Inspiracje na Weekend

Tak jak pisałam, przesunięcie Inspiracji na Weekend spowodowane było wycieczką do Reykiaviku. Fotorelacji niestety nie będzie, bo to nie był wypad turystyczny:) na ten przyjdzie jeszcze czas:) mam nadzieję:)

Dziś mało słów, za to dużo zdjęć:) 
To co miałam zaplanowane niestety nie wypaliło z powodu kiepskiej pogody...ale i tak się nie nudziliśmy:) 

Pierwsza propozycja dla starszych dzieci, ewentualnie do wykonania przez rodzica. Zastosowań planszy, którą widać poniżej jest masa. My wykorzystaliśmy do snapping game:) Zabawa polega na przyklepywaniu podanego przez osobę prowadzącą obrazka - kto pierwszy ten lepszy:)

A planszę przygotowujemy tak:

Potrzebne są kredki i kartka:)


Odrobina zdolności do narysowanie choćby kredki lub kwiatka:)


Coś do zajęcia młodszych graczy:P


Trochę pomysłów...


I gotowe:)



Taką planszę można też wykorzystać do nauki maluchów:)
Ignaś już gra, Hania dopiero się uczy wskazywać poszczególne przedmioty:) 

Druga propozycja to strzał w kolana dla tych, którzy lubią porządek....


Potrzebne są:
Farby nietoksyczne
Pojemnik z wodą
Papier toaletowy do wytarcia rąk
Kartki do malowania
Włóczka do malowania
















A na koniec kąpiel:)



Malowanie palcami to wyzwanie...sprzątanie po tym, to jeszcze większe wyzwanie:) ale ile frajdy:)))

Przepraszam za jakość zdjęć, ale mój obiekw i zdolności nie dają rady przy tak kiepskim świetle....

Za tydzień coś wyjątkowego:)
Będzie gościnnie:)

Pozdrawiamy i wracamy wygrzewać się w słońcu:) trzeba wykorzystać każdy skrawek słońca:)












Posta nie będzie:p

Przepraszamy, ale na wycieczkę wyruszamy...
Zatem dzisiejsze Isnpiracje na Weekend przesuną się na jutro, względnie na niedzielę.
Dziś Reykiavik:)

Do poczytania!
Miłego piątku:)

Anjamit

Co robimy jak nas nie ma?

Pogoda na Islandii nas nie rozpieszcza. Na szczęście w weekendy jest bardziej wyrozumiała i pozwala nam na wyjazdy. Na co dzień pozostaje nam przestrzeń wokół domu, plac zabaw i spacery na pobliskim wzgórzu tuż za domem. 

Krajobrazy dosłownie rzucają na kolana. Przynajmniej mnie...

Jak tu się nie zakochać w czystym powietrzu, wietrze, który (o ile nie jest zbyt silny) smaga twarz zostawiając na niej muśnięcie słońca i jego zapach...






To widoki jakie spotkaliśmy w drodze do drugiego co do wysokości wodospadu Islandii - Háifoss.
Sam wodospad prezentuje się tak...




Jest wysoko...lepiej się nie wychylać, bo jak widać na zdjęciach, barierek nie ma...

Najbardziej popularnym wodospadem Islandii jest Gullfoss. Naprawdę robi wrażenie, mimo, że nie jest największy. Zdjęcie wodospadu jeszcze zamieszczę, mam nadzieję. Niestety pogoda, i potomstwo nie pozwolily nam na zejscie pod sam wodospad...

Natomiast w restauracji przy wodospadzie można zjeść pyszną zupę. Z barana.


Do zupy są bułki i masło - bierzesz tyle, ile chcesz. Zupy też:) a warto, bo naprawdę jest pyszna!


Hani też smakowała:) choć z większym apetytem zjadła ciasto...


Kolejnym wodospadem (a jest ich tu trochę) jest Hjálparfoss - podwójny wodospad. Żałowałam, że nie miałam jakiejś łódki, kajaka czy choćby pontona...Chętnie bym popływała w tym miejscu, niestety woda jest lodowata, więc jedynym wyjsciem jest pływanie w czymś lyb na czymś....




Zdjęcia nie oddają uroku tego miejsca. Ne można poczuć zapachu, zobaczyć jak czysta jest woda...
Jedyne co widać, to to, że pogoda jest bardzo zmienna:) Outfit Hanki jest powalający:)


To jedna z wielu wycieczek jakie częściowo są za nami, częściowo jeszcze przed nami. Kolejny weekend się zbliża, więc szykujemy wałówki:)

Przewartościowanie

Po raz kolejny w życiu dojrzewam.
Tym razem do tego by przewartościować swoje życie. Chyba zaczynam dążyć dobrą drogą. A przynajmniej staram się ją znaleźć. 

Po okresie przestoju i emocjonalnego marazmu chcę znaleźć w życiu spokój. Dotarłam do punktu w którym zobaczyłam, że moje życie nie wygląda tak jak powinno. Że wkradła się w nie zbyt duża ilość niepokoju. 

Isladnia to dobre miejsce na zmiany.

Chcę być lepszym człowiekiem, bo chcę być lepszą matką. Ten, kto uważa się za człowieka dobrego i wad u siebie nie widzi, przypisując obłudę, fałsz, zakłamanie i wszystkie inne, skąd inąd bardzo ludzkie cechy, wyłącznie innym ludziom, nie budzi mojego zaufania. Za grosz nie ufam osobom próbującym mnie przekonać o swej nieskazitelności. 

Jestem świadoma swoich wad, chyba bardziej niż zalet i nie jestem w tym osamotniona. Ta świadomość właśnie sprawia, że chcę je kontrolować, bo pozbyćsię ich nie jestem w stanie. Pewne odruchy leżą w naszej naturze. Gdyby pracą nad sobą dało się pozbyć wszystkich wad, wierzę, że po ziemi stąpały by ideały. Przynajmniej jakiś odsetek ideałów...

Nie chcę przelewać na dziecko swoich lęków ani frustracji. Nie chcę żeby jej poczucie wartości zależało od tego czy ma wypasione zabawki i wypasione ciuchy. Niestety postrzeganie siebie przez dziecko jest w dużym stopniu uzależnione od rodziców ale także od mediów.

Cieszę się, że nie mieliśmy telewizji satelitarnej ani typowo dziecięcych programów, które ograniczają dziecko intelektualnie tworząc zeń typowo konsumpcyjny twór, który musi mieć co raz więcej. 

Ale to nie załatwia sprawy...

Dlatego to, co najlepszego mogę zrobić dla mojego dziecka, to inwestycja w siebie. Własny rozwój w każdym aspekcie. 

Jeśli ktoś w tym poście widzi swoje odbicie polecam przeczytanie tej książki.

A czemu Islandia to dobre miejsce?
Cisza...
Spokój...
Czas...
Bliskość natury...


Zdjęcie autorstwa Kwiatkowego Taty:)



P.s. Hania ma lewą dolną dwójkę, czekamy na dolne czwórki. A moje mordercze instynkty nie były wynikiem jej ząbkowania, a po prostu symptomem zliżającego się okresu...dziś mi już lepiej:)

Zębowy horror...

Nie wyrabiam.
Od piątku marudzenie Hani wbija mi się w głowę jak jakiś drut kolczasty.
Śmiało mogę powiedzieć, że "mam teraz w głowie koncert chmary drozdów z towarzyszeniem zardzewiałego szybu naftowego". Moje instyknty mordercze właśnie zaczynają wychodć z ukrycia. Jeszcze tylko nie wiem czy bardziej mam ochotę mordować otoczenie czy może zmasakrować samą siebie.

Prócz paskudnych dolnych czwórek powodujących niemoc u mojego dziecka oraz bóle wszelakie, gorączkę, dziwne radioaktywne kupy i marudność wszelaką doszedł nam jeszcze, a raczej powrócił konflikt Ignasiowo - Hankowy.

Byle tylko nie zwariować, byle tylko....
Uuuuuussssssssaaaaaaa......

"Jestem Oazą Spokoju... Pie**olonym k**wa zaj**iście wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora.. Prawdę mówiąc jestem wyluzowana jak wagon pełen pie**olonych tybetańskich mnichów. JESTEM OAZĄ SPOKOJU!!!

Korzystając z chwili spokoju wyciszam się, bo inaczej wybuchnę. I nie będzie to pierdnięcie w rodzaju Eyjafjallajökull. Raczej Katla albo Laki. A jeśli już w klimatach islandzkich jesteśmy, to może w końcu uda mi się wrzucić wycieczkowy post....
Może......


