do dzieła!


What can you do with broken wax crayons? Colourful wax crayons!

We have got many broken wax crayons at home - they brake easily and very often in small hands. Instead of throwing them away and buying new it is better to brake them into smaller pieces, divide them by colours as you like, put them into muffin form or tealight can - half of work behind us!




Kredki wkładamy do piekarnika na jakieś 120 stopni i czekamy aż w całości się rozpuszczą. Zajmie to kilka minut. Po tym czasie wyjmujemy i czekamy aż kredki wystygną.


You have to put crayons into the oven for couple of minutes in 120 degrees and wait till they melt completely. Take them out when they are ready and cool them.


Wyjmujemy i możemy znów możemy rysować! 


Take crayons out of cans and you can draw again!



Kredek wyszło mało, gdyż zużyte zostało tylko jedno opakowanie. We własnych zasobach mamy więcej, więc projekt zostanie powtórzony;)


As I said we have plenty of wax crayons at home, these aren't ours, so the project will be repeated:)


Anjamit

Niewystarczająca...

Nie lubię radykałów. Ani w kwestii religii, ani w kwestii, żywienia, ani w kwestii wychowywania dzieci. W ogóle niemlubię radykałów w żadnej kwestii.

Nie lubię kiedy zakręceni na punkcie ekologii wywyższają swój prozdrowotny styl życia. Nie lubię kiedy matki piersią karmiące jeżdżą po tych butelkowych siebie za wzór cnót wszelkich stawiając. Nie lubię jak rodzice do bólu propagują AP pomniejszając tym samym rodziców którzy APowcami nie są, a kochają i wychowują po swojemu. Nie lubię blogerów, którzy za wyrocznie siebie mają i dyktują kto jest dobrym, a kto złym "blogerę". Nie lubię ludzi, którzy wiedzą lepiej jak powinno się żyć. Jak ja powinnam żyć...

Nie lubię też, gdy neguje się mój sposób życia. Staram się stosować proekologiczne rozwiązania. Używamy więc pieluch wielorazowych, staram się wybierać kosmetyki o stosunkowo naturalnym składzie i unikać zbytecznej chemii w jedzeniu, a do odświeżania ubrań używam kuli do prania. Pewnie, że całego zła świata nie uniknę. Ale czy dlatego, że pewne rzeczy są nieuniknione mam rezygnować z podjętych decyzji i starań o to by żyć zdrowiej?  Juz wiem, że 100% naturalne oleje nie do końca sa dla mnie. Muszę więc kombinować i stosować je wymiennie, ale nadal staram się unikać zdyt dużej dawki chemii.

Staram się wychowywać Hanię zgodnie z AP, ale w samym AP jest parę rzeczy, które do mnie nie przemawiają. Znalazłam swój złoty środek i jego się trzymam. Nie będę Hani uczyła w domu. Pójdzie do normalnej szkoły jak większość dzieci. Nie dam jej 100% wyboru - w pewnych kwestiach decyzja będzie należała do mnie. Nie jestem też przeciwnikiem domowych zasad. Mimo to, jej zdanie zawsze jest i będzie dla mnie ważne. Daję jej też prawo do okazywania swoich emocji tak jak daję to prawo sobie.

Karmię Hanię piersią, ale przestanę, gdy albo jej, albo mnie zacznie to w jakikolwiek sposób przeszkadzać. Jeśli przy drugim dziecku będzie konieczność dokarmienia modyfikowanym, dokarmię.

Dla niektórych pewnie jestem za "mało", "niewystarczająco" eko, AP, czy cokolwiek innego... Zawsze będą ci, którzy są "za bardzo", tak jak i zawsze będą tacy, którzy są "niewystarczająco"... I dobrze. Inaczej świat utonąłby w konfliktach. 

Nie mam nic przeciwko ludziom, mającym swój pomysł na życie i trzymającym się swoich zasad. Pod warunkiem, że nie wchodzą z tymi zasadami w moje życie i pod warunkiem, że ich zasady nie przechodzą w fanatyzm. Bo fanatyzm zawsze jest groźny...

Nie chcę na starcie krzywidzić dziecka zasadami dla zasady, zwłaszcza, gdy wewnętrznie czuję, że chciałam czegoś innego. Zasady płynące z przekonania, że to co robię jest słuszne i zasady, które nie krzywdzą żadnej ze stron, a jedynie wyznaczają granicę są wporządku, bowiem granice jednego człowieka kończą się tam, gdzie zaczynają się granice drugiego.

