Przerwa w nadawaniu...

Kochani!
Ostatnio biegam w kółko.
Jestem w stanie totalnego wyczerpania.
Przerwa w nadawaniu potrwa na pewno do soboty, a możliwe, że dłużej.
Sprawy komplikują się i zmieniają z prędkością światła.
W zasadzie to momentami nie wiem jak się nazywam i jaki jest dzień tygodnia.
Rzeczywistość sprowadziła mnie na ziemię i nie mam czasu na nic.
Ani dla siebie, ani dla Hani.
A już na pewno nie na to, żeby roztrząsać czy analizować napływ informacji z otaczającego świata.
W dodatku ze zmęczenia robię się uszczypliwa:P




A zatem do poczytania!


Anjamit

Czy na pewno heroizm?

Dzisiejszy temat kołacze mi się po głowie przez pół dnia.
Moje rekcje zmieniały się z minuty na minutę.
Pogląd na całą sprawę również....

Rzecz się tyczy byłego biustu Angeliny Jolie...

Od razu zaznaczam, że ów post nie jest krytyką wyboru Jolie, a jedynie wyrazem własnych przemyśleń, z którymi nie musicie się zgadzać.

Ci z Was, którzy są z nami dłużej, wiedza, że moja mama choruje/chorowała na raka piersi.
Obecnie jest w trakcie leczenia...

Czy gdybym Wam powiedziała, że profilaktycznie usunęłam sobie piersi uznalibyście to za akt heroizmu?
Czy byłabym równie wielka w Waszych oczach jak Jolie?
Pewnie nie, bo nie pojawiam się na okładkach gazet, a moje cycki nie są warte "milijony", a przynajmniej nie dla Was i reszty świata (innego zdania są Hanka ze Ślubnym).

Ja rozumiem, że wykrycie wadliwych genów daje duże ryzyko zachorowania, ale nie jest równoznaczne z zachorowaniem.
Osoba z wadliwymi genami nie koniecznie zachoruje na raka tak jak i osoba zdrowa (ze zdrowymi genami) może nań zachorować.

Po przemyśleniu całej tej sytuacji myślę, że rozumiem czym kierowała się Jolie.
Wiem jak wiadomość o chorobie przeżyła moja mama, nasza rodzina, w tym i ja.
Choć nie ma mnie przy niej, to wiem jak wykańcza ją chemia.
Jak faszeruje się lekami żeby zwalczyć neutropenię i jak ona sama daje się jej we znaki.
Wiem jak się bała o siebie i jak boi się o nas...
Chyba żadna matka nie chce tego dla swoich dzieci.
Rozumiem jej wybór.

Nie rozumiem całego zamieszania, albo raczej traktowania tego wyboru jako czynu heroizmu.

Bo gdzie tu heroizm?

W tym, że przyznała się do tego publicznie?
Gdyby tego nie zrobiła, to prędzej czy później wyszłoby to na jaw.
Tyle, że nie byłoby to tak medialne i nie miałoby takich konsekwencji społecznych.

Zgadzam się z tym, że cała ta sytuacja przyniesie więcej dobrego niż złego, ale przed takim wyborem staje codziennie wiele set, a nawet tysięcy (o ile nie więcej) kobiet.
Tylko nie wszystkim jest dana taka ochrona zdrowia.

To, co pokazują w TV to ładny obrazek.
Prawda jest taka, że nie zawsze i nie wszędzie kobieta zagrożona może zrobić sobie mastektomię na życzenie.
Bo NFZ nie ma pieniędzy.
Taniej jest operować i wyciąć guz niż usunąć pierś
(przynajmniej takie informacje od swojego onkologa otrzymała mama).

Co więcej, nie zawsze przy zdiagnozowaniu raka piersi wykonywana jest mastektomia.
I nie zawsze jest to kwestia wyboru pacjentki.

Więc gdzie tu heroizm pytam raz jeszcze?
Że kobieta mająca miliony na koncie chce ratować swoje zdrowie...

