Tadam do kwadratu...



Dziś króciuteńko...
Hance na raz idą dwie dolne jedynki.....
Chyba nic więcej nie muszę mówić...
Idę dziąsła masować...





Co kryje w sobie kubek niekapek?

Miała być druga odsłona Masażu Shantala, ale nie będzie. Przynajmniej nie w chwili obecnej. Nadrobię zaległość później lub jutro. Byłam dziś w pracy i przypomniałam sobie o czym miałam napisać już dawno temu....

Większość dzieci przechodzi przez etap picia z butelki lub kubków niekapków. Wlewane do nich są przeróżne trunki począwszy od czystej wody, przez wszelakiego rodzaju soczki i napoje owocowe, na chemicznych świństwach kończąc. To jest temat na inną rozmowę, również ważną ale dziś o czym innym.

Butelki i kubki składają się z wielu części. Stąd też ważne zachowanie higieny. Taką butelkę, czy kubek producent zaleca wyparzać często i myć po każdym użyciu (no, po opróżnieniu). Te zalecenia nie są bezpodstawne. Owszem nie jestem zwolenniczką sterylnego wychowywania dzieci, ale to, co niektóre kubki niekapki i butelki w sobie skrywają jest przerażające...

Czasami po odkręceniu wieczka widać czarne pokłady pleśni. Niejednokrotnie w okolicach ustnika w zakamarkach zawartość owego kubeczka tworzy gęsty, cuchnący śluz. Ktoś powie, że to przesada?
Pracuję w miejscu, w którym jest sporo dzieci i wiele takich kubków widziałam. Wiele z nich sama czyściłam i jedyne co mogę powiedzieć to OHYDA! Z niejednego kubka wydostawał się wręcz smród...

Jeśli komuś się wydaje, że taki kubek można jedynie przepłukać, to jest w błędzie. Właśnie po to są zalecenia producentów, by przy każdym myciu kubek, czy butelkę rozebrać i każdy element wymyć osobno!
 Oswajanie dzieci z florą bakteryjną jest dobre, bo wzmacnia odporność organizmu. Inaczej rzecz się ma w przypadku pleśni. 

Tak, to czarne co siedzi w rowkach butelek i kubków to jest pleśń. Pleśń to grzyby. A tego typu grzyby robią bardzo złe rzeczy z małymi brzuszkami i z małymi ludzikami!!!

MYJTA LUDZIE KUBKI I BUTELKI!!!! SAMI CHYBA TEŻ LUBICIE MIEĆ CZYSTE TALERZE, SZTUĆCE I KUBKI....



P.S. Kiedyś, jak mi się uda zrobię zdjęcie.......

Masaż Shantala - zanim zaczniemy masować

O korzyściach płynących z masażu wiadomo nie od dziś. Chyba w każdej szkole rodzenia, w każdym poradniku ciążowym czy czasopismach o ciąży i wychowywaniu dzieci zaleca się masowanie niemowląt od niemalże pierwszych chwil życia. Tak też postanowiłam robić. Kiedy tylko była taka możliwość, czyli Hanka była w nastroju do masowania, to masowałam. Obecnie mamy małą przerwę spowodowaną tym, że Hanuszka nie ma czasu na leżenie i masowanie, a musimy znów do tego wrócić. 

Jeszcze przed przerwą w masowaniu natrafiłam w sieci na Masaż Shantala. Poczytałam, podpatrzyłam i nieśmiało zaczęłam ćwiczyć na Hance. Pierwsze próby były ciężkie. Wszak Hanuszka nie była już spokojnym noworodkiem, a świata ciekawym kilkumiesięczniakiem.

O Masażu Shantala miałam pisać już dawno temu, ale chciałam sprawdzić co i jak poza tym w mojej głowie urodziła się myśl, by zorganizować szkolenie dla mam w Kielcach.
Pierwsze kroki zostały poczęte, ale o tym na razie SZA! :) Żeby nie zapeszać:)

Na początek kilka wiadomości o MS


Historia masażu Shantala wywodzi się z Indii. Masaż ten jest tradycyjną metodą kontaktu, jaki nawiązuje matka ze swoim dzieckiem. Jest to starożytna technika przekazywana w Indiach z pokolenia na pokolenie przez matki swoim córkom.

Propagatorem tej techniki, który wprowadził ją na europejski grunt był francuski położnik i podróżnik - Frederique Leboyer. W czasie swojej podróży po Indiach w 1959 roku zaobserwował on, jak niepełnosprawna kobieta o imieniu Shantala, nawiązywała cudowną formę relacji poprzez dotyk ze swoim małym, przedwcześnie urodzonym dzieckiem, które poddawane tej stymulacji było spokojne i wyciszone. Swoje dalsze obserwacje związane z tą formą komunikacji matka- dziecko opisał w książce "Shantala. Un art traditionnel : le massage des enfants", Seuil. (Shantala. Tradycyjna sztuka. Masaż dzieci) oraz „Loving Hands” (Kochające ręce – tradycyjna sztuka masażu dziecięcego). Na bazie właśnie tych obserwacji, po niewielkich modyfikacjach i od imienia kobiety, która masowała dziecko mamy dzisiaj do czynienia z masażem Shantala- dotykiem miłości. (źródło)


Korzyści płynące z masażu

Dla dziecka:
  • pomaga uregulować sen
  • wycisz i uspokaja
  • wspomaga procesy trawienne
  • wzmaga poczucie bezpieczeństwa
  • wzmacnia więzi z rodzicem
  • podnosi odporność organizmu
Dla rodzica:
  • poprawia samoocenę i wiarę we własne możliwości - daje pewność siebie
  • zapobiega depresji poporodowej u matek lub ją łagodzi
  • uspokaja
  • wzmacnia i poprawia więź z dzieckiem
  • pomaga w zrozumieniu dziecka i jego potrzeb

Masaż może być wykonywany zarówno na dzieciach zdrowych jak i opóźnionych w rozwoju, a także cierpiących na porażenie mózgowe lub dysfunkcje układu ruchowego.

