...

W tym całym galimatiasie zapomniałam o sobie. Najpierw okres połogu, potem mąż pisał pracę magisterską więc całe mieszkanie i opieka nad Hanką były na mojej głowie. Teraz mąż wrócił do pracy i nadrabia wolne, które wziął na pisanie. Znów więc wszystko na mojej głowie, bo pracuje po 12 godzin. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że nie byłam jeszcze na wizycie poporodowej...Pewnie bym o tym w ogóle zapomniała gdyby nie...

W poniedziałek muszę iść do lekarza. Boję się, bo do tego wszystkiego zaczynają mi się bóle....Nie są mocne, ale nie powinno ich być wcale....

obrazki dla niemowlaka

Dziś podczas kolejnej rundy po mieszkaniu z Hanuszką na rękach zajrzałam do łazienki i po raz kolejny pokazałam Młodej lustro. Jaka była moja radość, gdy dzieć z radości pisnął i zagadał do odbicia w lustrze. W mojej głowie od razu pojawiło się pytanie co tam zobaczyła, bo oczywistym jest, że świadoma tego co widziała, a raczej kogo, nie jest. Jako dociekliwa matka klikam więc w wyszukiwarce (wujek "G" zawsze wie i prawdę powie;) )rozwój wzroku u niemowląt i wyskakuje mi COŚ TAKIEGO. Nie będę się mądrzyła ani przytaczała cytatów - sami przeczytajcie, naprawdę warto:) Między innymi dlatego, że autor podaje też przypadki, w których należy zgłosić się do lekarza.

Stwierdzam, że  z Hanką wszystko w porządku:) Mimo wszystko staram się wspierać jej rozwój w dalszym ciągu. Bardzo pomocne w tym są obrazki w kolorach kontrastowych. Można takie wydrukować i rozwiesić nad łóżeczkiem, w okół łóżeczka lub po prostu pokazywać maluchowi podczas zabawy. Hanuszka bardzo je lubi. Część obrazków dostępnych jest na stronie baby.zorger.com.newborn.pdf ale można też samemu zrobić w jakimś programie graficznym - takie też mamy:)



Czas wrócić...do siebie

Chyba w końcu dojrzałam do tego by do siebie wrócić...W takim stanie "nic nierobienia" lub "niewiele robienia" tkwię od października. Wtedy to pani doktor kazała się ograniczać ze względu na skróconą szyjkę macicy. W listopadzie okazało się, że pomimo moich usilnych prób usiedzenia na 4 literach (oj marne to były próby mimo naprawdę wielkich starań) muszę leżeć plackiem i to w szpitalu. Poleżałam 3 tygodnie z nogami uniesionymi, założyli mi pessar. Napatrzyłam się, nasłuchałam się, wyryczałam w poduszkę szpitalną i niemalże pani doktor w rękaw, wróciłam do domu i leżałam. Potem był poród i dochodzenie do formy po porodzie, uczenie się Hanki i siebie samej w nowej roli...Tak jakoś zeszło i mamy koniec marca. Pora więc wrócić do siebie.

Zaczęłam wczoraj od domowego SPA - O.K. pseudo mini SPA, bo nieplanowane. Wykąpałam i nakarmiłam Hankę i w takim stanie oddałam tatusiowi prędko czmychając do łazienki, co by mnie mój Ssak nie zdążył zatrzymać swoim "e - ee - eeeeee". No i udało się:) Najpierw peeling twarzy, potem maseczka z płatków owsianych zakończona kąpielą w płatkach właśnie, szczotkowanie ciała, itd..itp...Od razu mi lepiej...

A dziś? Mam zamiar zrobić sobie grafik obowiązków po to by było mi łatwiej pisać. Muszę ponownie nawiązać kontakt z wydawnictwem i odnowić współpracę. To nic wielkiego, bo kwartalnik pedagogiczny, ale zawsze coś. W dodatku pozwoli mi to na powrót do intelektualnej formy, bo się czuję mocno odmóżdżona...A od października wracam na studia. Czeka mnie ogarnięcie domu z Hanuszką na czele, pracy i studiów filologicznych. Jeszcze wcześniej czeka mnie powrót do pracy. O tyle dobrze, że mogę z Hanką. TO nie zmienia jednak faktu, że jako nauczyciel muszę ogarniać przede wszystkim cudze dzieci i je czegoś mądrego nauczyć.

Pora zatem wrócić do siebie, tak by nie ucierpiała na tym Hanuszka:)

P.S. Wózek nadal bez dętki, pogoda kiepska, znów więc z Hanką kisimy się w domu...........

Odliczanie

Jeszcze tylko 11 dni do Wielkanocy. Zawsze większą wagę przykładałam do Świąt Bożego Narodzenia. Jakoś tak nastrój bardziej świąteczny i rodzinny. Więcej przygotowań itd. W tym roku Święta Wielkanocne nabierają dla mnie większego znaczenia i pierwszy raz w życiu nie mogę się ich tak doczekać (no może drugi), a to za sprawą Hanuszki.

Święta spędzimy u moich rodziców, którzy z racji zamieszkania wnuczkę widzieli zaledwie raz. Dobrze, że jest internet i aparaty cyfrowe. Dzięki temu dziadkowie i ciocia są na bieżąco:)

To będzie pierwszy taki wyjazd z Hanką. Hanuszka pozna swoich pradziadków, kuzynostwo i całą resztę rodziny czego i tak nie zapamięta, ale co tam...Liczy się fakt i rodzinna atmosfera:) A dziadkowie tęsknią i doczekać się nie mogą, Podobnie jak i ja...

Żałuję, że mieszkamy tak daleko, ale innego wyjścia nie byłą i nadal nie ma. Tyle razy potrzebowałam choćby samej obecności mamy i jej pomocy, porady - na szczęście są telefony, a ja mam darmowe do domu...