Co powiedzieć ma zwykła Kowalska, której nie stać na usunięcie piersi prywatnie?
Której nie stać na prywatne leczenie więc stoi miesiącami w kolejkach bojąc się o los swojej rodziny i własne życie nie mniej niż Jolie o swoje?

Czy mastektomia Jolie może przynieść otuchę Amazonkom lub przyszłym Amazonkom?
Nie wiem. Jednym może tak, innym nie.

Ja osobiście byłabym wściekła, że ktoś zdrowy (u Jolie nie stwierdzono raka, a jedynie predyspozycje doń) robi z siebie bohatera bo usunął sobie coś, element siebie. Ważny element kobiecości...
Nie twierdzę, że piersi są sensem kobiecości, czy kobiecością samą w sobie.
Płeć drzemie w mózgu, nie w cyckach.
Byłabym wściekła, że mnie odebrała je choroba, nie chciałam się ich pozbyć.

Wielu kobietom nie daje się szansy na wybór.
Wiele kobiet na raka piersi umiera i to nie tylko dlatego, bo zaniedbały siebie.
Diagnoza mojej mamy trwała pół roku.
PÓŁ ROKU!
Długie terminy, niekompetencja lekarzy i wadliwość sprzętu mogły się przyczynić do przerzutu (nie wiadomo kiedy do niego doszło)i przekreślić jej szanse na życie.

Mimo przerzutu i ogromnego ryzyka piersi nie usunęli.
Wycięli guza wraz z węzłami.
Wiąże się to z koniecznością ćwiczeń i masaży już do końca życia oraz z ryzykiem wystąpienia obrzęków.
A to dość poważne...

Po najcięższej z możliwych chemii czeka ją radioterapia i 5 lat hormonów.

Dziś rozmawiałyśmy na temat Jolie i jej decyzji.
Gdyby miała wybór i wiedziała wcześniej, że zachoruje, zrobiłaby to samo.
Dla siebie i dla nas.

Ale nie nazywa się Jolie.
Nie ma na kocie milionów.
Mieszka w Polsce, nie w Stanach...

Dla mnie bohaterkami są kobiety przechodzące przez chemie, radioterapie, operacje, hormony i cały syf z tym związany.
Przechodzą nie dlatego, że chcą, bo w porę nie usunęły cycków, a dlatego, że nie dano im wyboru.
Nie miały możliwości zrobienia tego, co zrobiła Jolie.
Przechodzą przez piekło i nie wycofują się.
Nie poddają się chorobie.

Jolie po prostu zadbała o siebie i swoja rodzinę, co jest zupełnie naturalne.
 A fakt, że upubliczniła ta informację bardziej, w mojej opinii, pomoże jej niż innym.

Pozostaje jeszcze kwestia rekonstrukcji piersi.
Będę w szoku jeśli Jolie się jej nie podda.
Tyle, że w jej przypadku najlepsze kliniki i najlepsi chirurdzy będą się zabijali by zrobić jej nowy biust.
Oczywiście za darmo....

Ja sama od jakiego czasu planuję zrobić badania genetyczne.
Czy w razie posiadania wadliwego genu podejmę taką samą decyzję?
Nie wiem.
Pewnie nie będzie mi to dane....

Dodam tylko, że wcześnie wykryty rak piersi nie musi wiązać się z chemią i jest łatwiejszy do leczenia niż inne nowotwory (choć o tym decyduje wiele czynników).
Teraz są dostępne o wiele łagodniejsze i skuteczniejsze metody leczenia.
Niestety, u nas z nimi ciężko.

Raz jeszcze napiszę, że ów post nie jest krytyką wyboru Jolie.
Chciałam jedynie zaapelować, żebyśmy nie dali się zwieść medialnemu szumowi.
I głęboko zastanowili się nim użyjemy zbyt wielkich słów w odniesieniu do czynów, które są determinowane czysto ludzkimi pobudkami.





Anjamit

Nie mogę....

Nie chcę i nie potrafię...
Nawet nie chcę "potrafić".
Co raz więcej osób mówi, przekonuje, że podróż i zmiana miejsca jej nie zaszkodzą.
A ja się boję.
Nie o Hanię.
O Figę się boję...
To straszna neurotyczka....
Jest możliwość tymczasu dla dwójki kotów...
Może jakieś krople na uspokojenie.
Może kocie feromony znów pomogą.