 

 Zanim zaczniemy masaż...

Należy pamiętać o tym, by nie masować tuż po posiłku. Najlepiej masaż zacząć godzinę po nakarmieniu malucha.

Dziecko oraz osoba masująca muszą być w dobrych nastrojach. Maluch musi "wyrazić" chęć na masaż. W przeciwnym razie nie będzie dawał przyjemności, a stanie się katorgą.

Masaż najlepiej wykonywać rano, a wieczorem powtórzyć. Najlepiej by był zakończony kąpielą, która dodatkowo rozluźni malucha i zmyje nadmiar olejku. (Ja wykonuję masaż raz dziennie, wieczorem)

Pokój, w którym masowane będzie dziecko powinien być ciepły, gdyż maluch musi być nagi lub w samej pieluszce.

Osoba masująca siada (najlepiej na podłodze) z nogami wyprostowanymi, kładąc na nich ręcznik, na którym masowane będzie dziecko. Plecy powinny być proste, ramiona rozluźnione.

Jeśli masujemy dziecko bez pieluszki można pod malca podłożyć jednorazowy podkład. Masaż rozluźnia i pobudza perystaltykę jelit, a także może "oczyścić" pęcherz;).

Masaż wykonujemy w określonej kolejności:  klatka piersiowa, kończyny górne, brzuch, kończyny dolne, grzbiet, twarz, ćwiczenia rozluźniające.

Każdy ruch wykonujemy spokojnie i powtarzamy 3 - 4 razy. 

Go masażu używamy olejku lub oliwki. Hinduskie kobiety latem stosują olejek kokosowy, zimą zaś musztardowy. (Ja stosuję kokosowy lub ze słodkich migdałów)

Podczas masażu należy utrzymywać z dzieckiem kontakt wzrokowy, a także mówić do dziecka.


 Masaż klatki piersiowej

 
Kładziemy wyprostowane ręce na klatce piersiowej dziecka. Dłonie Znajdują się obok siebie. Rozciągając je masujemy od środka na zewnątrz. Tak, jakbyśmy chcieli w otwartej książce przypłaszczyć kartki po obu stronach grzbietu. Ręce  pracują jednocześnie w przeciwnych kierunkach.


Rys.1 Masaż klatki piersiowej


Następnie obie ręce pracują krzyżując się kolejno. Zaczy­namy od lewej strony dziecka. Prawa ręka osoby masującej, przechodząc przez klatkę piersiową, wchodzi na prawe ramię dziecka, natomiast le­wa ręka schodzi z lewego ramienia dziecka. Ręce pracują jedna za drugą jak fale (rys.1). Rytm masażu wolny, zgodny od początku do końca. Przy końcu ruchu należy małym palcem ześlizgnąć się po powierzchni szyi dziecka.

W kolejnej części masaż rączek.

Tekst powstał w oparciu o artykuł Irminy Derulskiej w: 
„ABC rehabilitacji cz.2 Mózgowe porażenie dziecięce”(red. dr med. Maria Borkowska)
ISBN 83-85045-16-3

O tym jak kisiłam ogórki

Tydzień temu dostaliśmy od teściów troszkę ogórków i całą ich kobiałkę od moich rodziców. Nic tylko kisić. Ja kiszone uwielbiam i stąd też przez całe moje życie mój tato nazywa mnie "Hanką Orógczanką". Przez pierwszych kilka dni ogórki leżały zapomniane, bo nie mogłam się pozbierać psychicznie i kiszenie ogórków było ostatnią rzeczą na którą miałam ochotę i o której mogłam myśleć. 
Z resztą robienie czegokolwiek wykraczało poza moje siły. Kiedy doszłam już do siebie po niedzielnym, cholernie bolesnym zderzeniem z rzeczywistością stwierdziłam, że muszę stawić czoła ogórkom...
I zaczęły się schody....
Bo Hanka była niespokojna - powód już znany. Ząbek. Bo nie miałam czasu. Bo nie miałam kopru i czosnku. Bo w końcu jak już miałam wszystko to okazało się, że mam złą sól...I dziś jak już mam wszystko, okazało się, że połowa ogórków zasili nie "spiżarkę" (raczej półkę...), a kosz. 
Ten na śmieci....

A tak w ogóle miałam się dziś świetnie bawić na wieczorze panieńsko - kawalerskim przyjaciół...Niestety Hanka sama sobą się nie zajmie...
Sąsiedzi dziś nie mogli się Hanuszką zająć, a teściowie? No cóż... Nie bardzo przejawiają chęć. Moi rodzice za daleko. Na nianię w tym momencie nas nie stać (tak na dobrą sprawę w tym momencie groszem nie śmierdzimy, a w lodówce hulają wiatry, dobrze, że chociaż światło w niej jest. Jeszcze...).
Tak więc mój mąż, jako starszy Pana Młodego, musiał pójść. W dodatku, tradycyjnie z resztą ( w jego rodzinie to normalne) zostawił wszystko na ostatnią chwilę. I znów ja na tym ucierpiałam, bo pozbyłam się książki (została przerobiona na sekretny schowek dla Pana Młodego), pozbyłam się wstążki od koszuli, a także kawałka całkiem fajnego lnu...Poza tym po Pana Mężowych wariacjach z prezentem mieszkanie wygląda jak pobojowisko, a mnie właśnie rozwaliła się półka na klawiaturę....
Wiece co? Idę kisić resztkę ogórków póki Hanka śpi. Muszę jeszcze przetrzeć jej zupki, włożyć do słoiczków i zamrozić...
A na koniec na czoło p*****lnę, ekhm - przykleję sobie naklejkę z napisem SIŁACZKA....
...