Za oknami wiosna rozkwita, a my z Hanką na razie jesteśmy uwięzione w domu z powodu kółka...Tak pękła dętka w wózku. Chusta zdaje egzamin, ale nie przy takim wietrze niestety...A wieje równo. Co z resztą odbija się na Hanuszkowych humorkach. Wczoraj myślałam, że oszaleję. No w najgorszym wypadku oddam dziecko w dobre ręce lub wyskoczę z 4 piętra...Hanka cały Boży dzień stękała, marudziła i płakała. Jest jak barometr, bo dziś już jej lepiej:)Bo i pogoda się poprawiła.

Ale co z tego jak wyjść nie możemy...Czekamy na dętkę i odliczamy dni do Świąt:)

Szczepić, nie szczepić, szczepić, nie....

No właśnie....szczepić, czy nie, a jeśli już to czym?!?

Dzięki Mamie Magenisiowej i dziewczynom z Klubu Mam zaczęłam analizować, zastanawiać się i myśleć. 

Ania podsunęła mi pod rozważanie temat NOP -u (Nieporządany Odczyn Poszczepienny). Jak przeanalizowałam zawartość bloga, to jest całkiem możliwe, że pogorszenie stanu Hanuszkowej skóry zawdzięczamy właśnie szczepieniu. 

Daliśmy się zmanipulować jak małe dzieci z tą szczepionką. Ale co się dziwić. Człowiek nie wie, zostaje zastraszony, koszt szczepionki w sumie niewielki, zaszczepić trzeba z obowiązku itd. itp. A tymczasem....

Gówno prawda. 
Jak się okazuje skojarzone szczepionki to największe świństwo. Jeden z lekarzy na forum Commed przyrównał szczepienie skojarzonymi do bomby atomowej. Jakby wziąć to na chłopski rozum, to jak można do niedojrzałego jeszcze układu immunologicznego dziecka wprowadzić szczepy 3, 5 a nawet i 6 różnych wirusów...Jeszcze w dodatku za to płacąc. 

Dlaczego w szpitalach, czy przychodniach nie pokazują ulotek ze szczepionek? Dlaczego nie informują o możliwych skutkach ubocznych - prócz płaczu, gorączki, lub innych typowych, występują też bardzo groźne, często nieodwracalne, z autyzmem włącznie....

Dlaczego straszą karami i nie ma możliwości wyboru? Prawda jest taka, że NIE MA OBOWIĄZKU PRAWNEGO żeby szczepić i są sprawy, które Sanepid przegrał. 

Dlaczego lekarze nie zgłaszają NOP-ów do Sanepidu choć mają taki obowiązek??????

Dlaczego wciąż do szczepionek dodaje się rtęć, tylko pod inną nazwą - thimerosal?

Dlaczego do szczepionek dodawane są świństwa typu formaldehyd, który jest substancją trującą?

Pytań jest zbyt dużo....Ja siedzę, czytam, zastanawiam się i jestem coraz bliższa temu by nie szczepić, są badania mówiące o tym, że nie szczepione dzieci są zdrowsze. 

A może lepiej nie popadać ze skrajności w skrajność i zaszczepić odpowiednimi szczepionkami? Tylko którymi? 

Nie namawiam nikogo do szczepienia, nie namawiam też do nie szczepienia. Zanim zaszczepicie dowiedzcie się jaka to szczepionka, a potem spokojnie w domu przewertujcie internet i poczytajcie o konkretnej szczepionce.

Lista przydatnych stron:

Stop NOP

Lista szczepionek

Lekarze o szczepionkach - bardzo dobry artykuł

Spis artykułów o szczepionkach

Przegrane Sanepidu

Historia bliźniąt z Lublina

Historia Kubusia

Sprawa z Argentyny

Nieszczepione dzieci są zdrowsze

Szczepionka pojedyncza czy skojarzona?

Pewnie nie jedna osoba zapyta, skąd pewność, że to wiarygodne źródła. A jaką wiarygodność mają lekarze, którzy czerpią profity od koncernów farmaceutycznych, tudzież telewizja promująca szczepionki, za co zgarnia olbrzymią kasę?

Z głową pełną pytań i wątpliwości idę zająć się codziennością...

Dziury w chodnikach i dziury w głowach

Dziś Hanka nie jest w spacerowym nastroju więc spacer był jakiś taki krótki, nieudany ale zakończony szybką wizytą w lumpku (średnio udana, ale na pewno bardziej niż spacer). 

No więc wchodzę do lumpka, panie już mnie kojarzą i po raz kolejny zachwycają się Hanką, zwłaszcza tym jak słodko śpi. A Hanka, jak to Hanka, jak tylko wyczuwa przerwę w jeździe wpada w płacz - zwłaszcza w takie dni jak dzisiejszy. Panie - o jej, budzi się, ja - bo nie wozimy, to się budzi. Na to panie zgodnie stwierdziły, że:

Pani nr 1 - Ja to swojego, żeby zasnął brałam na spacery i po tych dziurach w chodnikach jeździłam, żeby zasnął, ale tak żeby mu głowa skakała - wtedy zasypiał.
Pani nr 2 - no moim też było trzeba tak mocno bujać, żeby zasnął w końcu.
Ja - O_o ....................

Już miałam się odezwać, już miałam opieprzyć, wtajemniczyć i oświecić, że SBS (Shaken Baby Syndrome), że nie wolno potrząsać dzieckiem, że to dlatego śpi, bo dochodzi do obrzęków lub urazów mózgu, że to może NAPRAWDĘ ŹLE SIĘ SKOŃCZYĆ..........ale dałam sobie spokój. Betonu głową nie przebiję. Skoro panie uważają, że Hanka zasypia na rękach bo się nauczyła, a nie bo tego potrzebuje, bo taka jest natura niemowlaka......

Szkoda gadać....

A Polskie chodniki rzeczywiście mogą się nadawać do wywołania SBS - wyglądem przypominają raczej ser szwajcarski niż chodnik. Dziura na dziurze dziurę pogania....