2 raz w życiu oddałam zwierzę.
1 raz osobiście...
To była Inka - przepięknej urody i niesamowitej inteligencji szczurzyca.
Oddałam ją koledze - w dobre ręce.
Kiedy zobaczyłam ja po kilku dniach ze stresu leciała jej krew z nosa.
Kiedy mnie poczuła wczepiła się pazurkami i nie chciała zejść z karku, swojego ulubionego miejsca na mnie.
A ja płakałam.

Nie chcę przechodzić przez to raz jeszcze.
Nie chcę, żeby Figa tak cierpiała...
Nie chcę się czuć jakbym wyrządzała jej największą krzywdę.
Nie chcę zwichrować jej psychiki i zrujnować życia...

Ale boję się tego, że chwilowa rozłąka i transport do Anglii odbiją się na jej zdrowiu i psychice....


Anjamit

Pierwsze koty do wody?

W końcu się udało :)
Hanka zaliczyła pierwszą wizytę na basenie!
Co tu dużo mówić - było cudnie.
Hanula zachwycona, ja też.
W dodatku wypoczęłam.
Rozmasowałam bolące plecy w wodnych bąbelkach (coś jak w jacuzzi ale mocniejsze),
zrelaksowałam w jacuzzi i wybawiłam w rzecznym nurcie (przy okazji zaliczyłam murek, bo wyjście z rzecznego nurtu to nie lada wyczyn....zatrzymał mnie murek:) )

Żałuje, że tak późno poszłam z Hanią na basen.
Wstrzymywały nas finanse i system pracy Ślubnego, a nie chciałam iść gdy on tyrał w pracy.
Dla Hani basen to rewelacyjny zamiennik ćwiczeń. 
W trakcie zabaw czułam jak napinają się jej zwłaszcza mięśnie brzucha.
W dodatku w brodziku mogła chodzić sama opierając się wygodnie w kole.
Szczerze mówiąc, to najlepszy "chodzik" jaki kiedykolwiek widziałam;D

Niestety nie miałam jak wziąć aparatu i uwiecznić chwile basenowej inicjacji Hanki.
Na szczęście ciocia M. miała telefon:)
Zdjęcia trochę poruszone, ale najważniejsze, że są:)





Uczymy się pływać:)




Zdjęcia były robione tylko w brodziku.
Nikomu nie chciało się tracić dobrej zabawy w bąbelkach, rzecznym nurcie czy jacuzzi.
Przydałby się wodoszczelny aparat:)
Albo kamera...

Jedno jest pewne - następnym razem biorę aparat.
Sam ośrodek w Strawczynie, gdzie mieści się basen jest całkiem spory.


Na zdjęciach:
Górny panel od lewej:

nurt rzeczny, bicze wodne i basen duży
obiekt z zewnątrz
wodospad

Poniżej:

gejzery (bąbelki)
bicze wodne



Informacje o CENTRUM SPORTOWYM OLIMPIC znajdziecie tu
<KLIK>

Ponadto, Centru Sportowe oferuje zajęcia dla mam i dzieci, i że ja wcześniej o tym nie wiedziałam!!!


Kliknięcie w grafikę, przeniesie Was na stronę kursu.

No cóż...
Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
Nadrobimy podczas wakacji:)
A ja już mam upatrzone cudowne miejsce na wodne szaleństwa w "nowym mieście";)
Tam będziemy szaleć w trójkę:)

Popatrzcie sami o tutaj <KLIK>

Sobota była udana, ale po takim wypoczynku trzeba wziąć się do pracy i zacząć pakowanie!
Miłej niedzieli!
Przynajmniej Wy odpoczywajcie:)





Anjamit

W temacie bucików...