Tadam!

Pragnę wszem i wobec ogłosić, że się doczekałam pierwszego Hanuszkowego ząbka:)Podejrzenia były już w niedzielę, ale biała plamka, która nie dała się zetrzeć sama nagle zniknęła. Dziś biała, znacznie większa i w dotyku ostra plamka powróciła:) Mamy zatem lewą, dolną jedyneczkę:) Zdjęcia będą jak wyrośnie cała:)
Aż się wzruszyłam:)


















O szczepionkach i karmieniu piersią

Właśnie dzwoniła pani z przychodni, żeby Hankę umówić na szczepienie. Przeciągnęłam termin maksymalnie na 8 tygodni  po poprzednim, ale najprawdopodobniej odwlekę następną, ostatnią już dawkę na później. Pisałam już, że zrezygnowaliśmy ze szczepienia przeciwko pneumokokom, które w Kielcach jest fundowane przez urząd miasta.

Dlaczego?
Ponieważ szczepienie przeciw pneumokokom nie ma sensu.

W każdym organizmie żyją przeróżne wirusy, które wspólnie tworzą ekosystem. Żyją w symbiozie, której zaburzenie prowadzi do rozprzestrzeniania się niektórych z nich lub do ich mutowania. Szczepionki zamiast wzmacniać odporność organizmu zaburzają funkcjonowanie tego ekosystemu.
  • istnieje zależność w “ekosystemie” między bakteriami bezobjawowo kolonizującymi ludzki organizm pneumokokami (S. pneumoniae), Haemophilus influenzae typu b (Hib), gronkowcem (S. aureus) i innymi – o czym wspomniano również w publikacji w Nowej Medycynie w 2009 roku, dostępnej w  Czytelni Medycznej, co streszcza poniższy cytat:
„Badając wzajemne oddziaływanie na siebie różnych gatunków bakterii, stwierdzono, że obecność w nosogardle szczepów N. meningitidis promuje wzrost S. pneumoniae, obecność którego z kolei blokuje nosicielstwo meningokoków, H. influenzae, M. catarrhalis czy S. aureus.”
  • wzajemne oddziaływanie na siebie różnych bakterii pokazuje, że mają one pozytywne działanie utrzymujące „ekosystem” bakterii w równowadze, a eliminacja jakiejkolwiek z nich prowadzi do zaburzenia tej równowagi, zajęcia ekologicznej niszy przez inne bakterie i nieuchronnego wzrostu ryzyka na infekcje z powodu innych bakterii,
  • nadużywanie antybiotyków wraz z rezygnacją z karmienia piersią spowodowały wzrost zachorowań na zapalenie opon mózgowych wywołanych bakteriami Hib, co było podstawą do wprowadzenia masowych szczepień przeciwko tej bakterii,
  • masowe użycie szczepień przeciwko bakteriom Hib i znaczne ograniczenie nosicielstwa tych bakterii spowodowały zaburzenie równowagi w “ekosystemie”, miejsce Hib zajęły pneumokoki, które obecnie powodują rosnącą liczbę infekcji np. zapaleń płuc,
  • w odpowiedzi na wzrost infekcji pneumokokowych wprowadzono w wielu krajach masowe szczepienia przeciwko 7 szczepom tych bakterii, ale dotychczasowe masowe użycie heptawalentnej szczepionki pneumokokowej PCV7 nie obniżyło ryzyka nosicielstwa penumokoków, ale obniżyło  zapadalność na nieinwazyjne i inwazyjne choroby pneumokokowe w grupie wiekowej poniżej 2 lat. Jednocześnie nastąpił wzrost zapadalności na pneumokokowe choroby w starszych grupach wiekowych i wzrost ilości powikłań. 
  • masowe użycie PCV7 i PCV13 zaburzyło dalej “ekosystem” i zaniknęła naturalna funkcja pneumokoków polagająca na hamowaniu bakterii gronkowca, przez co wzrosło ryzyko chorób wywołanych tą bakterią
  • w ciągu kilku lat masowego użycia szczepionki przeciwko Hib w USA liczba zachorowań we wszystkich grupach wiekowych wywołanych bakteriami H. influenzae najpierw spadła a potem powróciła do pierwotnego poziomu, ponieważ “pojawił” się nowy bezotoczkowy typ bakterii NTHi i zwiększyła się zachorowalność w grupie wiekowej > 65 lat
  • wpływ masowych szczepień na całokształt “ekosystemu” bakterii i negatywne skutki eliminacji kolejnych typów bakterii, które bezobjawowo kolonizują ludzkie organizmy nie jest przedmiotem naukowych badań i efekt końcowy takich działań nie jest znany. Pewne jest tylko jedno, rośnie potrzeba szczepień przeciwko gronkowcom i innym bakteriom.*
 Jakie płyną  z tego wnioski?

