Odczarowałam się.
W końcu.
To mieszkanie mnie zabijało.
Zabijało moją kreatywność, chęć robienia czegokolwiek, choć do życia...
Jest okropne więc nie wieszałam w nim żadnych praktycznie ozdób.
Schowałam je głęboko tak jak i całą moją kreatywność.
Chowałam przed tym mieszkaniem, chroniłam, nie wiem przed czym pragnąc zostawić wszystko na lepsze dni.
Sama świadomość tego, że wkrótce będzie inaczej odblokowała mnie.
Stopniowo wracam do siebie.
Mam pomysły, marzenia, które chcę zrealizować.
Wraca mój entuzjazm i poczucie własnej wartości.
Choćbym na nowym mieszkaniu miała jeść tynk ze ścian, to tu nie wrócę!
Czas powoli pakować pudła!
A to dowód mojego odczarowania:
Zrobiona z kawałków koronkowej firanki, perłowego guzika i starej podstawy z broszki....
Broszka, która może być gumką.
Gumka, która może być broszką:)
Kolejny przedsmak tego, co mam dla którejś z Was:)
Nawet kawę chce mi się robić lepszą:)
Od ponad roku nie robiłam tutaj żadnej innej poza zalaniem rozpuszczalnej w kubku...
Ta, "mrożona", z ciasteczkami i bitą śmietaną - wyborna:)
A do tego ciasteczka na osłodę i piękna pogoda za oknem.
Zaczyna być pięknie, mimo tego, że jeszcze ciężki okres przed nami wszystkimi.
Z różnych powodów.
Udanej środy!
P.S. Mimo kataru i lekkiego kaszlu idziemy na spacer, szkoda dnia, a Hanka siedząc w domu i tak nie wyzdrowieje - z resztą, czy można katar i resztki kaszlu nazwać chorobą?