Bardzo dziękuję za wczorajsze słowa wsparcia.
Stwierdzenie "chichot losu" bynajmniej nie odnosi się do przeziębienia Hanki.
Gdybym ja tylko takie problemy miała....
Wczoraj dostałam wiadomość, o tym, że u mojej babci zdiagnozowano guza mózgu.
To drugi przypadek raka/ nowotworu w naszej rodzinie w tym roku.
To drugi przypadek raka/ nowotworu w naszej rodzinie w tym roku.
Jestem dobita, ale nie potrafię tego wyryczeć.
Nie potrzebuję słów wsparcia, tym bardziej bezsensownego gadania w stylu "będzie dobrze".
A jak nie będzie?
Wierzę w to, że damy radę, że przez to przejdziemy.
Ale nie mogę ślepo wierzyć w to, że nic złego się nie stanie.
Po prostu trzymajcie kciuki.
Mocno!
Zaczynam się bać o siostrę, siebie i o Hanię.
Nagle, z dnia na dzień znalazłyśmy się w grupie wysokiego ryzyka.
Do tej pory nie było w naszej rodzinie żadnego takiego przypadku.
Z resztą, jak inaczej nazwać całą ta sytuację jak nie chichotem losu właśnie?
Skoro a przeciągu kilku miesięcy rak zostaje zdiagnozowany u mojej mamy i babci...
No i wydało się, że M. to moja mama.
No...wyrzuciłam to z siebie.
Mamy raka piersi, raka mózgu, jaki następny? U kogo?
Ence pence w której ręce....
Jedno ubezpieczenie na wypadek zachorowania na raka narządów kobiecych mam.
Wykupiłam kilka lat temu. Może je rozszerzyć?
To jest chyba dobry moment, żeby zastanowić się nad własnym życiem...
chyba warto rozszerzyć. duże ryzyko jest. u nas genetycznie kobiety maja z tarczyca, no ale to pikuś jest. trzymam kciuki z całych sił!!
OdpowiedzUsuńPo prostu powiem Ci tak...jestem z Tobą.
OdpowiedzUsuńNo cóż, czasami tak się dzieje, trzymam kciuki ;)
OdpowiedzUsuńrzeczywiście paskudny chichot.
OdpowiedzUsuńChyba domyślam się jakie myśli krążą teraz w Twojej głowie.
OdpowiedzUsuńPonad 3 lata temu u mojej mamy wykryto guza piersi. Wizyty u lekarzy, usg, biopsje, wycinanie. Skończyło się dobrze, tzn nic tam już nie ma, akurat wczoraj miała wizytę kontrolną, ale za każdym razem jak jedzie do Kielc do onkologa modlę się, aby było dobrze i te złe dni nie wracały. Po tym jak wykryto tę zmianę u mamy, wiedziona instynktem sama poszłam na usg. Podobnie jak Ty nazwę to chichotem losu, bo w prawej piersi wykryto mi coś, co bardziej przypominało zmianę gruczołową niż zwykłą torbiel- do obserwacji. Po 3 miesiącach zmniejszyło się na szczęście o połowę, co dobrze wróżyło, po pół roku kiedy byłam już w ciąży znikło całkowicie. Ale w grupie ryzyka jestem niestety. I to chyba podwójnie, bo moja babcia (od strony mamy) jest po operacji usunięcia narządów rodnych...
Raczysko to potworna choroba, każdy reaguje na nią w ten sam sposób. A prawda jest taka, że dopóki mamy choć cień nadziei musimy się jej trzymać bardzo mocno. Los doświadcza Twoją rodzinę, ale wierzę, że w końcu wyjdzie słońce. Trzymam kciuki bardzo mocno. I modlę się za Twoją rodzinę, by wszystko ułożyło się pomyślnie :*
Kochana karm piersią ile wlezie - to jest najlepsza ochrona przed rakiem piersi. Nie wiem, czy Twoja mama wie, ale niech sprawdza też płuca i kości - tam rak piersi daje najczęściej przerzuty. Niech nie wierzy lekarzom na słowo i zawsze domaga się wszystkich wyników. Jak będziecie w Kielcach zapraszam na kawę:)))
UsuńDziękuję:*
Dziękuję, na pewno jej przekażę, zwłaszcza, że dziadek zmarł na raka płuc, a moja mamuś to niereformowalny nałogowy palacz :(
UsuńKarmić piersią mam zamiar jak najdłużej,mam nadzieję, że się uda.
