Rozłożyło mnie w tempie ekspresowym. We wtorek wieczorem poczułam ścisk w gardle więc zażyłam tantum verde. W środę z godziny na godzinę było co raz gorzej. Wieczór i noc spędziłam na zbijaniu gorączki, która urosła aż do 38.6, co jak na mnie jest bardzo wysoką temperaturą.
Dziś poszłam do lekarza...
Pan doktor stwierdził
"Ale ogień..."
i niestety przepisał antybiotyk:(
Raczej innego wyjścia nie miał, bo sama czuję, że z moim gardłem jest źle.
Jest krwisto czerwone, opuchnięte do tego stopnia, że migdałki mogłabym sobie chyba wyjąć, a każde przełknięcie śliny to przeogromny ból. Od tego bolą mnie węzły chłonne i uszy...
Makabra......
Problem w tym, że nie mogę karmić Hanki przy tym antybiotyku:(
Nie mógł mi przepisać innego, bazującego na amoxycylinie, przy której ponoć w ostateczności można karmić, a to dlatego, że najprawdopodobniej mam na to uczulenie i mogłabym dostać zapaści...
Jak nie urok to....
A nieszczęścia chodzą trójkami nie parami....
To niby tylko pięć dni, ale boję się, że może to wpłynąć na dalsze karmienie:(((
Będę odciągała pokarm, żeby utrzymać laktację, tylko czy mi się uda skoro laktację mam już na tyle unormowaną, że odciągnąć się da zaledwie kilka kropel???
Jestem załamana...
Coś dużo u nas w rodzinie ostatnimi czasy przeróżnych paskudztw:(
Jutro sądny dzień...
M. jedzie na biopsję gruboigłową...
Potem zostaje tylko czekać na jej wynik...