Anjamit

Ekologicznie = Ekonomicznie - wyniki konkursu

LHania jest jeszcze za młoda by znać i rozumieć pojęcie ekologii czy ekonomii, ale wiadomo, że czym skorupka za młodu nasiąknie...Dlatego też pokazujemy Młodej o co chodzi z prądem, że raz jest, a raz go nie ma. Że balo* razświeci, a raz nie. Opowiadamy też dlaczego tak się dzieje. Na razie to nasz jedyny sposób na zaznajomienie Hani z energią, ekologią i ekonomią. 

W jaki sposób będziemy uczyć ją gdy podrośnie? Na pewno przez dawanie dobrego przykładu. Nie lubię gdy światło świeci się bez potrzeby. Gorzej z innymi sprzętami, bo lubię jak coś za uchem brzęczy. Nie mniej jednak staram się by dom nie był rozświetlony tysiącem świateł, by w użyciu nie były wszystkie sprzęty, w dodatku toczę odwiedzną wojnę ze Ślubnym o wyjmowanie wtyczki ładowarki z kontaktu....

Teraz też zostałam zainspirowana tą wypowiedzią, która od razu stała się moim faworytem w konkursie. 


Pojęcie energooszczędności jest niezrozumiale dla wielu dorosłych, a co dopiero małych dzieci. W związku z tym naukę tą należy rozpocząć jak najwcześniej.

Rewelacyjnym sposobem jest opowiadanie bajek i opowieści o dobrych postawach, np.: Opowieść o jeżyku, który gasił światło na noc, żeby świetliki miały zajęcie. Albo bajka o kotku, co nie zostawiał włączonego radia kiedy wychodził z domku, bo lubił jak w czasie jego nieobecności muzykę tworzyły świerszcze. 

Przekazujemy tą wiedzę podczas wykonywania codziennych czynności, tak banalnych jak mycie rąk, kąpieli, używania sprzętów napędzanych energią elektryczną. 

Mamy nadzieję, że dzięki temu zasiejemy małe ziarno, które w przyszłości da duży plon energooszczędnych zachowań naszej córki.


To wypowiedzi Mio i Mao, za którą serdecznie dziękuję!

Jako, że nagród ufundowanych przez Boscha jest 5 a odpowiedzi, niefortunnie niestety, 6 wybór najlepszych odpowiedzi jest ciężki... Chciałabym nagrodzić wszystkich, ale nie mogę. 
Zestaw Rycerza Zielonego Królestwa wędruje zatem do:

- Mio i Mao
- Joanny P.G
- Dagmary Głowani
- Moniki K.
- Mama Misi i Tosi

Prosimy o przesłanie adresów na maila: ania_jarmula@wp.pl


 Dziękujemy Boschowi za wspólną zabawę i za nagrody.

Co do sprzętu Boscha, to trzeba przyznać, że firma stara się by sprzęt projektowany był zgodnie z ekologicznymi trendami. Urządzenia Boscha są wydajne w pracy, a oznaczenia energooszczędności sięgają oznaczenia A+++, co w praktyce oznacza zużycie energii mniejsze o 50% w porównaniu do klasy A (porównanie to dotyczy chłodziarek). 

Z kolei Zmywarki ActiveWater z systemem suszenia EcoZeolith ® znacząco redukują zużycie energii elektrycznej,bo aż do 30% energii mniej (0,67 kWh / załadunek 13 kompletów naczyń) w porównaniu do klasy A.

Szkoda, że nie trafiłam na te informacje kiedy wybieraliśmy lodówkę...niestety nasza się popsuła oodczas transportu do Anglii...wezmę to pod uwagę przy kupnie zmywarki. To jesdno jest pewne!!!

Kupując sprzęty AGD szukajcie tego znaczka



Powięcej informacji zajrzyjcie na: 
http://www.bosch-home.pl/green-technology.html

Zarówno wpis jak i konkurs sponsorowane są orzez markę Bosch.



* po Hankowemu lampa

Inspiracje na weekend - ciastolina

Nie lubię kiedy zjada mi cały post.....może uda mi się go odtworzyć w takiej formie w jakiej był....

Zawsze chciałam zrobić domoową ciastolinę, odkąd tylko zobaczyłam na zabawowym spotkaniu dzieci w ramach Klubu Mam z Kielc. Odstraszało mnie jednak stanie nad garem i gotowanie całej masy, no i wizja uklejonego, przypalonego garnka....

Tym razem chciałam się przełamać, ale okazało się, że można bez gotowania!


Mimo braku soli ciastolina wyszła rewelacyjnie. Początkowy przepis inspirowany zawartością internetu, a dokładniej przeróżnych blogów, został zmodyfikowany, a Kwiatkowa Mama zapewniła mnie o 100 procentowym powodzeniu akcji:)

A ja zrobić ciastolinę?