 O SBS można poczytać np tu:


Ja już łapię o co biega

Hanka wczoraj leżąc na macie złapała małpę za nogę i bach ją do buzi. Łapać różne rzeczy zaczęła trochę wcześniej (włosy mamy na głowie, włosy taty spod pachy - kazał ktoś dziecia na gołą klatę brać?:P )ale pierwszy raz złapała zabawkę i zaprowadziła niepewnym jeszcze ruchem wprost do swojego malutkiego otworu gębowego:) Trudno było to uchwycić, ale jakieś zdjęcia ku pamięci są:)


 




Dziecię mi rośnie i widać to coraz bardziej. Jesteśmy razem 2 miesiące (i kilka dni) a Hanka w tym czasie zmieniła się bardzo. Prócz tego, że urosła to teraz zaczyna coraz więcej gadać i uśmiechać się. Nie ma nic piękniejszego od jej porannej miny na mój widok, kiedy budzi się obok mnie uśmiecha się i zagaduje kokieteryjnym :ghhuhhu" albo "aaaa", a w odpowiedzi na mój uśmiech robi minę jakby chciała powiedzieć "taaaa". Z resztą podobny dźwięk wtedy się niej wydobywa. 

Jest silna. Głowę trzyma rewelacyjnie jak na 2 miesięczniaka. Z resztą ma już tak od jakiegoś czasu. Leżąc na moim lub taty brzuchu podnosi się jak 3 miesięczne dziecko. Ona w ogóle lubi tak leżeć. Jak ją tak położyli na mnie po porodzie tak jej zostało. Kangurowanie (zaledwie kilka razy niestety) też zrobiło swoje. Staram się  odpoczywać w ten sposób z Hanką jak najczęściej. Jeszcze chwila i nie będzie tego już tak potrzebowała.

Czasem ciężko odnaleźć mi się w nowej sytuacji. Zawsze byłam aktywna, zawsze coś robiłam - często wiele rzeczy na raz, zawsze w biegu, w nieustającym pędzie, a tu...Tak bardzo chcę coś zrobić, a tu Hanuszka ma inny pomysł na maminy dzień i to w niej jest piękne, a przede wszystkim to, że potrafi mnie tak pięknie zmieniać.

Bajania do spania...

Bajania do spania cioci Asi w końcu doczekały się sesji zdjęciowej. Hania lubi słuchać kiedy się jej czyta, więc Bajania są czytane zawsze wtedy gdy Hanuszka jest w nastroju do czytania - a z racji wieku nie jest to jeszcze zbyt częste:)


Książka została wydana we Wrocławiu, a cały dochód przeznaczony był na dziecięce hospicjum. Brawa dla Aśki za pomysł i buziaki wielkie za prezent dla Hanuszki:) Bajania są piękne - czekamy na kolejne wiersze:)
Może tym razem uda się coś wydać większym nakładem? Tak na całą Polskę? Z całego serca tego cioci Asi życzymy:D






Ciekawe która Baja będzie ulubienicą Hanuszki kiedy podrośnie:)

A co się tyczy Hanuszki właśnie to śpi smacznie w chuście zamotana. Tak, ostro trenujemy wiązanie chusty tkanej. Z elastyczną szło mi lepiej. Zdecydowanie lepiej. W tkanej jest nam za to wygodniej.

Muszę się jeszcze pochwalić:) Otóż w konkursie u Sprytnej Mamy wygrałam zebrę - grzechotkę od Lamaze:)



 No, to życzę miłego popołudnia:D





Chusteczki cd...

Stwierdziłam, że zrobię zdjęcia chusteczkom, których używam. U nas naprawdę sprawdzają się rewelacyjnie:)

Wersja domowa - w pudełku z Cheeky Wipes
Tu akurat są flanelkowe szmatki zrobione z pościeli:)





 Tu są szmatki zrobione z ręczników wygrzebanych na szmatach:P



Tutaj jest wersja wyjściowa: do małego, płaskiego (żeby nie zajmował miejsca w torbie) wkładam waciki i zalewam taką samą wodą, jaką przygotowuję do chusteczek domowych. 


Wersja na wyjście jest bardzo wygodna, muszę tylko uważać, żeby chusteczki nie były zbyt wilgotne.





W ten oto sposób pożegnaliśmy chusteczki nawilżane, a Hanuszkowe 4 litery pachną lawendą:D









Moje chusteczki wielorazowe

Szalenie podoba mi się zestaw Cheeky Wipes, ale jego cena jest przesadzona i to porządnie. Niestety (a może właśnie stety) byliśmy zmuszeni zrezygnować z używania jednorazowych chusteczek nawilżonych więc postanowiłam "stworzyć" własne szmatki. Nie ja jedna i tym bardziej nie pierwsza wpadłam na ten pomysł. Na różnych forach wypowiadają się mamy opisując swoje pomysły. Mój raczej nie odbiega od reszty.

Zestaw Cheeky Wipes zawiera dwa pudełka, dwa olejki eteryczne, szmatki i dwa woreczki. Ja swój stworzyłam z pudełeczka właśnie z Cheeky Wipes. Czemu nie z innego? Podoba mi się system zamykania i otwierania. Można otworzyć jedną ręką i idzie to łatwo. Z niektórymi pojemnikami było ciężko. Stąd właśnie zakup samego pudełka.

Pocięłam starą flanelową pościel na kwadraty 15x15 zszyłam je podwójnie, kupiłam także na szmatach stare ręczniki (koniecznie w dobrym stanie i koniecznie miękkie). i zrobiłam z nimi to samo, ale obszyłam je pojedynczo. I w ten sposób chusteczki są gotowe.

