Dziś temat, moim zdaniem, z gatunku tych cięższych.
Chyba niewiele z nas przyzna się do tego, że używa własnego dziecka jako tarczy ochronnej, broni lub karty przetargowej. Zwał jak zwał...
Najchętniej w kontaktach z teściową.
I bynajmniej nie chodzi mi o zwykłą wymówkę od czasu do czasu dla świętego spokoju.
Mnie też się zdarza powiedzieć, że nie będzie nas, bo Młoda coś się kiepsko czuje.
Inna forma odmowy w grę nie wchodzi - nie skutkuje.
Ale dzisiaj nie będzie o tym, co wiele z nas robi dla świętego spokoju, a o wojnie toczonej za pomocą dziecka.