Ponoć na emigracji pierwszy rok jest najcięższy. Tak mówią ci, którzy poza swoim krajem są dłużej. Ponoć po fazie zachłyśnięcia nowym i przypływu energii przychodzi faza stagnacji i zniechęcenia. To wszystko przede mną. Chyba zbyt wcześnie na pisanie o tym jak żyje się w Anglii.
Ci z Was, którzy śledzą bloga regularnie od jakiegoś czasu, byli świadkami naszej emigracji. Nie była to łatwa decyzja mimo tego, że nie jechaliśmy w ciemno, mimo tego, że Ślubny na starcie miał pomoc ze strony brata, że miał punkt zaczepienia. Nasze emigracyjne rozterki pokryły się w czasie z rozterkami dziewczyny, o której było głośno w mediach za sprawą jej
listu do redakcji Wysokich Obcasów.
Borowiecka chciała emigrować bo czuła, że w Polsce przegrała swoje życie, bo nie szanuje się młodych, bo pensje kiepskie, o pracę ciężko, a ZUS i Skarbówka zdzierają pieniądze. Po jej liście i po wywiadzie w Wysokich Obcasach, a także po występie w TVN-owskiej Uwadze zawrzało. Pomijając samą postawę Borowieckiej, to w wielu kwestiach trudno się z nią nie zgodzić.
W Polsce nie szanuje się nie tylko młodych. Odnoszę wrażenie, że nie szanuje się nikogo. Pracodawcy w wielu przypadkach nie szanują pracowników. Ile razy polski pracownik idzie do roboty chory, bo się boi, że straci pracę? Ilu z Was ma śmieciowe umowy? Ilu z Was na papierze ma mniej niż zarabia w rzeczywistości (i tym samym niższe składki emerytalne)? Ile razy słyszeliście od pracodawcy "wie pan/ pani ilu takich mam na pani/ pana miejsce" ? Ile razy odmówiono Wam lub Waszym bliskim przyjęcia do pracy bo "szukamy osób młodszych". Nawet jeśli Was to nie dotyczy, to jest cała masa ludzi, którzy tego doświadczyli.
Kiedyś jedna osoba, która mnie zatrudniała powiedziała mi wprost, że nigdy nie zatrudni doświadczonej osoby po 40 czy po 50, bo woli zatrudnić kogoś młodego i sobie wyszkolić. Dlaczego? Bo starzy ludzie są wolniejsi, wolniej się uczą, czasem nie chcą się uczyć nowych rzeczy. Tak mniej więcej brzmiała odpowiedź. To co zrobić ze "starymi" po 40 czy po 50? Z tymi, którzy chcą pracować, uczyć się nowego i z tymi, którzy doświadczeniem i wiedzą biją młodzieńczy zapał? Co z niepełnosprawnymi, którzy mogą i chcą pracować, a tej pracy nie dostają, bo zdarza się, że pracodawcy szukają ludzi zdolnych do pracy (niekoniecznie nadającej się dla niepełnosprawnych), byle tylko papier z orzeczeniem był.
A czemu ci pracodawcy tak kombinują i za przeproszeniem, ciulają na prawo i lewo zarówno pracowników jak i urzędy? Bo koszty, jakie ponoszą każdego miesiąca za każdego pracownika są ogromne.
Innym przykład braku szacunku znajdziemy na niejednej polskiej uczelni. Cały system edukacji kierowany jest tak, by generować całe rzesze magistrów, względnie magistrów inżynierów...Z reguły wygląda to tak jak w tym kawale, w którym kumpel do kumpla mówi "jak pomyśle jaki ze mnie inżynier, to się boję iść do lekarza" (jakież to prawdziwe...). A dlaczego? Bo wykładowcy często olewają zajęcia i nie przychodzą, bo na wykładach przynudzają tym co recytują z książki, opowiadają swoje młodzieńcze perypetie, dowcipy lub też streszczają swoje życie rodzinne. Bo przepycha się studentów na komisach, bo za warunki się płaci, a jak się płaci to się przechodzi dalej, bo "przecież to dziecko jeszcze". Studenci nie są lepsi... Naród stale kombinuje jak robić żeby się nie narobić i dla przeciętnego studenta zdanie egzaminu bez ściągi graniczy z cudem, a ci którzy nie ściągają to kujony i frajerzy. Bo przecież w życiu trzeba się umieć ustawić...