Do pojemnika wkładam kilka sztuk zaledwie, namaczam w wodzie przegotowanej, dodaję olejek lawendowy. Lawenda ma wiele właściwości m.in antyseptyczne i bakteriobójcze, ale także łagodzi podrażnienia i odparzenia (przyspiesza gojenie - działa!!!) więc jest idealny do namaczania szmatek (oczywiście nigdy w postaci nierozcieńczonej). 

Do takiej mikstury nie dodaję już żadnych olejków natłuszczających, bo czasem konieczne jest użycie kremu (co za dużo to niezdrowo), a poza tym mógłby zatłuścić pieluszki wielorazowe zmniejszając tym samym ich chłonność.

Jak mi się chusteczki kończą, to robię nową miksturę i dalej używam. Niektóre kobiety twierdzą, że takie szmatki mogą być w pojemniku do 3 dni. Ja codziennie zmieniam, boję się, że zakisną. Poza tym wymiana wody czy zrobienie nowej mieszanki to żaden problem. 

Sprawdzają się rewelacyjnie do Hanikowej pupy, ładniej pachną, są zdrowsze i tańsze w użyciu. Piorę je razem z pieluszkami wielorazowymi i tak też przechowuję zużyte. 


Jak nie urok...

Hanuszka jest coraz bardziej marudna.Nie daje się odłożyć już ani na chwilę, nawet w nocy śpi na mojej ręce - inaczej jest płacz. Pewnie przez to, co dzieje się z jej skórą na twarzy...Ma popękane powieki. Z tych ranek do niedawna sączyło się dziwne "coś", a Hanka biedna twarzą tarła i trze nadal o wszystko. O moją pierś, o ramię moje i taty, o tors taty, o nasze twarze...Swędzi ją strasznie. Do tego na czole zrobiła się jej skorupa, która popękała. Z czoła schodziły jej całe płaty. Na szczęście pod spodem była zdrowa skóra (mam nadzieję). Nie czekając na nic rano pojechaliśmy do lekarza. 

Pani doktorzyca nie wie, zastanawia się i dalej nie wie. A może to od proszku? Więc tłumaczę, że nie. Ona na to, że to nie od jedzenia. Ja na to, że jednak jakaś poprawa jest - przynajmniej od strony układu pokarmowego...Pytam, czy to może wziewne. Ona: nie bo byłyby problemy z układem oddechowym. To jej tłumaczę, że Hanka ma katar od przeszło miesiąca...Ona nie wie.........

Ale ja wiem...Teraz jestem niemalże pewna, że to AZS. Doktorzyca przepisała steryd i antybiotyk na skórę, na zasadzie albo to, albo to. Z deszczu pod rynnę. Posmarowałam antybiotykiem te rany, żeby Hanuszka zakażenia nie dostała. Gronkowiec lub inne świństwo to ostatnia rzecz jakiej nam teraz trzeba...

Po antybiotyku jest lepiej, a my szukamy innego lekarza. Najlepiej alergologa...

Przez to wszystko Hanuszka potrzebuje mnie non stop niemalże. A ja czuję się jak samotna matka dwojga dzieci, bo mąż kończy pisać magisterkę, wiec bardziej bałagani niż sprząta, a Hanuszką się zajmuje jak ja już padam na ryj, albo okupuję miejsce oczyszczenia i skupienia...Nawet teraz Hanuszka jest wtulona we mnie, a ja piszę jedną ręka...

Z tego wszystkiego nie jadłam jeszcze obiadu. Tyle, że udało mi się go ugotować...Taaaaa. Ziemniaki rozgotowane, a z mięsa wyparował cały sos - zdążyłam wyłączyć nim zdążyło się zwęglić...

I jak tu zachować równowagę psychiczną będąc na diecie (bezmlecznej i bezglutaminowej), z mężem, który chwilowo jeśli jest w domy to tylko fizycznie, bo pochłonięty jest pisaniem, z dzieckiem, które odejść od siebie nie da, bo płacze tak, że się krztusi (bez chusty to już w ogóle nic bym nie zrobiła), z niemożnością ugotowania/ zjedzienia jedynej strawy w ciągu dnia, która daje mi siłę (i możliwość wykarmienia dziecia) i radość egzystowania. Co mi zostaje do zjedzenia na szybko? Wafel ryżowy albo jakiś owoc......................Mało pożywne...(no to się wyrzygałam intelektualnie).

Hanuszka słodko śpi  na moich rękach, a ja mam dylemat. Odłożyć ją, iść zjeść i jedząc słyszeć jak się zanosi i krztusi własnymi łzami, czy siedzieć i czekać, aż mąż wróci z pracy i może mnie nakarmi............Gdybym biust miała pokaźniejszych rozmiarów, to bym się nakarmiła i objadła dziecia swego, a tak????


Miłego wieczora....i smacznego, tym którzy mogą...

Kilka rad odnośnie rad...

Pomysł na taki, a nie inny wpis wziął się stąd, że w ostatnim czasie nasłuchałam się i naczytałam o radach udzielanych bardzo chętnie przez wszystkich i wszystkim. I jak udzielający radę często (mam takie nieodparte wrażenie) czuje swoją wyższość (hipotetyczną bądź co bądź) tak ten, któremu są one udzielane szału dostaje lub, zupełnie niesłusznie, czuje się jak człowiek gorszego gatunku... Rzecz mi znana z autopsji, ale też i z zasłyszenia...

Nikt nie lubi być pouczany, a tak zwane "dobre rady" często wprowadzają w stan ciężkiego wkurzenia (bardzo delikatnie mówiąc). Osobiście nienawidzę jak ktoś wyskakuje ze swoim "musisz robić tak, siak czy owak". Nawet jeśli intencje ma dobre, a owa rada wydaje się być całkiem sensowna. Ja nic nie muszę - ja mogę! Jedyną rzeczą którą muszę, bo innego wyjścia nie mam, to umrzeć (kiedyś tam). W każdym innym przypadku mam możliwość wyboru. 