Karmić, karmić i jeszcze raz karmić piersią (jeśli to możliwe) możliwie jak najdłużej. Badania jasno pokazują, że brak karmienia piersią potęguje ryzyko zachorowania nie tylko na pneumokoki. Kolejną rzeczą jest nadużywanie leków przez matkę i dziecko. Nasza mentalność niejednokrotnie nakazuje nam leczenie się na własną rękę, tym co w aptece sprzedawane jest bez recepty. W konsekwencji do naszych organizmów wprowadzamy całą masę niepotrzebnej niejednokrotnie chemii, przez co nasz organizm uodparnia się na leczenie. Ciekawe jest to, że w Anglii lekarze z reguły zalecają wziąć paracetamol. Anglikom pomaga...

Kolejną rzeczą jest to, że aby wzmocnić organizm swój czy pociechy nie należy podawać witaminizowanych suplementów diety bez zaleceń lekarza (zazwyczaj podaje się je tylko gdy występują niedobory w organizmie). Witamina c, podawana na wszelki wypadek wcale nie pomaga tak, jak się nam wydaje. Zastąpmy pastylki owocami i warzywami!

Nie należy też przesadzać a antybiotykami, gdyż zbędne terapie uodparniają nie nasze organizmy, a wirusy, które dzięki temu mogą sobie dowolnie mutować - każda następna infekcja będzie gorsza do zwalczenia, gdyż wirusy stają się odporne na leczenie. Lekarz przepisuje mocniejszy lek, wirus się uodparnia i koło się zamyka.

Więcej na ten temat znajdziecie pod poniższymi linkami. Na naganę zasługuje fakt, że szczepionka na pneumokoki jest szczepionką bardzo zalecaną, a przy tym drogą. Prawda jest taka, że Ministerstwo Zdrowia ogłosiło przetarg, który wygrała GSK SERVICES z ceną 100 złotych za sztukę, podczas gdy pacjenci płacą niejednokrotnie więcej......Tutaj znajdziecie dokument przetargowy.

*http://szczepieniapneumoihib.wordpress.com/

http://szczepieniapneumoihib.wordpress.com/spis-tresci/

http://hipokrates2012.wordpress.com/2012/04/01/szczepionka-na-pneumokoki-prevenar-czyli-kolejna-afera-medyczna-iii-rp/


Ale to od 18 lat...

Druga porcja mądrości rodaków. Ja zaniemówiłam....

Mój mąż pracuje w jednym ze sklepów, w których można kupić komputery, telewizory, lodówki, gry itd...Któregoś pięknego dnia jego kolega obsługiwał rodzinę z na oko 10- cio letnim chłopcem, któremu rodzice wybierali komputer...

Mama: A którą z tych gier (leżały na półce obok) poleciłby pan?
Kolega: A to dla tego tu człowieka?
Mama: Tak
Kolega: Ale one są od 18-tego roku życia...
Mama: A o czym one są?
Kolega: No jedna polega na tym, żeby przeciwnika podejść od tyłu i poderżnąć gardło, a w drugiej chodzi o to by strzelać do ludzi....
Mama: (do syna) To którą chcesz? Tą o podrzynaniu gardeł, czy strzelaniu do ludzi?
Syn: Tą o podrzynaniu gardeł!
Kolega: ...


THE END

Komentarz chyba zbędny...

Dziwne rodaków rozmowy...

Kreatywność, niewiedza i głupota zaskakują bardzo. Poczytajcie z resztą same, nie sposób to przemilczeć....

***

Scenka pierwsza
Występują:
Ja - we własnej osobie
N - której inicjał został zmieniony

N:Moja ginekolog wrzeszczy na mnie, żebym już skończyła karmić, bo mi więcej antykoncepcyjnych nie wypisze...
Ja: A w czym ona ma problem?
N: Nie wiem. Wiem, że G. ma już półtora roku, ale ja chcę ją nadal karmić. Bo wiem, że to dla niej dobre. A tak w ogóle to nie wiem, czemu to jest dobre, bo chyba nie ma takich badań.Nikt przecież nie badał mleka matki. Ja ją chcę długo karmić, bo to mi sprawia przyjemność!
Ja: Badania są i akurat dobrze robisz, że karmisz. (- Na więcej argumentów po prostu nie mogłam się zdobyć, bo mnie zamurowało)........

THE END




P.S. Kolejne perełki niebawem. Trochę mi się ich nazbierało;)

Pseudo eko

Od jakiegoś czasu używamy głównie kosmetyków w 100% naturalnych lub tych które są ekologiczne nie tylko z nazwy. Niestety, wraz z nastaniem mody na bycie eko, powstała cała masa pseudo ekologicznych wyrobów kosmetycznych, które z ekologią mają tyle wspólnego co przysłowiowy piernik z wiatrakiem.

Uczulam zatem wszystkich, którzy zaglądają na moje strony, by nie dawały się zwieść wielkim napisom, a dokładnie czytały skład. Wiele firm bowiem pozyskuje do swoich kosmetyków naturalne produkty certyfikowane przez ECOCERT ale cóż z tego, gdy w spisie znajdziemy wszelkie możliwe parabeny, PEG-i, rozpuszczalniki i inne paskudztwa.
O szkodliwych składnikach kosmetyków możecie przeczytać w zakładce SZKODLIWE KOSMETYKI.

To, że dany kosmetyk zawiera składniki certyfikowane, nie oznacza, że sam w sobie zasłużył na certyfikat czy na miano bycia produktem ekologicznym i tę świadomość należy mieć.

