Miałam się chwalić to się chwalę, choć z lekkim poślizgiem...Cóż niektóre rzeczy, zwłaszcza te martwe nie znają litości...Mój pęcherz też. Chyba nie obędzie się bez wizyty i leczenia...
Ale miało być chwalenie a nie ględzenie...
Mój dom rodzinny to dla mnie miejsce magiczne. Takie w którym wracam do czasów dzieciństwa, a odkąd jest Hania moje wspomnienia stają się bardziej wyraźne, niemalże namacalne. Bo nagle z czeluści strychu wygrzebane zostają stare misie, stare klocki, nasze spinki do włosów, które w niczym nie przypominają cudeniek wytwarzanych dziś, nasze stare książki. Z tych czeluści wygrzebany został też domek...
W nim spędziłam dużo czasu i ogromnie żałowałam, że moje dziecko nie będzie miało tej możliwości. A jednak:D Co prawda materiał przez lata zdążył się skurczyć i bardzo wyblakł, ale domek nie stracił swojego uroku. Na razie jednak domek zostaje na miejscu. Chce by Hani kojarzył się z domem dziadków. Ona dostanie swój własny.
Prócz moich sentymentów z dzieciństwa czekały na nas cudowności częściowo wypatrzone na blogach, ale wybrałam tez kilka pozycji, których jeszcze nie widziałam nigdzie. Strzał w 100 od razu z każdą z nich:D
A tą sie chcemy podzielić:) Bo zakupiłam więcej:D
To zabawna, wierszowana historia (niestety po angielsku) o pewnej myszy...
Bardzo żarłocznej w dodatku... Po przeczytaniu okazuje się, że obżarstwo nie zawsze się opłaca, i z reguły kończy się kiepsko...
Jeśli ktoś ma ochotę to wystarczy
- wrzucić baner na bloga lub FB
- napisać komentarz z proponowanym zakończeniem książki - a co pośmiejmy sie trochę:D - nie musi być po angielsku;)
- zostawić w komentarzu namiar na siebie
- miło będzie jeśli nowe osoby dołączą do grona obserwatorów lub polubią na FB:)
Zabawa trwa do 30 września:)
Ale żeby nie było, że tylko dziecko czyta... Matka tez się trochę obkupiła;D
Trochę literatury fachowej - wszak samokształcenie to podstawa:) No i oczywiście mój ukochany Schmitt. W planie mam przeczytanie wszystkich jego książek i kupienie znacznej ich większości. Albo nawet wszystkich:D A co:)
Następnym razem w planach jest też Gra o Tron. Oj będzie trzeba dokupywać bagaż;)
W tym roku, po raz pierwszy od kilku lat udało mi sie spędzić urodziny w rodzinnym domu. To były zupełnie spokojne urodziny. Minęły, a wraz z nimi rok mojego życia, rozpoczynając tym samym kolejny. Oby bardziej stabilny:)
Z okazji urodzin czekała na mnie miła niespodzianka. I to nie jedna:) Dostałam od mojej mamy, która po chemii i półtoramiesięcznej radioterapii wróciła do szycia, torbę na robótki. A torba filcowa. Z sową. A sowa się paczy:D
A do torby były jeszcze moje wymarzone druty Knit Pro, w których zakochałam się będąc u Kwiatkowych Rodziców. Tak, tak Kochana - doczekałam sie swoich drewniaczków:) One same robią robótkę, ale Ty to przecież wiesz:D
A zatem robię kolejny komin, bo ten będzie prezentem. Potem będzie komin na zamówienie, z tej samej włóczki, bo ona jest cudna! Potem będą kolejne. Bo mama chce, bo teściowa chce. I będą tez inne rzeczy. Bo nie samymi kominami świat stoi:D
Uffff....Ale to nie wszystkie rzeczy, które na nas czekały, tu w Cieszynie. Jest ich o wiele więcej, ale o nich innym razem. Jutro żegnamy się z Cieszynem i wyruszamy do Kielc. Tam tez na nas czekają...Dziadkowie stęsknieni za Hanką i przyjaciele...No i parę kolejnych cudowności:) Ale to jutro, a dziś Hanka skończyła 20 miesięcy. Z tej okazji stwierdziła, że:
-" myja" - po czym próbowała wykurzyć babcię z kąpieli dobijając sie do drzwi...
- "dziadka" - do prawdy nie wiem o co kaman z tymi końcówkami na "a"...tzn. domyślam się o co;)
- "Grześ" - i tym rozwaliła nas na łopatki, bo imię jej ojca do łatwych nie należy
Stwierdziła też parę innych w ostatnich dniach, na przykład:
- "muszka psik" - padliśmy ze śmiechu, bo raz, że "muszka" w wydaniu Hanki to coś obłędnego, dwa, że w ten sposób objawił sie Hankowy terytorializm;)
Dzieje sie, oj dzieje:D Dziecko mi rośnie:D
Kolorowych:)