Do rzeczy... Sama czasem udzielam rad, ale robię to tak, jak sama chciałabym być pouczana. To co napiszę poniżej nie jest tylko moim wymysłem, ale prostymi zasadami zaczerpniętymi z psychologii.

Po pierwsze, jak już wspomniałam - nikt i nic nie "musi". Wystarczy zamiast słowa "musisz" (lub innego podobnego) użyć "możesz". I tak "Musisz zastosować kremu X, bo jest najlepszy" wychodzi "Możesz zastosować krem X, bo jest najlepszy".

Po drugie, owo "najlepszy"... A kto wie co jest najlepsze dla mnie?! Przecież można powiedzieć "u nas sprawdził się krem X". Prawda, że lepiej? Bo przecież niekoniecznie krem X będzie odpowiedni dla mnie, a wtedy jego "najlepszość" legnie w gruzach i nikt mnie nie przekona, że ów krem ocieka zajebistością.

Po trzecie lepiej nie używać komunikatów "TY".. O co B? Już tłumaczę:
Zamiast :" Twoje mleko pewnie jest zbyt mało wartościowe".
Lepiej powiedzieć: "Może dziecko się nie najada" - brzmi lepiej, a matka nie czuje się winna i gorsza.

Po czwarte, kiedy nas o radę nie pytają, lepiej się zamknąć i swoje trzy grosze zachować dla siebie. No chyba, że ktoś ewidentnie wydaje się zagubiony to można zagaić delikatnie "U mnie sprawdziło się to i tamto" zamiast "Ja zrobiłam tak i siak". 

Zasady udzielania rad:

1.Udzielanie rad musi się opierać na cieple i szczerej trosce o drugiego.Udzielanie rad wymaga bowiem związku różniącego się od związków budowanych na co dzień. Nie może to wyglądać na rzecz zdawkową, ale budzić przekonanie, że szczerze zależy nam na tym kimś, na drugim.

2.Udzielanie nawet najprostszych i najmniej skomplikowanych rad zależy od takich umiejętności jak słuchanie czy empatyczny stosunek do innych. 

3.Udzielanie rad często bywa rozumiane jako mówienie ludziom co mają robić, zaś w rzeczywistości polega na pomaganiu im w dokonaniu słusznych ale samodzielnych wyborów. Zadaniem doradcy jest bowiem pomoc w przyjęciu postawy, która to umożliwia.

4.Dobre udzielanie rad ma sens tylko wówczas, gdy obie strony darzą się wzajemnym szacunkiem i potwierdzają jednakową wartość obu stron. Zachodzi bowiem bardzo często pokusa potraktowania osoby potrzebującej rady jako gorszej.

5.Sposób udzielania rad musi mieć swój cel i kierunek. Trzeba wiedzieć czemu właściwie ma służyć. Musi istnieć różnica np. między udzielaniem rad a pogawędką, choć nie znaczy to, że pogawędka jest gorsza czy mniej ważna, bo czasem nawet pogawędka przynosi więcej pożytku niż same rady.

Źródło: http://www.usc.pl/profesjonalisci/art_file/193.pdf
Wystarczy trochę empatii...Traktujmy innych tak, jak sami chcemy być traktowani, a będzie lepiej.
No, to się psychologicznie uzewnętrzniłam i mi lepiej i mogę dalej walczyć:P

Parę gadżetów

Z serii przydasiów na pewno przydatnych można wymienić organizery na łóżko. Sama nie mam i żałuję, ale poradziłam sobie w inny sposób. Organizery są różne, te materiałowe mnie nie przekonują, ale coś takiego, jak widać na zdjęciu już tak.


Zobacz tu



Wszystko pod ręką, poukładane, dużo miejsca nie zajmuje. Gdyby tylko było drewniane:)

Kolejny organizer, tym razem na wózek.

Zobacz tu




Wiadomo, że i tak torbę trzeba wziąć i tak, ale do takiego organizera można przy okazji włożyć kubek z kawą lub herbatą. Do torby teoretycznie też, ale skutki mogą być opłakane. Dodaję go do listy must have it:)

A to rzecz, która mnie zaciekawiła. Pewnie każdy już o tym słyszał, ale ciekawią mnie opinie użytkowników na temat Why Cry Mini właśnie.


Zobacz tu
 W teorii ma rozróżniać płacz dziecka i informować o tym czy dziecko jest głodne, zmęczone, zestresowane itp. Why Cry Mini analizuje 5 różnych powodów płaczu. Jak ktoś używa lub używał, proszę o opinie, bo ciekawa jestem. Moim zdaniem to gadżet bez którego można się obejść, choć jeśli to faktycznie działa, tak jak zapewnia producent, no to bomba. Przy następnym dziecku zainwestuję:P

Kolejny gadżet, który początkowo wydał mi się zbędny, to elektroniczny zegar. Ja co prawda obywam się bez niego, ale muszę przyznać, że nie raz by się przydał...

Zobacz tu


Jak mam takie dni, że nie wiem jak się nazywam, a "w głowie mam koncert chmary drozdów z towarzyszeniem zardzewiałego szybu naftowego" /W. Wharton/  to naprawdę oddałabym królestwo za coś takiego. To urządzenie rejestruje godziny karmienia (którą piersią), przewijania czy snu.

Podobną rzeczą jest Baby Log firmy Skip Hop, który bardziej do mnie "przemawia".


Zobacz tu


Hitem jak dla mnie jest Gyro Bowl - Miska niewysypka. Oczywiście dodaję ją do listy must have it, choć Hanka jeszcze mała. Byłam pewna, że będzie na kieleckich targach, ale niestety...
Zobacz tu


Dziecko może wymachiwać miską do woli i nic się nie wysypie dzięki systemowi dwóch nakładających się na siebie miseczek.