Takimi pseudo ekologicznymi kosmetykami są przykładowo:

Eveline Cosmetics ECOline




DAX Perfecta ekoNawilżanie






Podaję tylko dwa przykłady, ale zapewne jest ich znacznie więcej. Jeśli komuś zależy na dobrych, a niedrogich kosmetykach to myślę, że z czystym sumieniem mogę polecić serię Alterra z sieci Rossmann


Alterra

Testowałam już szampon, mleczko do demakijażu, mleczko do mycia twarzy i chusteczki do demakijażu. W planach mam wypróbować jeszcze antyperspirant, balsam do ciała i parę innych. Kosmetyki te są polecane przez wiele blogujących dziewczyn, siedzących w temacie, a co najważniejsze ich cena jest bardzo przystępna - z reguły nie przekracza 10 złotych.


Zachęcam Was do dołączenia do akcji JESTEM ŚWIADOMYM KONSUMENTEM - czytajcie etykiety, kupujcie świadomie! Większość świństw dodawanych do żywności i kosmetyków ma zły wpływ na nasze zdrowie!







Hania i Pani Niania

Jako że 4 sierpnia wybieramy się na wesele przyjaciół, musieliśmy pomyśleć o opiece dla Hanki. Całonocne żłobki są diabelnie drogie. Sąsiedzi, u których Hania czasem zostaje wyjeżdżają na wczasy, moi rodzice są za daleko, a rodzice męża nie bardzo przejawiają chęć zaopiekowania się wnuczką (coś ich to nasze dziecko przerasta i przeraża). Pomysł padł taki, by poszukać niani. 

Przejrzałam więc różne oferty i długo się zastanawiałam czy wziąć osobę młodą czy starszą, taką z kategorii babciowatych. Stanęło na tym, że zadzwoniłam do kobiety po 30, z odchowaną dwójką dzieci, która dorywczo zajmuje się pewną 5 miesięczną panienką.

Zadzwoniłam, wyjaśniłam, zaprosiłam. Niestety Pani Niania przyszła o prawie godzinę za wcześnie(drogi u nas rozkopane i zakorkowane, więc wyjechała wcześniej), co normalnie nie byłoby problemem gdyby nie fakt, że my w totalnym proszku. Mąż nockę odsypiał, więc jeszcze w betach leżał. W kuchni pobojowisko, które właśnie ogarniałam. Spaliłam się ze wstydu................................

Ale do rzeczy. Pani Niania okazała się być sympatyczną osobą i wygląda na to, że się z Hanką polubiły, bo Hanka się uśmiechała, dała się wziąć na kolana, ponosić, a w końcu padła na rękach Pani Niani. Dumna jestem z mojego pacholęcia, bo robi ogromne postępy w rozwoju społecznym:) 

Teraz wiem, że z czystym sumieniem możemy iść na wesele. Czy się nie boję zostawić Hanki w obcych rękach? NIE. Bo niby czego? Kobieta odchowała dwójkę swoich, zajmuje się czyimś, więc wie o co kaman:)

Tylko ja jakoś nie mam ochoty na szalone pląsy i wygłupy. I nie chodzi tu wcale o rozłąkę z dzieckiem....

Wakacje 2012 część I

Tym razem bez zbędnych słów - zdjęcia z naszych wakacji w Darłówku.

Wszystkie, poza ostatnim robiłam ja sama, swoimi ręcoma. Jak na mój antytalent i artystyczny niedowład to jestem z nich zadowolona:) Ostatnie należy do mojego męża.

Plaża w Darłówku

Hania w ramionach tatusia

Pierwszy spacer po plaży

Paluchy:)

Plażowiczów zabawy różne:)

Most w Darłówku

A może morze?

Zachód słońca

A Ty czego?

Naptun

Cudo - lampiony w restauracji

Jadzia rules

Czasem słońce, czasem deszcz


Dziwny świat...


Dziwny jest ten świat,
gdzie jeszcze wciąż
mieści się wiele zła.
I dziwne jest to,
że od tylu lat
człowiekiem gardzi człowiek


 


***


Ciężki był wczorajszy dzień. Emocjonalnie ciężki.....

Pomysły na plażowanie z dzieckiem

Wygrzewając się na plaży niczym jaszczur na kamieniu pozwoliłam sobie podpatrzeć pomysły ludzi na plażowanie z dzieckiem. Skupiłam się głównie na tym, co chroni malucha przed słońcem i wiatrem, który nad Bałtykiem wieje niesamowicie. Bez jakiejkolwiek ochrony ani rusz zwłaszcza jeśli jedziemy z kilkumiesięcznym brzdącem. Myślę też, że nawet i przy starszych dzieciach poniższe przedmioty będą przydatne.

Bardzo częsty gość polskich plaż to namiot plażowy Quechua. Fajna rzecz nie tylko dla dzieci. Jest dość duży i w miarę łatwo się składa. Widziałam jak rodzice urządzali w nim piaskownicę dla pociech - sprytne rozwiązanie:)


