Czas wrócić...do siebie

Chyba w końcu dojrzałam do tego by do siebie wrócić...W takim stanie "nic nierobienia" lub "niewiele robienia" tkwię od października. Wtedy to pani doktor kazała się ograniczać ze względu na skróconą szyjkę macicy. W listopadzie okazało się, że pomimo moich usilnych prób usiedzenia na 4 literach (oj marne to były próby mimo naprawdę wielkich starań) muszę leżeć plackiem i to w szpitalu. Poleżałam 3 tygodnie z nogami uniesionymi, założyli mi pessar. Napatrzyłam się, nasłuchałam się, wyryczałam w poduszkę szpitalną i niemalże pani doktor w rękaw, wróciłam do domu i leżałam. Potem był poród i dochodzenie do formy po porodzie, uczenie się Hanki i siebie samej w nowej roli...Tak jakoś zeszło i mamy koniec marca. Pora więc wrócić do siebie.

Zaczęłam wczoraj od domowego SPA - O.K. pseudo mini SPA, bo nieplanowane. Wykąpałam i nakarmiłam Hankę i w takim stanie oddałam tatusiowi prędko czmychając do łazienki, co by mnie mój Ssak nie zdążył zatrzymać swoim "e - ee - eeeeee". No i udało się:) Najpierw peeling twarzy, potem maseczka z płatków owsianych zakończona kąpielą w płatkach właśnie, szczotkowanie ciała, itd..itp...Od razu mi lepiej...

A dziś? Mam zamiar zrobić sobie grafik obowiązków po to by było mi łatwiej pisać. Muszę ponownie nawiązać kontakt z wydawnictwem i odnowić współpracę. To nic wielkiego, bo kwartalnik pedagogiczny, ale zawsze coś. W dodatku pozwoli mi to na powrót do intelektualnej formy, bo się czuję mocno odmóżdżona...A od października wracam na studia. Czeka mnie ogarnięcie domu z Hanuszką na czele, pracy i studiów filologicznych. Jeszcze wcześniej czeka mnie powrót do pracy. O tyle dobrze, że mogę z Hanką. TO nie zmienia jednak faktu, że jako nauczyciel muszę ogarniać przede wszystkim cudze dzieci i je czegoś mądrego nauczyć.

Pora zatem wrócić do siebie, tak by nie ucierpiała na tym Hanuszka:)

P.S. Wózek nadal bez dętki, pogoda kiepska, znów więc z Hanką kisimy się w domu...........