Potrzebne będą:

Szklanka mąki
Pół szklanki wody
Łyżka oleju - w praktyce może się okazać, że znacznie więcej (dla uzyskania odpowiedniej plastyczności)
Barwnik spożywczy lub farba nietoksyczna (ja użyłam farb organicznych Anulki - Hania zjadła i żyje:P )
Można dodać esencji waniliowej, choć nie polecam przy dzieciach pakujących wszystkiego do paszczy...ja nie dałam, a Młoda i tak zeżarła swoje...

Wszystko razem mieszamy i zagniatami na jednolitą masę, dodając oleju lub mąki w zależności od potrzeb. Nie przejmujcie się gdy początkowo wyjdzie Wam marmurkowa masa zamiast jednolitej. Możliwe, że kolory będą musiały się przegryźć.


A potem już tylko zabawa:)

Można więc ugniatać....


Rolować...


Rozrywać, zlepiać i próbować:)


Można też skakać...


Odbijać ślady odnóży...


Mieszać kolory, uzyskując zupełnie nowe


Można też ulepić motylka na papierze, albo inne zwierzę:P











Zabawa przednia i to na kilka dobych dni, gdy się odpowiednio przetrzymuje ciastolinę:)

Zawinięcie w folię odpada - rozmiękczy się i będzie do niczego. Polecam pojemniki po jogurtach, serkach, śmietanie - czymkolwiek, co ma wieczko. W takim opakowaniu najlepiej naszą ciastolinę włożyć do lodówki:) 


No to miłej zabawy Wam życzymy i kreatywnego weekendu:)
Nasz taki będzie na pewno:)











Dla Ciebie wszystko


Dużo ostatnio rozmawiamy z Anią ( Vel. Matką Kwiatka). W końcu mamy na to czas. Rozmawiamy o życiu, naszych przeżyciach, naszych marzeniach i planach, o wychowaniu dzieci....No właśnie...O wychowywaniu dzeci rozmawiamy zdecydowanie najczęściej. Jakoś tak się składa, że to temat nam najbliższy ostatnimi czasy:) 

Dziś zastanawiałyśmy się jak to jest "mieć wszystko". Wiadomo, że nie można mieć wszystkiego, ale można mieć naprawdę wiele. Zastanawiałyśmy się nad tym oczywiście z punktu widzenia dziecka.

Rodzice często mówią "chcę by moje dziecko miało wszystko/ to czego ja nie moglam-em mieć" i tym samym rekompensują dziecku braki własnego dzieciństwa. Ja sama do niedawna chciałam tego samego. I żal mi dupsko ściskał, że z finansami tak kiepsko, że wystawy sklepowe i strony internetowe mogę jedynie oglądać. Że wszystskie znane mi dzieci zabawek mają tony, a Hanka ledwo jeden kosz (śrenich wymiarów w dodatku) i może jedną półkę regału... 

Obserwując Hanię bez zabawek ( bo wszystkie poszły wraz z meblami do Anglii) doszłam do wniosku, że dziecko nie potrzebuje tony zabawek. Owszem Hania korzystała z zabawek innych dzieci, kiedy u nich była,  poza tym zostały jej paluszkowe pacynki i gąsieniczkowe książki w liczbie 4, plus ścieralna tablica magnetyczna kupiona na podróże samochodem lib samolotem. Tyle... 

Ania wychodzi z założenia, z którym się zgadzam, że gotowe, sklepowe zabawki bardzo często zabijają wyobraźnię. W dodatku dziecko nie jest w stanie zająć się więcej niż trzema zabawkami na raz. Stąd też Ignaś nie ma tony zabawek, a teraz w trakcie przeprowadzki większość z nich jest schowana i wyjmujemy je po kolei co kilka dni.

Dzięki temu uwierzyłam, że by zrobić coś w domu nie jest potrzebne ogłupianie dziecka bajkami, nawet tymi wyszperanymi w sieci czy puszczonymi z satelity. Owszem czasem włączamy Pepę czy Pocoyo, ale po 2 góra 3 odcinkach sami tracą zainteresowanie bajką. 

Nadmiar zabawek i rzeczy, które dziecko pragnie może utwierdzić dziecko w przekonaniu, że wszystko się mu należy. Poza tym, pomijajac zabijanie wyobraźni, ogranicza też kreatywność.

Pamiętam jak w dzieciństwie chodziłam ze swoimi lalkami Barbie (miałam 2- jedną od rodziców, drugą starą, używaną w spadku po dalekiej kuzynce) do sąsiadki, która miała domek dla Barbie. Pamiętam, jak inne dzieci przychodziły do nas taplać się w basenie dmuchanym albo bawić się piaskiem na starej studni. Pamiętam jak chodziliśmy do kolegi, bo miał hamak....

To uczyło nas życia w grupie, zachowań społecznych. Albo się dzieliłeś, albo byłeś wyrzutkiem. I nie było to dzielenie, bo mama kazała. Rodziców tam nie było....

Czy dziecko, które ma prawie każdą zabawkę, jeszcze zanim o niej pomarzy, będzie miało motywację do tego by się dzielić samo z siebie? Wątpię, bo przecież albo ma taką samą zabawkę, albo o nią poprosi rodziców.  U nas działało to na zasadzie wymiany. Ty masz moją zabawkę, ja wezmę Twoją....

Czy to znaczy, że przestanę Hani kupować zabawki? Nie. Ale będę kupowała rozważnie. Tak jak do tej pory. Praktycznie każda zabawka Hani kupiona przez nas jest przemyślana ( poza dwoma typowo grającymi i świecącymi) - ma uczyć i uczy. Mam zamiar więcej czasu poświęcać na robienie jej zabawek, najlepiej razem z nią. Chcę by wyrosła na kreatywną osobę, która nie zna słowa "nuda". 

Dlatego też wracamy z cyklem Inspiracje na Weekend. W końcu mamy na to czas:)  W głowie tli się jeszcze jeden pomysł, ale o tym na razie cicho sza:) 

Czekajcie na kolejną inspirację w piątek:)

BTW najlepsze co można dać dziecku, to dobrze spędzony czas, ewentualnie towarzystwo innych dzieci:) Moja mama twierdzi zaś, że najlepsze, co można dać dziecku, to rodzeństwo. Na co komu na starość zabawki? A rodzeństwo i owszem:) 

Sis pozdrawiam Cię:* dobrze, że jesteś mimo naszych tarć:) 


Anjamit

Co się nosi na Islandii?

Przede wszystkim na codzień w mniejszych miejscowościach nie zwraca się uwagi na to, co się ma na sobie - tak przynajmniej słyszałam. Potwierdza się to też w rzeczywistości. Ma być wygodnie, ciepło i praktycznie, czyli na cebulkę. Bo pogoda na Islandii zmienia się baaaaardzo często i szybko.

Ale nie samym dresem i sztormiakiem człowiek żyje. Poszperałam więc w sieci i wygrzebałam kilka perełek. Teraz tylko trzeba czekać na wyprzedaże i polować:)

A Wy cieszcie oczy:)

Na początek coś bardzo oficjalnego - propozycja od Beromy.
Po więcej cudów zajrzyjcie tu - znajdzciecie o wiele więcej perełek.

Źródło - https://www.facebook.com/BeromaVerzlun

Kolekcja Sunbird jest mniej oficjalna i bardzo bogata.






Źródło - http://sunbirdkids.com/

A teraz hit nazywany Baby Seal.
Jak widać rozmiary są także dla dorosłych;)



Źródło - http://babyology.com.au/miscellaneous/more-from-iceland-–-beautiful-designs-for-kids.html

Maluchy wyglądają w tym uroczo i z pewnością Baby Seal ogrzeje każdego w chłodne wieczory, przypominając także o cenie, która niestety nie jest mała....

Propozycje następnej marki są bardziej klasyczne niż powyża, ale równie urzekające.

Źródło - http://kattomenium.wordpress.com/tag/kids-fashion-2/

Źródło - http://kattomenium.wordpress.com/tag/kids-fashion-2/

Poniżej cuda od Iglo Kids 








Źródło - http://www.iglokids.com/


Jak widać moda dziecięca na Islandii to nie tylko swetry, choć te bezsprzecznie ją dominują.
O swetrach jednak innym razem :) 

Przyznaję szczerze, że Iglo Kids jest moim faworytem. Które propozycje podobają się Wam?

P.S. Pisanie postów na iPadzie do najłatwiejszych nie należy, proszę Was o wyrozumiałość:)

Przypominam, że do końca dzisiejszego dnia macie możliwość wzięcia udziału w konkursie - http://mamadoskonala.blogspot.com/2013/06/ekonomicznie-ekologicznie-konkurs.html


Anjamit