Długo szukałam dobrych pierwszych bucików dla Hani.
Dopóki nie zaczęła stawiać pierwszych kroków, nie inwestowałam w nówki i to z górnej półki.
Teraz jednak, gdy Hania zaczyna chodzić także poza domem zakup porządnego, nowego obuwia był konieczny.
Na łowy wybrałam się, jak na typowego Polaka przystało, w dzień Matki Boskiej Pieniężnej.
I dobrze, bo jak się okazało, but potrzebny był od zaraz.
A dokładnie od dnia następnego...

Wybór na rynku jest szeroki.
Nie ja jedna nie spałam po nocach zastanawiając się w co zainwestować.

Padło na Elephanten.

Przepraszam resztę firm i mamy zachwalające rodzimy produkt, ale do mnie nie przemówił na tym etapie.
Większość dostępnych butów dziecięcych jest doskonała dla dzieci które chodzą już w miarę stabilnie.
Jak dla mnie nawet najmniejsze rozmiary są zbyt toporne w modelach wielu producentów.

Dlatego też wybrałam właśnie Elephantena.
A dokładnie ten model:



Zwróćcie uwagę na podeszwę.
Jest żebrowana, przez co daje się wygiąć w każdą stronę, co z kolei ułatwia maluchowi chodzenie i zmianę pozycji w łatwy i naturalny sposób.
Są bardzo wygodne, a Hania śmiga w nich z łatwością, czego nie można było powiedzieć o innych butach.

Poza tym dzięki takiej, a nie innej konstrukcji podeszwy stopa dziecka unosi mniejszy ciężar, łatwiej też "oddycha".
No i do tego są urocze:)

Elephanten jako chyba jedyna marka posiada system WMS - jest to specjalne oznaczenie tęgości buta.
Dla Hani odpowiedni jest rozmiar M - czyli buty o średniej tęgości.

Cena butów nie jest niska, ale o wiele niższa niż innych "topowych" producentów.

Zapytacie o podeszwę?
Nie jest profilowana.
I nie musi być.
W przypadku dzieci stawiających pierwsze kroki podeszwa może być płaska.
A nawet nie powinna być, dlatego, że profilowana wkładka rozleniwia zdrową stopę.
Mięśnie przestają pracować, bo mają wsparcie w postaci profilu wkładki.
I nie jest to mój wymysł.
Ani wiedza wyssana z palca.
Zaczerpnęłam języka tu i ówdzie:)

Buty mogę polecić z całym sercem jak i całą markę.
Moim zdaniem to najlepsze buty na rynku.
Elephanten na pewno zagości u nas na dłużej.



*Post nie jest sponsorowany, a buty zakupiłam za pieniądze zarobione własnymi ręcyma;) Dlatego polecam z czystym sumieniem:)



Anjamit

Inspiracje Na Weekend

Z racji braku czasu i aparatu dzisiejsze Inspiracje Na Weekend są ciut inne.
Dziś inspiruję nie tylko Was ale i siebie, a może i przede wszystkim siebie;)

Takie to perełki wygrzebałam w sieci...



/1/




/2,3/


/4/

I mój faworyt, którego zrobienie postawiłam sobie za cel honorowy!


/5/

Klocki mam, farby mam upatrzone:)
Ciekawe czy uda się przed wylotem;)

Przewlekanki też są w planie:)


/6/

Owocnego weekendu;)



Anjamit

Wielkie WOW!

Pędzę z pracy jak szalona.
Po drodze szybkie zakupy i pędem do domu, bo w reklamówce produkty na wspólną kolację.
Będzie mi bardzo brakowało wspólnych chwil z M&M no i M :) 
No to w sumie potrójne M&M&M:)
Takie nasze eMandeMandeMsy;)
 Nasze niezastąpione M&M&M opiekują się Hanką kiedy ja jestem w pracy, a teść ma dyżur.
No i zawsze wtedy jemy razem kolację.
Stąd zakupy i pośpiech.
No, pośpiech jeszcze bierze się stąd, że M&M&M też chcą czasem odpocząć, czasem ja zabiorę ze sobą smoczek (jak dziś), albo stęsknię się za dzieckiem po 2-3 godzinach rozłąki...
Więc pędzę...
Wbiegam zdyszana na to nasze 3 piętro, drzwi otwiera mi ciocia M. za nią mały M&M :D i oczywiście Hania.
I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że ONA SAMA PRZYSZŁA.
SAMA!!!
Nie za rączkę, nie raczkując, nie przy ścianie.
SAMA!!!
Cały pokój, kawałek przedpokoju, aż do drzwi! 
Do mamusi:)

A potem chodziła po całym mieszkaniu na zmianę z raczkowaniem.
Wstawała sama bez oparcia!