Dane producenta z Decathlon.com.pl


 Informacje techniczne
  • Montaż/demontaż - szybki montaż. Samonośny namiot (możesz postawić go w dowolnym miejscu, a przy bezwietrznej pogodzie nie musisz używać szpilek do mocowania!). W razie potrzeby, w komplecie znajdują się 3 szpilki. Sprawne składanie zajmuje około 15 sekund (demontaż jest opisany w instrukcji i przedstawiony w filmie instruktażowym na stronie www.quechua.com).
  • Przestrzeń - idealne schronienie dla 2 osób dorosłych lub kilkorga dzieci (powierzchnia 2m²). Wyposażony w drzwi, które częściowo zamknięte, chronią przed wiatrem, kurzem, piaskiem. Całkowicie zamknięty chroni prawie tak samo skutecznie jak tradycyjny namiot. Może też służyć jako przebieralnia.
  • Ochrona przed deszczem - chroniący przed drobnym deszczem dach z poliestru pokrytego poliuretanem i podłoga z polietylenu 120g/m². Szwy nie są uszczelnione: namiot nie jest w 100% nieprzemakalny.
  • Ochrona przed słońcem - materiał, z którego uszyty jest namiot, zatrzymuje 98% promieniowania UVB i od 80 do 95% UVA. Pamiętaj jednak, że promienie słońca mogą odbijać się od podłoża i wpadać do środka namiotu przez otwarte wejście (jasne podłoże: od 20% do 70% promieni).
  • Ochrona przed wiatrem - uwaga: aby lepiej chronić namiot przed wiatrem, warto oprócz użycia szpilek, zastosować pokrowiec wypełniony do połowy piaskiem lub kamykami i umieścić go wewnątrz namiotu, po stronie, z której wieje wiatr.
  • Stelaż - włókno szklane odporne na złamania.
  • Waga i rozmiary - lekki (1,5kg), wygodny w transporcie (płaski krążek o średnicy 56cm).
SUGEROWANA CENA: 129,99

Również ciekawym pomysłem jest taki oto kojec plażowy firmy Deryan
Informacje ze strony producenta:
*Samoczynnie napełniający się powietrzem materac chroni dziecko przed zimnym wilgotnym podłożem i stanowi wygodne miejsce do spania. Materiały, z których jest wykonany są ogniotrwałe i w 50% chronią przed promieniowaniem UV, stąd też namiocik jest idealny do korzystania z niego również na powietrzu.
*Siateczka ochronna sprawia, że do wnętrza nie dostają się ani owady ani wiatr.
*Materac umieszczony jest w dwuwarstwowej podstawie, uniemożliwiając dziecku zaplątanie się pomiędzy warstwami.
  1. *Samoczynnie napełniający się powietrzem materac.
    piwór.
    *Zaciemnione okienka.
    *Osłona przed wiatrem i w 50% przed promieniowaniem UV.
    *Boczne klapki na zamek.
    *Moskitiera o grubości < 1mm.
    *Niewielki i niezwykle lekki ( tylko 4 kg wraz z torbą na namiocik )
    *Składa i rozkłada się w kilka sekund.
    *Rozmiary: 130x76x65cm.
    *Rozmiar torby: 45x15x45cm.
    *Dla dzieci od 0 do 4 lat.
    *Produkt został opatentowany.

SUGEROWANA CENA: od 322 złotych (tak podaje Skąpiec.pl) - Rzecz bardzo droga, byłoby przyjemnie gdyby był np. połowę tańszy

Kojce Babymoov - są przeróżne. My mamy Babyni, o którym już pisałam tu i tu. Sprawdza się nie tylko w domu, ale i nad wodą i nad morzem. Polecam.

CENA: ok 200 złotych. Cena również wysoka, ale można kupić używany.

Namiot plażowy lub półnamiot John z Kubusiem puchatkiem jest bardzo fajnym i niedrogim rozwiązaniem. W odróżnieniu od powyższych nie spodziewałabym się w nim jakichś filtrów, ale i tak myślę, że jest godny uwagi choćby ze względu na Kubusia Puchatka i resztę ekipy ze Stumilowego Lasu:)

CENA: Ok 69 złotych. Do kupienia w sklepach internetowych oraz na allegro.pl

Podobnych półnamiotów jest cała masa w przeróżnych cenach. Można kupić i taniej i drożej. Ten posłużył mi jako przykładowy produkt.

Basen dmuchany  - tego wszędzie jest pełno i ma wiele zalet:) Można się bawić na mokro i na sucho. Można w nim też zrobić piaskownicę:) Z reguły są tanie i zabierają mało miejsca. Jedyna wada - trzeba dmuchać albo mieć pompkę.


Ważne jest to, żeby taki basen ustawiony był w cieniu. Swoją opalenizną możemy się chwalić i prześcigać się w odcieniach brązu. Dzieci niech lepiej nie smażą się jak frytki, zwłaszcza, że na słońcu taki basen po prostu parzy. Nie poleciłabym dla maluszków które nie siedzą same pewnie. Dobry będzie raczej dla szkrabów od roku w górę.

CENA: od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych.
Bez względu na to co wybierzemy, ważne jest to że maluszek nie leży pół dnia w wózku (no chyba, że jest to obszerna gondola) czy nosidełku, foteliku lub bujaczku. Pamiętajmy nie tylko o swoim komforcie, ale przede wszystkim o komforcie i bezpieczeństwie dziecka.Widziałam na plaży niestety nie raz maleństwa uwięzione w nosidełkach....


Babydream - pieluszki eko

Czasami przy pieluchowaniu wielorazowym sięgamy po jednorazówki. Z reguły na dłuższe wyjścia, czasem na noc i zawsze gdy Hanka zostaje z kimś innym. Zazwyczaj sięgamy po biedronkowe Dady, wczoraj jednak zachciało mi się eksperymentów i sięgnęłam po Babydream Eko.

.

Jak Hanka była malutka spróbowałam pieluszek Babydream i nie bardzo mi podeszły zatem do tych podeszłam z rezerwą. Muszę jednak powiedzieć, że jak na razie jestem mile zaskoczona.

Producent zapewnia, że pieluszki wybielane są bezchlorowo, a surowce są w 50 % biologicznie degradowalne zarówno jeśli chodzi o pieluszki jak i opakowanie. Nie zawierają też lateksu. Tego nie jestem w stanie sprawdzić więc wierzę na słowo. 