Kolejne gadżety już wkrótce:)

hell yeah:)

Hanka ma prawie 2 miesiące:) 15 będzie dokładnie. W tym czasie nie udało się nam jej ukatrupić. Dzieć żyje i ma się dobrze (poza alergią niewiadomego pochodzenia). Większego uszczerbku na zdrowiu też nie odnotowano. Co do psychiki to zobaczymy za lat kilka, na razie wydaje się być całkiem normalna:)

Śmiem zatem mniemać, że na rodziców się nadajemy. I chyba nawet teściowie się o tym przekonali, bo przestali tak często odwiedzać i dzwonić z pytaniami jak tam mała. Czym z resztą irytowali bardziej syna swego niż mnie. I nawet nie chodziło o same wizyty ale o przewrażliwienie świeżo upieczonych rodziców i chęć wykazania się.

Na początku mieliśmy wrażenie, że jesteśmy traktowani jak debile, którym się dziecko trafiło i teraz "coś z tym" trzeba zrobić. Daliśmy radę? Daliśmy. Czasem wystarczy trochę zaufania do "świeżaków".


A tak z innej beczki, to już się nie mogę doczekać, żeby mąż mój jedyny oddał w końcu pracę, obronił się i wziął Młodą na spacer. Mogłabym odgruzować mieszkanie...Albo pohaftować trochę.

Blisko, bliżej, najbliżej

"Nie noś"
"Nie bujaj"
"Dziecko musi sobie trochę popłakać" 
"Nie możesz być na każde zawołanie dziecka"
 itd...

Jak słyszę takie rewelacje, to mi się nóż w kieszeni otwiera...
Bo co? Bo się przyzwyczai? Już jest przyzwyczajona do bujania i noszenia, bo w końcu tak spędziła całe 9 miesięcy w brzuchu. Poza tym jak się to ma do współczesnego trendu rodzicielstwa bliskości?

Dużo się teraz o tym mówi. Mam wrażenie, że "taka moda nastała", ale powiedzmy sobie szczerze - jeśli ktoś ma dziecko z miłości i z chęci jego posiadania to wydaje się być takie naturalne. Przecież to takie normalne, że jak się kocha, to odnosi się z szacunkiem, nawet do tak małej istoty, że daje się jej ciepło, masę uwagi i czasu.  Poniższe zasady są charakterystyczne dla rodzicielstwa bliskości:

  1. Przygotuj się do ciąży, porodu i rodzicielstwa
  2. Karm z miłością i szacunkiem
  3. Reaguj z wrażliwością
  4. Zapewnij odżywczy dotyk
  5. Zapewnij bezpieczny sen, pod względem fizycznym i emocjonalnym
  6. Zapewnij stałą, pełną miłości opiekę
  7. Praktykuj pozytywną dyscyplinę
  8. Dąż do równowagi w życiu osobistym i rodzinnym *

Czy te zasady wydają się komuś dziwne? 

Owszem, każdy stosuje je na własny sposób, zgodnie ze swoimi przekonaniami i możliwościami. Nie trzeba od razu rezygnować z własnych marzeń, ambicji i planów. Wychodzę z założenia, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko, a każdą relację należy budować w oparciu o szacunek. W końcu za kilka lat same / sami będziemy wymagać szacunku od naszych pociech. 


Przykładem (skrajnym bo skrajnym, ale podobnych jest wiele) na to, że zimny wychów może bardziej zaszkodzić niż pomóc jest choćby dzieciństwo Adolfa H., którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Polecam książkę Alice Miller "Zniewolone dzieciństwo. Ukryte źródła tyranii"


Nie usprawiedliwiam Hitlera, ale takim stworzyli go jego rodzice. Czytając tą książkę można obudzić w sobie współczucie do małego Adolfa, który jako dziecko nie różnił się niczym od naszych dzieci. 

Więc niech mi nikt nie mówi: "Nie przytulaj, nie biegnij jak zapłacze", "od klapsa nikt jeszcze nie umarł"...





* źródło: Wikipedia

Hanuszka i Pan Kot

Leniwy niedzielny poranek, tylko Pan Kot na posterunku. Biedny jeszcze nie wie co go czeka jak Hanka zacznie chodzić...


 


Dobry koteczek, Zawsze pilnuje Hanuszki;) Niestety ja muszę jego, co by się za bardzo do Hanuszki nie przytulał;)



Here comes trouble:) Nic dodać, nic ująć. Napis na czapie i Hankowa mina mówią za wszystko:)



"Ja Wam jeszcze pokażę...:) "



Chusteczki cd...

Kolejne chusteczki testowane jeszcze kiedy używaliśmy do Hanuszkowych 4 liter to Bella i Babydream.

Kolejna klapa...Na szczęście miałam opakowanie testowe (ze szpitalnej paczki), w którym było 10 sztuk. Tyle dobrze, bo utopiłabym pieniądze. Chusteczki prawie suche, cienkie i koszmarnie pachnące...Bella Happy sensitive nie spełniły moich wymagań.

Używałyśmy też chusteczek Babydream, ale tylko różowych. Dla mnie średnie. Cienkie, słabo nawilżone (w związku z tym szybko szły) i średnio ładnie pachnące. Nie mam doświadczenia z zielonymi chusteczkami Babydream, z pracy pamiętam, że niebieskie niewiele się różniły od różowych, poza zapachem.

Z racji Hanuszkowych problemów ze skórą testy chusteczek zostały zawieszone. Używamy myjek. Nawet na wyjścia:) Ale o tym innym razem.


08.06.2012 - Zwracam honor chusteczkom babydream - mają dobry skład, przynajmniej te różowe, to przemawia na ich korzyść podobmnie jak cena - zdarza się nam kupować je na wyjścia. 




co mi dała Hania

Oprócz niezmierzonych pokładów miłości, szczęścia i optymizmu (oj można by wymieniać dalej) zmieniła moją świadomość i to kompletnie. 