Szkoda, że tak niewielu ludzi o tym pamięta...


Anjamit

To, co najlepsze...

Pamiętam jak dziś płacz Hani w szpitalu kiedy była głodna, a ja nie potrafiłam jej wykarmić. Spadła z wagą poniżej normy. Pamiętam spojrzenie i komentarze części położnych. Pamiętam też to, czego mnie nauczyły... Nie oczekiwałam od nich współczucia, o empatii nawet nie było mowy. Chciałam, żeby mnie nauczyły jak mam karmić swoje dziecko. Nauczyły...

Pamiętam jak po powrocie do domu zaczął sie horror, bo nie było kogo zapytać o radę. A mleka nie było...nie było go aż tyle, żeby uspokoić płaczące dziecko i napełnić maleńki żołądek. Pamiętam jak w desperacji o 2 w nocy poprosiłam Ślubnego by kupił mleko modyfikowane. Pamiętam jak tej jednej nocy poczułam, że w dupie mam całe to karmienie piersią i że nienawidzę siebie za wszystko. Za to, że nie mam mleka. Za to, że nie zdecydowałam się na mieszankę wcześniej. Za to, że przeze mnie nasze dziecko jest głodne...

Ślubny wrócił z mieszanką, ale Hania już spała...Gdy przyszła pora następnego karmienia mleko leciało z piersi strumieniami. Zaczął się nawał, a wraz z nim nasz przygoda z karmieniem, która trwa prawie 19 miesięcy...

Czemu o tym piszę? Po raz kolejny z resztą... 

Bo początki bywają trudne. Bo to wówczas wiele kobiet decyduje się na podanie mleka modyfikowanego...  Mleko matki pod względem składników odżywczych jest o wiele lepsze od mleka modyfikowanego, to wiedzą wszyscy. Ale najlepsze co matka może dać swojemu dziecku to miłość. A tej nie przekazuje się w mleku...Ani w tym z piersi, ani w tym z butelki.

Czy rozumiem kobiety, które z własnego, nieprzymuszonego wyboru karmią mieszanką? Rozumiem. I akceptuję ten fakt, choć go nie popieram. Każda kobieta ma prawo decydować o swoim ciele i o sposobie wychowania i żywienia własnego potomstwa. 

Ja też mam takie prawo. I nikt nie będzie wytyczał końca naszej mlecznej drogi i nikt nie będzie mi mówił gdzie mam karmić moje dziecko. 

To, że Hania ma zęby, chodzi i zaczyna mówić nie znaczy, że mam jej teraz powiedzieć "kochanie od dziś pijesz mleko krowy". Żaden inny ssak, poza człowiekiem, nie przyjmuje mleka samicy innego gatunku. Mleko krowie szkodzi i nie podam go dziecku tylko dlatego, że ktoś tak chce. 

Kiedyś słyszałam tekst, że ssaki odstawiają swoje młode gdy te zaczynają przyjmować pokarmy stałe. Nic bardziej mylnego... 

Czy karmię Hanię publicznie? Oczywiście, że tak i nie mam zamiaru się chować z tym. Dlaczego jedzenie/ picie mleka jest gorsze od jedzenia kebaba, hamburgera czy też sushi? 

Czy zachęcam do karmienia piersią? Po stokroć tak! Karmienie piersią ułatwia nawiązanie więzi z dzieckiem, jest chwilą relaksu dla mamy, jest tanie, jest przyjemne, jest zdrowe, a przede wszystkim uspokaja zarówno dziecko, jak i mamę. 

Dziś kończy się Światowy Tydzień Karmienia Piersią. Po co w ogóle są takie akcje? Po to, by uświadamiać kobiety ale też i po to by je wspierać. A także po to, by wspierać te z nas, które nie mogły karmić piersią mimo wielu starań i ogromu chęci. 

Każda z nas chce dać dziecku to, co najlepsze. Ale to, co najlepsze nie kryje się w mleku... to kryje się w nas samych. Nie ważne jak karmisz swoje dziecko. Karm je z miłością! Karm je miłością...