A mnie oczy zaszły łzami szczęścia:)
Doczekałam się!

Mężu możesz być dumny z córki!
Odwaliła kawał dobrej roboty:)



Anjamit

Co robimy???

Prócz strasznej bieganiny i załatwiania miliona spraw związanych z wyjazdem i przeprowadzką, a także pracą i rehabilitacjami (aż wstyd przyznać, ale ostatnio prawie w ogóle nie ćwiczymy, bo odkąd Hanik chodzi ładnie za rączkę nie sposób ją nakłonić do czegokolwiek innego...), po prostu żyjemy i bawimy się:)
Ile wlezie:)
Korzystamy z pięknej pogody i zasobów bawialnianych. 
Korzystamy w doborowym towarzystwie, szkoda tylko, że bez najważniejszej osoby.
Jeszcze tylko kilka miesięcy (dziś właśnie mijają 4 tygodnie naszej rozłąki ze Ślubnym)...



Przy okazji widać moja nowa fryzurę:)
Kosztowała mnie krocie, bo Hanik postanowiła zadbać o cały personel salonu fryzjerskiego....


Zjeżdżanie jest fajne:)


Kulkowe LOVE :D

No i proszę państwa gwóźdź programu, albo raczej jego Gwiazda:)


Na bawialnianej podłodze Hanuszka postanowiła postawić swoje pierwsze kroki trzymając się tylko jedna ręką:)
Od tamtej pory kilka razy samodzielnie bez trzymania przeszła około 2 metrów i...
czekamy:)


Niestety takie wypady są sporadyczne.
Nie wiem, czy przed wylotem uda się jeszcze odwiedzić bawialnię.
Przeprowadzkowa machina nabiera rozpędu...
Umowy wypowiedziane (jeszcze mieszkanie zostało), część książek oddana, umówione przekazanie części naszych rzeczy na Całoroczny Kiermasz Dobroczynny, buciki kupione, kalosze kupione, piżama kupiona (przecież nie będę po cudzym domu w majtach latała:P)...
No, zabiegany dzień, to udany dzień.
A moje dziecko ma w sobie niesamowite pokłady zrozumienia dla sytuacji i dla mnie przede wszystkim.
Zlitowała się nade mną i postanowiła zasnąć przed 23:/
Cóż pozostaje mi zrobić?
Kapać się i spać...
Jutro na 7:00 praca, potem Hankowy lekarz, dom, druga praca, dom i ogarnianie....
Chyba się właśnie rozdwajam, mnożę, klonuję...

Kolorowych!

Anjamit

Łapać życie w swoje ręce...


„Poszedłem do lasu, wybrałem bowiem życie z umiarem. Chcę żyć pełnią życia, chcę wyssać wszystkie soki życia. By zgromić wszystko to, co życiem nie jest. By nie odkryć tuż przed śmiercią, że nie umiałem żyć.”

Powoli ruszyła machina przygotowań...
Za miesiąc o tej porze już nas tu nie będzie.
Za miesiąc, pewnie, napiszę do Was z bajecznej Islandii.
Za 4 miesiące, być może z Anglii.
Nasze życie jest jak rollercoaster.
Raz na górze, raz na dole.
Mknie jak opętane.

Wiem, że podjęte decyzje wydają się być szalone.
Może i są.
Ale są nasze.
A my wierzymy w ich słuszność.

Teraz zostaje mi tylko spakować nasze rzeczy, rozdysponować przedmioty, których nie zabieramy ze sobą, zorganizować transport, znaleźć nowy Domek dla Figi (to jedna z najtrudniejszych decyzji;(  ), sprzedać samochód, załatwić sprawy formalne, załatwić lekarzy i badania (o ile się uda), a do tego pracować i ćwiczyć z Hanią, co jest co raz trudniejsze...
Czy coś jeszcze???
Sama nie wiem.......