Co do chłonności - jestem zadowolona. Pieluszka chłonie bardzo ładnie.

Rzepy są w miarę elastyczne więc zakłada się je wygodnie, a pieluszka nie ogranicza ruchów.

Na wielu forach spotkałam się z opinią jakoby pieluszki Bybydream eko były sztywne i grube. Cóż jak ktoś jest przyzwyczajony do Pampresów to i owszem Babydreamy są grubsze i sztywniejsze, ale nie jest z nimi źle. Spodziewałam się czegoś gorszego. Osobiście nie uważam, żeby były sztywne czy nieprzyjemne. Całkiem fajnie się z nich korzysta.

Jak dla mnie pieluszki mają sporo walorów:

- są wybielane bezchlorowo
- są w 50% biodegradowalne
- są tanie jak barszcz - 42 sztuki kosztują ok 29 złotych, co przy cenie zwykłych Babydreamów jest ceną wyższą. W porównaniu z innymi ekologicznymi jednorazówkami to taniocha.
- dobrze chłoną
- nie ograniczają ruchów
- Hanki nie uczuliły (ale czytałam gdzieś, że któryś szkrab dostał uczulenia po nich)
-nie śmierdzą tak jak większość jednorazówek z Pampersami na czele - wiem, że dla niektórych to zapach przyjemny, ja jednak reaguję na ten smród tak, jak podczas tankowania paliwa - robi mi się niedobrze...

Jakie minusy?

- mała ilość sztuk w opakowaniu może być minusem

Na więcej minusów nie trafiłam. Czy polecam? - Polecam. Są całkiem przyzwoite.

Hankowe pół roku:)

Wczoraj Hania skończyła pół roku.

Pół roku i jeden dzień temu o 6.15 mogłam przytulić mój skarb. A teraz mój skarb zrobił się już duży i ciężki:) I całkiem cwany...:) Zaczyna sprawdzać moje reakcje na jej zachowanie. Wydaje odgłosy jakby miała się rozpłakać i patrzy na mnie i czeka na moje spojrzenie. Jeśli na nią popatrzę uśmiecha się, jeśli nie to próbuje dalej:)

Poza tym siada kiedy poda się jej ręce. Za długo jednak nie jest w stanie usiedzieć. Sprawia jej to natomiast taką frajdę, że aż miło patrzeć. Bardzo przy tym szuka naszej aprobaty i cieszy się kiedy kiedy ją spotyka:)

Hanuszka nauczyła się też nowego sposobu przemieszczania. Turla się, pełza i czołga. Najchętniej w stronę koteczka:) Kot to dobry motor rozwojowy;)

Hania uczy się też pić z nowej butelki przejściowej:) - o tym cudzie też napiszę:)

Jako że dietę zaczęliśmy rozszerzać ciut wcześniej Hanka poznała już smaki wielu warzyw i owoców. Lubi między innymi szpinak i dynię:)Nadal jednak podstawą diety jest mleko:)

Ciemieniucha prawie zeszła - pokonałam ją olejkami naturalnymi i ni szczoteczką, która tylko łaskotała, a rękawicą kessa. Masowałam bardzo delikatnie bo rękawica jest bardzo szorstka.Pomógł nam też szampon z Alterry, a teraz pomaga szampon z BabyDream.  O kessie jeszcze napiszę:) O kosmetykach też:)

Niestety też wchodzimy w pierwszy etap lęku separacyjnego....

To tylko kilka rzeczy jednak w rozwoju małego dziecka to duże osiągnięcia. Wielu z nich pewnie nie uchwyciłam, ale grunt, że Hanka rozwija się wzorcowo:)


Dobry paluszek:)


Hanuszka:)

And the winner is.....

Wyniki za chwilkę, najpierw krótka historia o tym jak to Hanka płakała....

W środę wróciłam padnięta po zaledwie 5 godzinach spędzonych w przedszkolu wraz z Hanką. W mieszkaniu maras, bo przecież wróciliśmy we wtorkowy wieczór więc zdążyliśmy wypakować część bagażu  i wyodkurzać podłogi (o godzinie 23...), jęłam więc wyciągać, segregować, składać, chować, prać, odkurzać, myć i inne w przerwach zabawiając, karmiąc, przewijając marudną Hankę, która najbardziej odczuła trud podróży. Aż tu nagle....ścięło mi żołądek i to nie na żarty. Dotarło do mnie bardzo boleśnie, że do funkcjonowania potrzeba pokarmu, a nie energii słonecznej. 

Odłożyłam więc Hankę do jej łóżeczka. Zatkałam smoczkiem. Włączyłam suszarkę. Wszystko to, by móc usmażyć flądrę, ugotować ziemniaki i zjeść...

Z kuchni słyszę, że suszarka choć suszy to nie działa...Hanka płacze. Bardzo płacze. Ja jestem słaba z głodu i wiem, że jak nie zjem, to będzie źle. Już kiedyś rozwaliłam sobie żołądek doprowadzając do refluksu i cierpiałam. Bardzo...

Kiedy obiad "się robił" pobiegłam do Hankowego "pokoju", żeby to moje dziecię wyprzytulać. Wchodzę - cisza. Patrzę na Hanię, a ona leży na brzuszku z główką na bok i pustym spojrzeniem i tylko cichutko pochlipuje w materac wstrząsana łkaniem. Kiedy ją przytuliłam dalej pociągała noskiem od czasu do czasu podrygując z żalu....

Łzy stanęły mi w oczach....I chyba nie jestem w stanie opisać jak podle się poczułam...