Od dawna zastanawiałam się czy nie przejść (choćby częściowo) na jasną stronę mocy (czyt. zieloną stronę mocy) i nie zmienić choć trochę swojego i naszego życia. Do momentu zajścia w ciążę nie wielką wagę przykładałam do składu produktów, które kupowaliśmy. Różnie to bywało. Masę chemii w ten sposób zjedliśmy. Od tego nie można całkowicie uciec, ale można ograniczyć. Kiedyś owszem byłam wege, ale ze względu na absolutny brak czasu na gotowanie i konieczność żywienia kanapkowego zaczęłam chorować. Niestety musiałam wrócić do mięsa. Jak można nie mieć czasu na gotowanie zapytacie. Proste. Jak się mieszka samemu, studiuje dziennie, potem do wieczora się pracuje, a nocami uczy, to naprawdę nie ma jak...

Ale do rzeczy. Hanka zmieniła moją świadomość. Jej problemy ze skórą uświadomiły mi co nas otacza i co sami sobie i naszym dzieciom fundujemy.

Weźmy przykładowo takie pieluchy jednorazowe (popularne pampersiaki i inne pochodne). Nie zastanowiło Was dlaczego na opakowaniach producenci nie podają składu chemicznego tego co jest w środku, czy ich superabsorbentów? Polietyleny, które są wytwarzane z ropy naftowej (na pieluchę przypada około szklanki tego świństwa) , poliakrylany, chlor (bo pieluchy są nim bielone), barwniki i całą masa innych świństw. Ja wiem, że znajdzie się całą masa osób, które stwierdzą, że to jakaś paplanina ekopopieprzonej wariatki. Ale ja taką nie jestem. Ktoś nie wierzy niech wsadzi nos w opakowanie i powącha...

Kolejną rzeczą są na przykład proszki do prania. W naszych chorym kraju, żeby zaoszczędzić (pieprzona chęć zarobienia kosztem konsumentów...)proszki są mieszane z wypełniaczami niewiadomego pochodzenia.  Jedna enta proszku, reszta to świństwa. Bardzo mocne świństwa. A jak to jest, że Niemcy mogą mieć 100% proszku w proszku, a Polacy nie? Ten sam Vizir, Ariel, Persil czy inne w Niemczech pachną. W Polsce śmierdzą. Podobnie jest w Anglii.

Dalej, chusteczki dla dzieci. NA które nie spojrzę - skład przerażający. Owszem polecam, jak ktoś nie ma wyjścia (czasem po prostu trzeba), jak dziecko toleruje. Moje nie....My nawet na wyjścia zabieramy waciki od razu nasączone wodą i zamknięte w pojemniczku. Taki zestaw gotowy do użycia.

Po tych wszystkich Hanuszkowych problemach ze skórą przeszliśmy na pieluszki wielorazowe. Są ładniejsze, milsze w dotyku i bardziej przyjazne dla Hanuszkowej pupy, środowiska i portfela. A że prać trzeba? Nasze mamy też prały tetry, w dodatku gotowały i prasowały. Umarła któraś od tego? Którejś korona z głowy spadła? Nie...

Zrezygnowaliśmy z proszku do prania. Pierzemy w kuli, a do bardziej zabrudzonych rzeczy dosypuję sody oczyszczonej. Owszem, nie pierze jak proszek - więc nie rezygnuję z proszku całkowicie. Jednak jakoś mega zabrudzenia trzeba usunąć.

Szafki i kuchenkę też staram się czyścić sodą. Wiadomo, czasem detergent jest potrzebny i tyle. Ale im mniej tym lepiej. 

Następnym krokiem najprawdopodobniej będzie domowy wyrób wędlin. Oj, jak to górnolotnie zabrzmiało. Bardzo ambitnie...Ale to raczej chodzi o jakieś pieczenie na chlebek, niż wędzenie szynek. Bardzo możliwe też, że pieczenie chleba też nam dojdzie. Hanka ma najprawdopodobniej uczulenie na gluten. Do czego doszłam sama. Hanka ma typowe objawy, że też doktorzyca nie zrobiła wywiadu porządnego....Wczoraj się dowiedziałam, że jako dziecko też miałam uczulenie na gluten, ale krótko i rodzice o tym zapomnieli. Ten gluten chodził mi po głowie od dawna, podpowiedziała mi go również znajoma, a teraz musimy to sprawdzić.


Dziękuję Ci córuś:) Mam nadzieję, że prędko będę mogła Ci pomóc.

pieluszkowy zawrót głowy

W środę wieczorem dostaję maila z numerem przesyłki i linkiem do śledzenia paczki. Zastanawiam się o co B? Przecież nie zamawiałam niczego prócz pieluszek, za które jeszcze nie płaciliśmy. Myślę sobie - pomyłka i idę spać.

Czartek rano dzwoni telefon :"Bo ja paczkę mam dla pani". Zjeżdżam windą. Domofon nie działa, więc muszę pofatygować się na dół w celu otworzenia kurierowi drzwi. No i jest paczka jak w mordę strzelił. To nie żart i nie pomyłka. Okazuje się, że w paczce są pieluszki...

Dzwonię do firmy i wyjaśniam, że przecież jeszcze nie zapłacone i o co kaman? Chyba jakiś bajzel mają. Zapłaciliśmy i tyle. A pieluszki są super. Mięciutkie, kolorowe i przyjemne w dotyku i użytkowaniu:)

Żegnaj odparzona pupo:) Witajcie większe sterty prania:)





Z bioderkami Hanki wszystko w porządku, ale na wszelki wypadek trzeba jeszcze szeroko pieluchować. I tu idealnie przydają się pieluchy wielorazowe. Można np. na jednorazówkę założyć 2 tetry i zamiast trzecią wiązać w trójkąt, założyć wielorazową:) Wygląda ładniej i jest wygodniejsze:)

Można też pokombinować inaczej, byle tylko zachować odpowiednią szerokość, czyli jak najszerzej:)

A skóra? No cóż, zobaczymy. Albo uczulenie na mleko, albo refluks i uczulenie na co innego, albo refluks i AZS - za wcześnie by coś powiedzieć. Sprawdzamy nadal.

