Niedziela? Jaka tam niedziela...

Jak się jest mamą to się niedziel nie ma. Nie ma się też świąt i innych wolnych dni. Tzn - teoretycznie się ma.
Teoria jednak z praktyką się raczej nie lubią więc w praktyce matka nigdy wolnego nie ma...
Czy to piątek, świątek czy niedziela matka zapitala ze szmatami, mopami, odkurzaczami, wiadrami, a potem jeszcze z warzechami, chochlami, garami innymi -ami.
Jednym słowem taki I- robot. Tyle że w wersji zasilanej kawą albo koksem. Bo Stwórca nie przewidział ani akumulatora, ani wtyczki do prądu, ani miejsca na baterie. 
Radź se sama - ładuj się jak umiesz...

No to się naładowałam wizją tego, że jak prędko zrobię co mam zrobić to może zjem śniadanie nim soki trawienne do reszty strawią to, co z mojego żołądka zostało.
Wyprowadziłam więc psa sąsiadów (bo znów wyjechali, szczęśliwie na jeden dzień). Rybek nie karmiłam, bo ostatnio omal nie pomogliśmy im w przeprowadzce do rybiego nieba. A konkretnie Ślubny mój chciał pomóc. (Potem tylko z rozbrajająco niewinną miną stwierdził "ja sypałem dwie większe szczypty". Cóż ryba nie zna diety PŻ* i się przeżarła...)
Po powrocie dziecię nasze przygotowałam do całodziennych harców i wzięłam się za przygotowywanie mieszkania na owe harce.
Odkurzanie, mycie podłóg, uprzątniecie "ile się da", a da się niewiele.
Potem jeszcze pranie, wieszanie prania, w tak zwanym międzyczasie śniadanie (o 11 - WOW!), odgruzowanie kuchni, gotowanie zupki dla bachorstwa, które maminą zupką wzgardziło.
A matula się starała...
Z miłością obierała pół buraczka, pół pieruszki. Gotowała małą garść razowego makaronu i jajeczko i natkę pietrusi porwała starannie i wszystko częściowo zmiksowała, co by dobry barszczyk dla niuni córuni był, a bachorstwo co???
Żreć nie będzie. Cycka matka daj. Pietruszka jest trująca....

Na szczęście teściowie na obiad zaprosili....uffff.....
No ale potem obiad mężowi, na spacer z potomstwem, do teściów pomidory przetwarzać a na koniec ZU HAUSE...A tam kąpciu, kąpciu i...
Coś mi tu zajeżdża.....
Na sam koniec tego jakże wspaniałego dnia okazało się, że na moją przygotowaną  do spakowania podusię najszczał jakiś sierściuch na J....

W mordę jeża, a koguta w dziób...

Na sam koniec końców nakręcę sobie chyba  ukrińską zabawkę na czas kryzysu i będę się śmiała jak głupi do sera. 
A co? 
Przecież, że matka ma dekiel zjechany to nie nowość...





*PŻ - Przestań Żreć!!!!!!!!!!!!