Na szczęście Hania po chwili się uspokoiła i zaczęła uśmiechać.

Powyższe zdarzenie jest idealnym wyjaśnieniem mojego wyboru zwycięskiego komentarza w konkursie.
Szkoda, że tak mało osób wzięło udział. Mimo wszystko dziękuję:) W zasadzie każda z wymienionych rzeczy byłaby przydatna i należałoby nagrodzić wszystkie głosy, jednak nagroda jest jedna i trafi do.....

Mamy Magenisiowej za tą właśnie wypowiedź:

A ja bym chciała taki dżinks - może być w formie wesołej naklejki albo niewidzialny albo do połknięcia albo inny cud techniki - no i żeby ten dżinks powodował, aby dziecko rozumiało różne wg niego dziwne decyzje rodziców. Że jak płacze w wieku 3 miesięcy i mama coś długo nie przychodzi, to dlatego, że robi właśnie siusiu (powiedziała, że idzie zrobić siusiu, ale w wieku 3 miesięcy nie wszyscy to potrafią zrozumieć), albo jak mówi do dwulatka - "nie skacz po kanapie" to też nie chodzi o to, że chce nam popsuć zabawę, i co z tego, że powiedziała "nie skacz, bo się o Ciebie boję", nie każdy dwulatek rozumie, co to znaczy "boję się o Ciebie". Albo jak mówi, "zjedz brokułki, na zdrowie" do trzylatka, to że chciałaby, aby był zawsze silny i zdrowy i nawet jak powie "bo chciałabym, żebyś był zawsze silny i zdrowy" to przecież trzylatek sobie może pomyśleć, "przecież jestem silny i zdrowy, co te obrzydliwe brokuły mają do tego?" a taki dżinks by sprawił, że od razu by zrozumiał. Nie, nie musiałby od razu wszystkich zjeść. Wystarczyłoby, że zrozumiałby, że to wszystko z troski i miłości.

Jak ja bym chciała, żeby coś takiego, co wytłumaczy mojej Hance, że mama musi coś zjeść, istniało. Żeby taka sytuacja, którą opisałam na początku nie miała już miejsca....

Mamie Magenisiowej gratuluję i poproszę o adres do wysyłki:)
Reszcie uczestników bardzo dziękuję za wyobraźnię:) Uśmiałam się bardzo:)
Pozdrawiam i miłego dnia życzę:)

Odrealniona

Wczasy minęły jak z bicza trzasnął. Wróciliśmy już kilka dni temu, ale nie miałam możliwości napisania ani słowa by się przywitać - robię to teraz, mówiąc wszystkim WITAJCIE PONOWNIE:). 

Czemu nie miałam czasu? Odpowiedź jest prosta - Hanka przez wyjazd totalnie nam oszalała. Rozregulowała się strasznie. Poza tym w środę musiałam być w pracy. Niestety z Hanią...Mówię niestety, bo opiekowanie się 10 cudzych dzieci (a było ich pewnie więcej w mojej sali) z własnym płaczącym w ramionach jest rzeczą niełatwą... W konsekwencji po powrocie padałam na twarz a w domu czekała na mnie reszta bagażu, którego nie zdążyliśmy wypakować we wtorkową noc, a także cały nieporządek po niespełna dwutygodniowej labie. Mąż oczywiście ciągnął dwunastkę w pracy czyli witaj szara rzeczywistości. W mordę jeża. 

Po środzie byłam zmęczona po stokroć bardziej niż po porodzie Hanki. Poirytowana tym, że w ogóle dlaczego?!!!??? I miałam ochotę zrobić sobie wolne. Znów. Od wszystkich i wszystkiego. Łącznie z wrzeszcząca i nie chcącą spać Hanką, a także od, Bogu ducha winnego, męża.

Na szczęście czwartek znów oboje mieliśmy wolne:) I ten czwartek wynagrodził trud środy mimo tego, że prawie cały dzień lataliśmy na zmianę ze szmatami i Hanką na rękach, która w dalszym ciągu była nieśpiąca:/

W czwartkowy wieczór z niezapowiedzianą wizytą wpadła też przyjaciółka z Warszawy, która aktualnie smacznie śpi na kanapie razem z Hanką:) Ta pierwsza nie wiem co odsypia:) Ta druga odsypia cały wtorek, środę i czwartek....A ja mam w końcu chwilę dla siebie:D

Pomalowałam paznokcie. Rozpoczęłam kolejną książkę. Aktualizuję wpisy na blogu i jeszcze mam w planie obrobić zdjęcia z wakacji:) Tak. W końcu mieliśmy z mężem czas dla siebie (mimo że Hanka była z nami niemalże non stop), ale też na to by nauczyć się robić zdjęcia o jakości i walorach artystycznych lepszych niż klasycznie strzelane albumówki:)  Szczyt artyzmu to może to nie jest, ale zaczyna być lepiej:) Lepiej niż gorzej:D

Zmykam obrabiać zdjęcia, tak by podzielić się nimi z Wami jak najprędzej:) Przypominam, że dziś kończy się konkurs - TU. Jutro wyniki:) Także jutro wybieramy się na koncert Indios Bravos:) Z Hanią zostaje sąsiadka:) Jutro też Hania kończy pół roku:) Jak ten czas leci......


Pozdrowienia znad morza


Ahoj!
Plażujemy i zwiedzamy nadal choć pogoda nie rozpieszcza. Na dłużej zajrzę po powrocie, czyli za równy tydzień:)

Uściski:) 
MD


P.S. Przypominam o konkursie:)