Więcej zdjęć z sesji robionej przez Leszka znajdziecie TU.



Tasty Tuesday - Chicken & Pineapple Curry

Kocham curry i mogłabym jeść je codziennie... Kiedy więc w lodówce zalegała reszta ananasa pomysł na danie był prosty - curry z ananasa.

Wzięłam zatem składniki, które najbardziej lubię i przekształciłam je w coś, moim zdaniem, pysznego. Przepis jest prosty ponieważ wymaga użycia gotowej przyprawy curry.

I love curry and I could eat different curries every day...So when I had a rest of a pineapple in the fridge the idea was simple...pineapple curry.

I simply took ingredients I like the most and turned them into something, in my opinion, delicious. This recipe is simple as it only needs curry spice.



Curry z kurczaka i ananasa

0,5 kg kurczaka (można użyć dowolnych części)
1 czerwona papryka
1 średniej wielkości cebula
1-2 łyżki oleju kokosowego
Przynajmniej połowa ananasa
Jogurt grecki
Curry
Sól

Pokrój kurczaka, cebulę, paprykę i ananasa. Podgrzej olej kokosowy, dodaj cebulę, a kiedy będzie złota i miękka dodaj curry - mieszaj przez chwilę tak by nie przypalić! Dodaj paprykę i mięso i smaż aż mięso będzie prawie gotowe. Na końcu dodaj ananasa, jogurt grecki i sól do smaku. Gotuj wszystko przez ok 5 minut delikatnie mieszając.


Chicken & Pineapple Curry

0,5 kg of Chicken (you can use different parts)
1 red pepper
1 medium onion
1 - 2 tbs of coconut oil
at least half of pineapple
greek yoghurt
curry (depends on how much you like it)
salt

Chop the meat, onion, pepper and pineapple. Heat the coconut oil in the pan, add onion and when it's gold and soft add curry - stir it for a while but do not burn! Add red pepper and meat and fry until the meat is almost ready. Finally add pineapple, greek yoghurt and salt to taste. Cook everything for about 5 minutes stirring it gently. 





Uwielbiam curry podawane z ryżem basmati lub z jaśminowym i oczywiście z indyjskim chlebem. Naan ciężko zrobić w domu więc zazwyczaj robię chlebek chiapati, odrobinę grubszy niż w oryginale.

Zamierzam także przygotować to curry z mlekiem kokosowym zamiast jogurtu. Poza tym taka kombinacja będzie rewelacyjna z krewetkami zamiast kurczaka... Chyba właśnie zgłodniałam:)


I love whent it's served with basmati or jasmin rice and of course with Indian style bread. As it is hard to make Naan at home I usually make chiapati bread but a bit thicker than original one.

I also want to try this curry with coconut milk instead of greek yoghurt. This combination should be also delicious with prawns instead of chicken... I think I've just got hungry:)



Anjamit

Licytacja Dla Szymonka

Przypominam o licytacji dla Szymonka - przedłużamy ją do piątku!


Szymek traci wzrok. Ma prawie 2 latka i nic wcześniej nie wskazywało na to, że może nie widzieć. Jest jeszcze za mały, żeby o tym powiedzieć. Od urodzenia miał problem z ropiejącymi oczkami, ale lekarze zalecili antybiotyki i płukanie kanalików łzowych.
 
Rodzice czuli, że nie wszystko jest w porządku. Szymek był niespokojny. Któregoś dnia zauważyli odblask w prawym oczku synka. Wyglądało to jak zbocze góry lodowej. Od razu udali się do lekarza. Nie byli gotowi na to, co usłyszeli. USG i badanie dna oka wykazały guza na siatkówce.



Zaczęły się chemioterapie - Szymuś ma ich już za sobą 6. Pół roku spędził na parapecie, obserwując to, co jest za oknem. Być może dlatego tak bardzo lubi samochody - najczęściej je widział za oknem.
 
Lekarze chcieli wykonać zabieg brachyterapii, podczas którego jest uszkadzany nerw wzrokowy. Wtedy Szymek byłby skazany na protezę oka, bez szans na jego uratowanie. Rodzice pojechali na konsultację w Londynie. Tam okazało się, że guz Szymka jest bardzo duży, ale jest 80% szans na uratowanie oka. Przy takim leczeniu chemia (melphalan) jest podawana przez tętnicę udową bezpośrednio do oka. Niestety, w Polsce takiej metody się nie stosuje.
 