Wiem natomiast, że mam w okół siebie ludzi na których mogę polegać.
Wiem też, że każda decyzja i każdy następny dzień przybliża mnie do spotkania ze Ślubnym.

Wybaczcie moją słabą aktywność w ostatnich dniach i w tych najbliższych też.
Zaglądam do Was, nawet jeśli nie komentuję:)




Anjamit

Potrzebny DT na CITO!!! - Kto może pomóc?

Dziś post nietypowy.
Potrzebujemy pomocy.

Jak wiecie mój mąż wyjechał za chlebem do Anglii, my mamy do niego dolecieć.
Problem w tym, że zanim będzie to możliwe to...nie utrzymam nas tu.
Już za miesiąc zostanę z pensja o której wstyd pisać.
Mąż może dosłać pieniądze, ale to opóźni nasza przeprowadzkę, albo wręcz uniemożliwi....

Trafiła się niesamowita okazja.
Dostałam propozycję opieki nad uroczym chłopcem, w pewnym uroczym miejscu.
Nie chwalę się, bo nie wiem czy  życzyliby sobie tego rodzice chłopca.
Zdecydowałam, że jedziemy.
Wylot już za miesiąc.
Muszę zorganizować całą przeprowadzkę w miesiąc.
Największym problemem będzie znalezienie Domu Tymczasowego dla kotów na niespełna 3 miesiące.
Możliwe, że będzie to krócej - jak tylko mąż będzie w stanie wynająć mieszkanie będziemy chcieli przetransportować koty tam.
Obawiam się, że jeśli nie znajdę jakiegoś DT to będziemy musieli koty zostawić:(
Oddać komuś na zawsze...

Ze swojej strony zapewniam pieniążki na utrzymanie kotów i oczywiście jakieś pieniążki za fatygę dla opiekuna.
Cena jaką zaproponowały panie w hoteliku jest przerażająca...
Wyszłoby około 1800 złotych za cały pobyt kotów:(

Jeśli jest wśród Was jakaś dobra dusza, która mogłabym przygarnąć choćby jednego z kotów na ten czas, proszę o kontakt mailowy na 
ania_jarmula@wp.pl

Zastanawiamy się czy Fidze nie znaleźć nowego domku.
To bardzo neurotyczny kot.
Boję się jak zniesie całą tą sytuację....
A ona potrzebuje spokoju i ogromu miłości i uwagi ze strony opiekuna.
Byłaby idealna dla osoby samotnej, ewentualnie dla pary bezdzietnej, która mogłaby całą miłość przelać na kotkę.
Tego jeszcze jednak nie przemyśleliśmy - to ciężka decyzja:(

Jeśli Wy sami nie macie możliwości, to może znacie kogoś.....
Pomóżcie jeśli możecie!


Anjamit

Ogłaszam wszem i wobec!

Moi mili świętujemy!

Hania zaczyna chodzić!

Od niedzieli chodzi za jedną rękę:)
Ba! Ona zaczyna niemalże biegać trzymając się za jedną rączkę.
Dziś w momentach zapomnienia puściła rączkę i zrobiła 2 kroki!
Małe, mikrusieńkie, ale dla niej to jak rok milowy.
A ćwiczymy niespełna miesiąc.

Hania kula kilometry biegając po całym domu dziadków.
Z jednego końca na drugi.
Trzyma się jednego paluszka i idzie.
Siada, wstaje, upomina się o paluszek i idzie.

Ba! 
Ona ciągnie nas wszystkich.

W niedzielę robiła krok lewą nóżką, a prawą dostawiała.
Dziś stawia kroki prawą i lewą nóżką.
Nie straszne jej wysokie progi.

Jedno pozostało niezmienne...
Siad "W" i protesty przy ćwiczeniach.
 Ale to już pikuś.

 Teraz szykuje się cała seria wywrotów w naszym życiu!
Będzie się działo:)
 



Anjamit