Pozdrawiam Was cieplutko :*
Też jestem w strachu, ale ciągle robię badania kontrolne, by w razie czego wykryć na starcie :-)
OdpowiedzUsuńNie powiem Ci, że będzie dobrze. Bo nie będzie. A wiem niestety z doświadczenia... Mogę Ci jedynie powiedzieć, że życzę Ci dużo siły i jakbyś kiedyś chciała pogadać...ja jestem! Ze mną nikt gadać nie chciał, raczej wszyscy unikali tematu jak ognia, a właśnie tego trzeba mi było najbardziej. Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńDzięki! Myślę, że ludzie boją się rozmawiać, bo nie będą umieli doradzić, a to nie o udzielanie rad, czy pocieszanie chodzi....
Usuńhmm nie tyle, co nie umieją rozmawiać, ale są bardzo nietaktowni/bezpośredni - Ci ciekawscy. Ci nieciekawscy milczą jak grób, jakby nic się nie wydarzyło.
UsuńA rodzina płacze. Współczuje. Rozczula się.
I robi wszystko, czego chora, która chce udawać, że wszystko jest ok, najmniej by sobie życzyła.
czekają Was trudne miesiące, chyba najlepiej przeżyć je w szczerości i dopytać się chorych czego/jakiego traktowania od nas oczekują.
Mojej matki nikt o to nie pytał.
powiem jeszcze, że wyczytałam w znaczeniu miłości o tzw. osobowości raka. Ludzie to takiej osobowości charakteryzują się.. tłumieniem emocji..
UsuńZnasz może teorię przywiązania? Dzieci wykształcają w dzieciństwie więź z matką; od tej więzi jeśli dobrze rozumuję zależy JAK dzieci będą radzić sobie ze stresem..
tłumiąc w unikającej więzi
Jest jeszcze więź lękowa (kurczowe trzymanie się matki) i bezpieczne (równość pomiędzy autonomią a zależnością; zwracanie się w chwilach stresowych do rodzica, któremu się ufa, bo zawsze dotychczas był dostępny; takie dziecko uczy się, że z uczuciami trzeba radzić sobie w towarzystwie nie samotnie..)
Jest ogromne prawdopodobieństwo, że zarówno Twoja babka jak i Twoja matka, nawet i Ty wykształciłyście unikające przywiązanie..
ja też je wykształciłam.
Nie chcę straszyć, może jestem w błędzie - mam nadzieję.
Ale jeśli mam rację - trzeba coś z tym zrobić.. na początek zmienić swój system reagowania na stres - czyli uciekania od problemów w nicość.
Matka Sue Gerdhardt (Znaczenie miłości) też miała raka i na podstawie własnych spostrzeżeń pisała na ten temat.
Ciekawe. Teorię przywiązania znam i absolutnie zgodzę sie z tym, że od rodzaju więzi wytworzonej z rodzicami, zwłaszcza matka zależy wiele, a w zasadzie wszystkie aspekty życia. Nie będę i nie chce rozpisywać się tutaj o relacjach w naszej rodzinie.
UsuńChyba część Twojej wypowiedzi została zjedzona...
Wiem mniej więcej co chciałaś powiedzieć, a kiążka jest w bibliotece, w poniedziałek wypożyczę:)
Dzięki!
A swoją droga polecam "O sztuce Miłości" Fromma. Podobna tematyka. Ja własnie zaczynam czytać "Serce człowieka".
UsuńNie nie zjedzona.. nie wiedzialam jak zakonczyc :-p
Usuńdzięki śliczne. pozdr x
ps wybacz piszac tamto nie pomyslalam ze mozesz nie chciec miec takie intymne informacje na blogu.. sorki. jak cos to wykasuj!
Usuńczułam, że M to mama. karm cycem min. 2 lata i rozpracowuj ten strach. mysli tworzą rzeczywistość, wiec lepiej zabrać się za jego okiełznanie (jak już będą na to siły) i inne oprócz KP działania, które przyniosą Ci spokój, jak jedzenie pestek moreli itp.
