Wczoraj byli znajomi.
No nie mogło być inaczej jak tylko cyrkowo.
Bo Hanka przecież w centrum uwagi.
Pomijając już fakt kokietowania cioci A. i wujka P., bo przecież zaszczytu otrzymania tylu zalotnych spojrzeń i nieśmiałych uśmieszków spod lekko opuszczonej główki nie każdy może dostąpić.
To Hankowe czarowanie skończyło się ciasteczkiem.
Wujek P. dał się omotać i uradował dziecko ciastkiem.
Całe szczęście, że Młoda nie jada takich rzeczy praktycznie wcale, więc była w stanie zjeść tylko pół.
Wolała paluszki juniorki i swoje biszkopciki...
I piwo taty...
Od razu zaznaczam, na wypadek czytania tych słów przez jakiegoś kuratora czy innego miłego...
Wolała - nie znaczy, że dostała...
A co się działo jak nie dostałą to już każdy może sobie dopisać.
No więc, Hanka była w centrum uwagi.
A to znaczy, że działy się rzeczy szalone i godne przynajmniej zdjęć jak nie filmu, niestety bolące nas ze śmiechu brzuchy nie pozwalały dotrzeć do aparatu.
Istniała też obawa, że kiedy Hanka zobaczy sprzęt w dłoniach mamy zakończy swój szaleńczy popis.
Zaczęło się od tańców.
Tańce Hankowe zaczynają się od wciśnięcia guzika od sortera, który zgodnie z założeniem producenta "uwalnia" muzykę po włożeniu klocka.
Nic bardziej mylnego, jeśli myślicie, że ona ta muzykę "uwalniała" klockiem.
Dziecko głupie nie jest, ale leniwe bywa:P
Wszystkie guziczki wciska paluszkiem i zaczyna tańczyć.
A taniec wygląda komicznie, bo Hanka siedzi tak jak nie powinna, czyli w "V" i podskakuje na pupie śpiewając do tego głośno "aaaa-aaaa-aaaa" ewentualnie "laaaaa-laaaaaa-laaaa".
I co z tego, że jej te nogi wyprostuję?
Za chwile i tak wraca do ulubionej pozycji (siła ani pomysłu już nie mam jak z tym walczyć).
Hanka stwierdziła, że publiczności się podoba, więc przeszła do akrobatyki...
Wiecie jak sika pies?
Tyle, że pies - pies, nie pies - suka....
NO, to Hanka właśnie w takiej pozycji lejącego psa, śpiewała dalej i machając tą nogą w powietrzu usiłowała trafić kota.
Oczywiście trafiła, oczywiście byliśmy pewni, że się kot obroni i ugryzie po czym czmychnie gdzieś...
Ale kot był zdesperowany.
Kot desperacko MUSIAŁ zostać na TYM miejscu.
I owszem przeszkadzało mu to, że to małe COŚ macha mu nad futrem swoim odnóżem, ale ani myślał wstać, gryźć czy uciekać...Co najwyżej przesiadał się 5 cm dalej.
A Hanka za nim w pozycji lejącego psa....
Mina kota była bezcenna...
I naprawdę, gdybym wiedziała, że zrobi mu krzywdę to bym ją wzięła.
Ale ona się musi nauczyć, że kotek ugryzie kiedy go zaboli.
Najwyraźniej go nie bolało.
Potem Hanka przeszła samą siebie i samego Chucka Norrisa wykonując półobrót godzien wspomnianego.
Pół obrót oczywiście z pozycji lejącego psa....
Tego kotu było za wiele, choć nie oberwał i daleko do tego było...
Zwiał na oparcie fotela, bo tam go to małe pełzające ZUO nie dorwie...
Spoko...My sami czekamy na więcej szaleństw Panny Hanny;)
A Wam życzymy udanego piątku:)