Wczoraj wybraliśmy się do lekarza celem zidentyfikowania Hanikowej wysypki...Skończyło się na szczepionce, a co to jej na twarzy wyskoczyło, nadal nie wiemy. Trzeba obserwować. Najprawdopodobniej uczulenie na krem, ale zobaczymy. Krem poszedł w odstawkę. W przyszłym tygodniu i tak wybieramy się do przychodni na kontrolę bioderek, więc przy okazji (o ile nie zrobię tego wcześniej niż w piątek) umówimy się z panią doktor i sprawdzimy co i jak...
Póki co Hanuszkowe nóżki dziobali igłami. Z takim wyrzutem patrzyła na mnie, że myślałam, że ze stołka spadnę. W ogóle cała ta wizyta mnie zestresowała jak diabli...A to wszystko przez silny odruch ssania Hanki....Tak się biedna zestresowała ważeniem, mierzeniem i całą tą sytuacją, że usiłowała pożreć swoją piąstkę i palce taty i na nic zdały się tłumaczenia, że "tak pani doktor, karmiłam córkę przed wyjściem", bo owa doktorzyca i tak ubzdurała sobie, że dziecię karmione nie było. "Przecież, to duże dziecko, potrzebuje jedzenia. Na pewno była karmiona?"......NIE DO CHOLERY! A ten przyrost wagi, to się chyba z powietrza wziął....
Potem jeszcze ochrzan, bo Małej jakiś paproszek zaplątał się między paluszkami, które do buźki pchała - na prawdę nie sądzę, żeby nawet najbardziej spostrzegawcza matka była w stanie wyłapać wszystko, zwłaszcza w sytuacji, gdy ktoś zasłania jej widok na własne dziecko...
To jeszcze nie wszystko. Ktoś nas w błąd wprowadził jeśli chodzi o cenę szczepionek skojarzonych, a że u nas z kasą krucho, zdecydowaliśmy, że zaszczepimy starymi szczepionkami. I tu się okazało, że pielęgniarka jest znajomą teściowej...Moje przerażenie w oczach to nic w porównaniu z miną męża, kiedy z ust owej pani padło "macie wykombinować te pieniądze, bo inaczej babcia się o wszystkim dowie". Przecież bylibyśmy ususzeni, gdyby teściowa się dowiedziała (od koleżanki zwłaszcza), że poskąpiliśmy 100 złotych na szczepionkę dla dziecka. Na szczęście okazało się, że to 100 złotych (o czym pojęcia bladego nie mieliśmy, bo zostaliśmy wprowadzenie w błąd). Byliśmy przekonani, że 300 za dawkę - stąd decyzja o starych szczepionkach...Hanka dostała nowe, a nam kamień spadł z serca.
Po tej wizycie sama miałam ochotę przyssać się do maminego cycka, żeby tą traumę jakoś zapić:P Makabra. A Hanka jak w gabinecie cycka dostała to się okazało, że dupa, a nie głód. Po prostu chodziło o to, by się dossać i poczuć bezpiecznie. A ja się czułam jak debil, któremu się dziecko trafiło i teraz nie wie, że trzeba karmić, że rączki mają być czyste, że nowe szczepionki są itd....
I gdyby nie fakt, że owa doktorzyca dobrym lekarzem jest, to więcej byśmy do niej nie poszli. Jest specyficzna, ale skuteczna, Taki "mini" House w spódnicy..
A w domu było tak: