Miało być o czymś innym, ale co ma wisieć nie utonie.
W ramach walki z tęsknotą wzięłam się za naukę szycia.
Na początek poszły rzeczy proste, żeby nie powiedzieć banalne, ale potrzebne.
Było (i nadal jest) zapotrzebowanie na poduchy do Hankowego namiotu.
Powstała zatem poducha z tego, co było w domu.
Z jednej strony jest bawełna z elastanem, z drugiej polar.
Też wybrałam materiały jak na początek, prawda???
Poducha wyszła krzywo, ale ciiiiiii...
A krzywo, bo tak to jest jak się nie ma wszystkich potrzebnych rzeczy, a w oku miarki nie ma...
Zakupy mam już zaplanowane, następna poducha musi wyjść należycie:)
Powstały też woreczki do Hankowych ćwiczeń i zabawy w ogóle:)
Woreczki to też wytwór powstały z domowych zasobów.
Na razie w liczbie czterech, co widać na zdjęciach.
A to czego nie widać to ich wypełnienie - kukurydza, fasola i kasza gryczana, ale uwaga - zaszyta w foliowym woreczku dla efektu szeleszczenia.
Szeleści idealnie!
Woreczki wyszły równo - ufff.
Mają inne mankamenty:P
Zdjęcia z zadowoloną właścicielką brak.
Bo właścicielka ostatnio nie w humorze po tym jak wyszła jej dolna dwójka i na chwilę przed pojawieniem się, o zgrozo, czwórek.........
Na szczęście udało się pstryknąć kilka zdjęć (ku uciesze tatusia - mam nadzieje;) ) podczas spaceru.
Oby jutro było tak pięknie.
Niestety jutro mamy cały dzień wolny.
Ani pracy, ani rehabilitacji.
Czemu niestety?
Bo jak nie biegam to tęsknię....
Odkąd wyjechał Ślubny bardziej wolę tygodnie niż weekendy.
A ten teraz będzie dopiero drugi...