I co jeszcze....

Żal mi tego mojego dziecka...Przy urodzeniu złamany obojczyk,  potem problemy z bioderkami, co chwila odparzenia (mimo tego, że pieluchy zmieniamy często), katar, którego nie możemy się pozbyć (już nie wiem czy to wina ogrzewania, czy czegoś innego) i teraz ta wysypka, która ni cholery zniknąć nie chce....

Odstawiłam krem, nie ma reakcji. To nie krem uczulał. 

Wywnioskowałam, że skoro mała źle reaguje na absorbenty, to może odstawię wkładki laktacyjne. Mam obfitą laktację więc potrzebowałam wkładek bardzo chłonnych. Wkładek nie używam od wtorku i na razie zero poprawy. Może to jeszcze za krótko? 

Może to proszek? Właśnie to sprawdzam testując kulę piorącą. Może sama kula nie pierze tak jak usuwające wszystkie plamy proszki, ale jest soda oczyszczona i to pomaga. Na razie za krótko, by coś wywnioskować. Ważne, że z kulą zdrowiej i taniej. No i materiały są milsze w dotyku i zachowują kolory. Proszek zostawiłam do mega zabrudzeń. Zobaczymy, czy pranie z kulą pomoże.

Hanka jest w kropkach. Ostatnio zaatakowało jej powieki. Dziś rano zauważyłam pęknięcie nad uszkiem....Jutro do lekarza. Mama mnie po głowie bije dlaczego nie poszłam od razu. Ale co mi lekarz powie??? Że trzeba próbować, czy to nie proszek, albo jakiś kosmetyk, a może dieta....

Nabiału prawie w ogóle nie jem. Od czasu do czasu kilka plasterków żółtego sera na śniadanie. Odkąd Hanka ma wysypkę nie jem wcale. Jajka sporadycznie. Pomidory też, w zasadzie jeszcze rzadziej i to przetworzone.  Innych uczulających rzeczy też raczej nie jadam. Chyba, że to gluten...Liczę się ze ścisłą dietą eliminacyjną, ale tego bez konsultacji z lekarzem nie zrobię. 

Zatem jutro lekarz. Pół dnia w przychodni, bo najpierw z bioderkami, a potem ze skórą...Mam tylko nadzieję, że to nie AZS. Niestety tak to wygląda............................

 Chyba od razu poproszę o test IgE.....Tak na wszelki wypadek...

targowe zdobycze

Targi, targi... i po targach. Hanka prawie całe przespała. Właśnie - prawie całe. Nie do pomyślenia jest żeby na targach dziecięcych nie było miejsca do nakarmienia czy przebrania maluszka. Pod tym względem organizatorzy targów "Czas Dziecka" nie spisali się. Tutaj podziękowania dla przemiłej pani ze sklepu Tublu, za to, że umożliwiła mi nakarmienie Hanki na swoim stoisku:)

Poza tym,na targach było całkiem nieźle. Hanka była dzieckiem okazowym podczas wiązania chusty;) Ale miała widownię:) Niestety aparatu nie miałyśmy i nie ma zdjęć:( Ponad to budziła zachwyt pań na różnych stoiskach:) Dzięki wrodzonemu urokowi (Hanki oczywiście) udało mi się utargować u pań z La Millou rabat na kurkę - ostatnie pieniądze z portfela na nią w końcu poszły:) Muszę przyznać, że produkty LA Millou zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Piękna kolorystyka, niebanalne wzornictwo i materiały tak miłe, że człowiekowi od razu chce się do nich przytulić. Cenowo różnie, ale ceny kocyków odstraszają. A szkoda, bo to zwykłemu zjadaczowi chleba, zarabiającemu skromnie, odbiera możliwość cieszenia się naprawdę pięknymi rzeczami dla dziecka. Cóż chyba pozostaje mi kupowanie infantylnych zabawek również tak zdobionych.........Albo, robienie własnych (tu uśmiech w stronę babci). 

Była masa, naprawdę cudownych rzeczy, w większości z górnych półek więc można było nacieszyć oko. Nam udało się kupić kilka rzeczy:) A oto i one:

Kurka z La Millou, która swoją promocję miała właśnie na kieleckich targach:) Jeszcze nie ma jej w sprzedaży, ale jak będzie - polecam. Jest milusia, w pięknym groszkowym kolorze i rewelacyjnie nadaje się do spania, przytulania i karmienia - wypróbowana jeszcze na targach:)





Kurka sprzedawana była w takiej torbie z zawieszką:) Bardzo udany pomysł i praktyczny:) Torba przyda się na Hanuszkowe zabawki, te co to zawsze pod ręką być muszą:)



A tu Hanuszka na swojej kurce:)


Mamy jeszcze piękną książeczkę ze Skip - Hop, Hanuszka jeszcze troszkę za mała jest, ale za miesiąc, dwa będzie idealna:)












I grzechotkę...



Grzechotka - krowa pochodzi z Les Deglingos i od razy została ulubioną grzechotką Hanuszki:) Co prawda ostatnio Hanka w ogóle jest marudna i ciężko ją czymkolwiek uspokoić i zająć - chyba, że ewidentnie ma na to ochotę i dobry nastrój. 

No to się pochwaliłam:) Sobie kupiłam pojemnik z Cheeky Wipes, żeby trzymać w nim szmatki do Hanuszkowych 4 liter. Z jednorazowych chusteczek musimy zrezygnować. Hanuszka ma strasznie wrażliwą skórę, po naszych ulubionych Dadach ostatnio też uczulenia dostała:( Podejrzewam jakąś alergię. W tym tygodniu znów wybieramy się do lekarza.

Póki co - dobrej nocy;)