OdpowiedzUsuńno i... mojego mejla masz. jestem po drugiej stronie kabla. ściskam.
nie mam zamiaru wcześnie kończyć przygody z karmieniem, zdaję sobie sprawę z istnienia samosprawdzającej się przepowiedni, ale tak jak napisałaś, najpierw muszę się ogarnąć. Wiem, że w zasadzie nie ma jakiejś metody, która uchroniłaby mnie przed zachorowaniem, ale w coś wierzyć trzeba:) mogę ale nie muszę zachorować i naprawę daleko mi do myślenia o chorobie jako mojej przyszłości. Na razie skupiam swoje myśli na mamie i babci.
UsuńA i bardzo Ci dziękuje:)
UsuńPrzytulam i trzymam kciuki. Nie pocieszy Cie to, ale tez jestesmy w grupie ryzyka. U nas juz rak żoładka, rak przelyku, rak krtani, rak jamy ustnej....
OdpowiedzUsuńszkoda słów....
To też nieciekawie....
UsuńW moja mama też miala raka piersi (dlatego karmię i karmić będę póki syn nie powie basta, ze strachu, że zapadnę i ja, bo mama karmiła naszą trójcę niewiele..) trauma nie z tej ziemi. współczuję, że trafiło Was podwójnie.
OdpowiedzUsuńMoja mama tez nie karmiła nas długo, ja mam zamiar karmić długo z wielu powodów. Trauma - dobrze powiedziane. Od wczoraj znów siedzę tępo wgapiona w ekran telewizora lub komputera byle tylko nie myśleć...
Usuńdziś robię dokładnie to co Ty.
Usuńrak jest wredny i juz!!!! niestety karmienie nie chroni przed nim jak ma byc to bedzie, przykladem jest moja siostra 2 lata karmila a i tak miala, na szczescie nie grozna wersje... trzymaj sie cieplo i oby bylo dobrze, wiec co przechodzisz, wiesz zreszta chyba na co moj tato zmarl...
OdpowiedzUsuńzycze duzo sil dla was :***
Dzięki Madziu:) Karmienie chroni, owszem, ale nie dożywotnio, a szkoda:/ wiem, ze mnie rozumiesz:* dzięki:) Uściski dla Was:*
UsuńMoja babcia zmarła na raka. Moja mama i ciocia na szczęście są zdrowe. Ja pod rakowym względem też.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci w ten sposób - lepiej dmuchać na zimne i się ubezpieczyć! Znajdź w sobie spokój. Ustabilizuj się emocjonalnie. Włączy Ci się wtedy racjonalne myślenie i zaczniesz rozsądnie podchodzić do sprawy.
Trzymam MOCNO - z sił całych - kciuki!
U mnie podejrzewają Stwardnienie Rozsiane. We wtorek mam pierwsze badanie, które może potwierdzić tą diagnozę. Może ale nie musi. Ja znalazłam chwilowy spokój. Zobaczymy jak zareaguję po badaniach!
Życzę Ci siły!
Dzięki - ja wiem, że znajdę spokój i siłę. Mam nadzieję, że mama i babcia też - im jest to bardziej potrzebne.
UsuńMalinko, mam nadzieję, że podejrzenia lekarzy nie znajdą potwierdzenia w wynikach badań - SM to straszna choroba. Życzę Ci z całego serca, żeby wyniki wyszły dobrze dla Ciebie. Będę trzymała kciuki, a myślami będę z Tobą! Wiem, że to nie zmieni sytuacji, ani nie wpłynie na wyniki, to jedyne co mogę zrobić.
Mama i babcia na pewno są silnymi kobietami. Znajdą siłę i spokój. Na pewno!
UsuńDziękuję Ci ANJAMI. To dla mnie bardzo ważne. Nie jestem sama :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzytulam i mocno trzymam kciuki... tylko tyle mogę...
OdpowiedzUsuńPowiem krótko... Los nigdy nie drwi. Sama się o tym przekonałam. Na własnej skórze. Może się tak wydawać, ale to tylko nauka, nie drwina. Dla chorych i dla bliskich... Bardzo trudna. W mojej rodzinie u bardzo bliskiej osoby też rak piersi. Wyciągamy naukę. Wybaczamy. Spędzamy razem czas. Cieszymy się z prostych rzeczy. To bardzo trudne... Jestem z Tobą...
OdpowiedzUsuń