O tym braku szacunku można by w nieskończoność w zasadzie....Wróćmy więc do kwestii emigracji.
Przy całej tej sprawie z Borowiecką pojawiły się komentarze, że z kraju wyjeżdżają nieudacznicy, ci, którzy boją się ciężkiej pracy, itd. itp... Nie chce mi się strzępić języka, a w tym przypadku klawiatury, i tłuc głową w beton, bo i tak nie przebiję, a jedynie bólu głowy się nabawię. Tak z reguły mówią ci, którzy mieli lepszy start w samodzielne życie, z różnych względów...
Przez lata wolałam "polskie gówno w polu niż kwiatki w Neapolu". Teraz jednak zasilam grono polskich "nieudaczników" na obczyźnie. Póki co żyjemy za jedną, niewysoką pensję, bez benefitów za to z palcem w nosie. Bo nie martwię się za co wyżywić rodzinę, za co opłacić rachunki czy za co dziecku buty na zimę kupić. Bo z tej jednej pensji opłacamy wynajmowany dom (a nie klatkę o metrażu 37 metrów) i z tej jednej pensji go urządzamy. I jeszcze starczyło na urlop w Polsce. I dzięki tej jednej pensji śpimy spokojnie. Młoda rośnie, jeszcze chwila i rozejrzę się za pracą. W ZAWODZIE. ZA GODZIWE PIENIĄDZE. I wierzę, że znajdę. I pewnie na początku będzie to tylko pomoc nauczyciela, ale moja ojczyzna nawet takiej opcji mi nie dała. A starałam się.
Nie każdy student kończąc studia ma 3 letnie doświadczenie w pracy w zawodzie, a pracy ogólnie pojętej 5 lat. Nie każdy student kończąc studia ma 2 czy 3 publikacje na koncie. Nie każdemu studentowi proponują doktorat. Wiem, że są tacy, którzy mają większe osiągnięcia. Jednak na moje ówczesne możliwości (moja doba miała tylko 24 godziny w ciągu których musiałam być na uczelni, dojechać do pracy, wrócić z pracy i jeszcze przygotować się na dzień następny na uczelni i w pracy, a do tego jeszcze uprać i ugotować bo mieszkałam na stancji i nikt za mnie tego nie zrobił) to było wszystko, co mogłam z siebie dać. A był taki moment, że ciągnęłam 2 kierunki na raz...
Czemu nie zrobiłam doktoratu? Bo sama systemu nie zmienię a palca nie przyłożę do wypuszczania debili z uczelni, którzy potem będą kształcić dalsze pokolenia. Tak już mam, że trochę ideowiec ze mnie. Dlatego też, w odróżnieniu od znajomych, nie pisałam prac magisterskich za kasę. A mogłabym...
Wiecie co mnie najbardziej wkurwia? Nie to, że ktoś ma mnie za nieudacznika. Swoją wartość znam. Najbardziej wkurwia mnie narzekanie Polaków na emigracji na swój los. Nikt nam z kraju wyjeżdżać nie kazał. Nie zmusiła nas do tego wojna. To był nasz wybór. Pewnie w większości dyktowany tragiczną sytuacją ekonomiczną, ale to i tak NASZ wybór. Nikt nas z kraju nie wygonił i nikt nie zakazał wracać.
Nie idealizuję Anglii. Daleko mi do tego, mimo, że to piękny kraj i mimo tego, że od dziecka kocham angielski. Ale ten kraj w odróżnieniu od mojej ojczyzny daje mi szansę na normalne życie.