Wychodzę z założenia, że dziecko od samego początku powinno być otaczane
rzeczami ładnymi, estetycznymi. Dlatego też, dopiero teraz Hania dostałą
karuzelę. Długo nie mogliśmy znaleźć takiej, która wpisywałaby się w nasz
gust. Owszem można kupić wypasione, wybajerzone karuzele z projektorami,
całym zestawem różnych melodii i biciem serca, a w dodatku kolorowe do
zrzygania...Bo przecież najlepiej dziecku powiesić coś nad głową,
zamulić różnymi melodiami, oślepić projekcjami różnych żyjątek i zapchać
smoczkiem. Ale nam nie o to chodziło...Karuzela ma przykuć uwagę
Hani i chwilowo ją uspokoić, a przede wszystkim budować w niej poczucie
estetyki. Dlatego też wybór padł na karuzelę znalezioną na Allegro. Zupełnie prosta, z materiałowymi elementami i motywami z Kubusia Puchatka rysowanego starą, oryginalną kreską - coś co mnie urzeka:)
Oczywiście karuzela ma pozytywkę. Tradycyjnie jest to melodia kołysanki "Twinkle, Twinkle Little Star". Myślę, że jak ktoś ma zdolności manualne (umie szyć) to może wyczarować własnoręcznie jakieś cudo. Pozytywka jest zbędna, a jeśli ktoś się przy niej upiera, to myślę, że zawsze można dopasować z jakiejś używanej karuzeli.
Chyba pora nauczyć się szyć:)