Rodzice za wszelką cenę chcą uratować oczko Szymka. W kwietniu guz był nieaktywny, jednak po wielkiej radości przyszedł podwójny smutek - podczas czerwcowych badań okazało się, że jest nowe aktywne ognisko guza.
 
Czas nie jest sprzymierzeńcem, guz potrafi szybko zniszczyć oko. Pierwszą dawkę Szymek otrzymał 3 lipca, kolejna czeka go 7 sierpnia.. Zostało niewiele czasu, żeby zebrać pieniądze na drugą dawkę chemii. Aby leczenie się udało, Szymek musi otrzymać 3 dawki leku w 3-4 tygodniowych odstępach.
 
Jeśli tylko uda się zebrać pieniądze, Szymek nie straci oka. Dzięki osobom, które go wesprą, będzie widział kolory i otaczający świat. I przede wszystkim nie będzie się bał. Bo brak wzroku to przede wszystkim strach i ciemność. Biała laska jej nie rozjaśni, uratowanie oka - tak.


Co prawda panuje upalne lato, ale nie zapomnijcie, że już wkrótce jesień - ciepłe i miłe w dotyku kominy przydadzą się jak znalazł, a Szymkek dzięki Waszej hojności zachowa wzrok!



Anjamit

World breastfeeding week

Karmienie piersią jest piękne. Jest potrzebne, nie tylko dziecku...  Dziś mało słów - na to przyjdzie czas. Dziś chciałam zachęcić Was do dzielenia się swoimi zdjęciami, przemyśleniami i wspomnieniami...


Breastfeeding is beautiful. It is needed not only for the child...There will not be many words today - it will be time for that. Today I want to encourage you to share your photos, thoughts and memories...





























Sesja powstała z okazji Światowego tygodnia karmienia piersią.

This session came into being because of World Breastfeeding Week.




Hania ma prawie 19 miesięcy. Nie planujemy kończyć naszej przygody z karmieniem. Jeszcze nie teraz.

Hania is almost 19 months. We don't plan to finish our adventure with breastfeeding. Not yet.




Anjamit

Inspiracje Na Weekend - Painted Stones

Kamienie to bardzo ciekawy i tani pomysł na zabawkę. W dodatku są bardzo inspirujące - jest masa rzeczy które można z nich zrobić. Mogą być ozdobą samą w sobie, można je malować, układać, sklejać albo wymyślać różne zabawy z nimi.


To w sumie pierwszy raz kiedy malowałam kamienie i z pewnością nie ostatni. Do nałatwiejszych to nie należy, szczególnie kiedy uwagę musisz podzielić między kamienie i dwójkę uciekających dzieciaków. 
(Dobrze, że chociaż kamienie nie uciekają.) Stąd też moje wzory są proste. Bardzo proste... Nie mniej jednak sama praca a potem obserwowanie zachwyconych progenitur (ok. tylko jedna jest moja) daje satysfakcję:)


Stones are very interesting and cheap idea for a toy. They're also very inspirating - there are plenty things you can do with them. They can be a decoration, they can be painted, they can make a composition, they can be sticked together. You can also invent various games with them.

This is actually the first time I painted the stones, and for sure - not the last. It's not that easy, especially when you have to divide your attention between stones and kids who are running away. (Good that at least stones aren't.) Well, that's why my patterns are simple. Very simple... But still the work itself and then watching offsprings (ok only one of them is mine) gave me a lot of satisfacion:)



Tego będziecie potrzebowali

That's what you're going to need:




No i oczywiście odrobina inwencji twórczej...

And of course a bit of artistic invention...



Efekty sa takie...

And here are the effects...









Na zdjęciach nie widać jak dzieciom podobają się kamienie, ani jak się nimi bawią. Szczerze, nie miałam siły na bieganie z aparatem w tym słońcu...

You can't see in the pics how kids like those stones or how they play with them. To be honest, I didn't feel like running with a camera in that sun...


Mam nadzieję, że pomysł przypadł Wam do gustu. Może ktoś pokaże swoje kolorowe kamyki?

Miłego Weekendu!

I hope you enjoy my idea. Maybe someone would like to show own painted stones?

Have a nice Weekend!


Anjamit