Testy produktów

Co prawda Hanka ma dopiero miesiąc z hakiem, ale już jesteśmy w stanie określić co nam pasuje, a co nie. W tej serii postów pojawiać się będą produkty sprawdzone przez nas, ale mile widziane będą komentarze innych mam dotyczące opisywanych produktów:) Wiadomo, że każdy maluch inny i każda mama ma inne upodobania, ale wiele opinii się pokrywa;)

Na początek Chusteczki nawilżane:)

Na początku, jeszcze w szpitalu używałam chusteczek Huggies i muszę powiedzieć, że nie byłam zadowolona. Mają co prawda odpowiednią (jak dla mnie) wielkość i przyjemny zapach, ale to tyle. Niby grube, ale się rwą. No i niestety słabo nawilżone. Dla mnie klapa....
Testowaliśmy też Pampersowe. Całkiem przyjemne. Chusteczki, nie cena...Są dość cienkie, ale dobrze nawilżone i przyjemnie pachną. Sprawdziły się. Niestety odpadają ze względu na cenę. U nas chusteczki idą jak woda....
Używaliśmy także te poniżej.  Całkiem przyjemny zapach, choć nie wszystkim odpowiada. Niestety mało ich w opakowaniu, które w dodatku jest drogie, a jak już pisałam, chusteczki idą jak woda. Hanka całkiem dobrze toleruje chusteczki z Pampersa, czego nie można powiedzieć o pieluszkach, ale o tym innym razem.
Chusteczki Bambino jak dotąd dostały najgorsze noty....Głównie dlatego, że uczuliły Hankę. Poza tym są dość cienkie i jak dla mnie średnio nawilżone. Poza tym ten zapach...Zupełnie mi nie podeszły, a niestety mąż kupił aż 4 opakowania....Kompletna klapa.

Używaliśmy i nadal używamy biedronkowej Dady i muszę powiedzieć, że dla mnie te chusteczki są najlepsze. I to zarówno Sensitive jak i Naturals. Cena bardzo przystępna, ilość w paczce zadowalająca, rozmiar i grubość rewelacyjne. Chusteczki Dada są porządnie nawilżone i ładnie pachną. Mnie urzekł zapach zielonych Naturals:) Te mogę polecić z czystym sumieniem:)




To na razie tyle, testy trwają, bo nie zawsze mamy możliwość korzystania z naszych ulubionych:) Czekam na opinie:)

CDN...





Królik nad króliki

Hanuszka jeszcze nie wie, ale to jej ulubiony ( z założenia mamy i babci pewnie też) królik:) Wygodnie zasiada w kącie łóżeczka, trzymając przy sobie swoją gąskę i czuwa nad Hanuszkowym snem:) 



Taka mnie nachodzi refleksja jak patrzę na Hanuszkę śpiącą z Panem Królikiem... Jak długo ów Pan Królik będzie miał te swoje piękne uszy, długie łapki, nogi i stopy...Mam nadzieję, że Hanuszka nie będzie typem niszczyciela. Już moja w tym, z resztą, głowa żeby takowym nie była, ale......Planować sobie mogę.



Dziś Hanuszka śpi jak zabita. W nocy też ładnie było, z resztą, co miało nie być, jak przy mamie najlepiej. Dystrybutory blisko, ciepło, wygodnie i w ogóle:) Po weekendzie i wczorajszym dniu Dzieć mój stwierdził, że wypada trochę matce odpuścić...:) Bardzo z resztą jej za to dziękuję:D mogłam trochę pohaftować, sprawdzić pocztę i nabazgrać posta...Ogólnie odpocząć:) I tyle, bo się Dzieć obudził:)

No to miłego popołudnia:)

Hania i suszarka...

Ciężki dzień po ciężkim weekendzie - zaczynam się przyzwyczajać. W końcu trafił się nam model nieodkładalny i to totalnie. Problem w tym, że nikt nam nie wierzy. 

 Przecież Hania to takie kochane dziecko (nigdy nie powiedziałam, że nie).

- Popatrz jak ona słodko śpi. Mały aniołeczek.
- Przecież to dziecko stale śpi, czego wy od niej chcecie?!
- Skarżycie się, a ona przecież tak ładnie śpi...
-ITD...

Śpiąca Hanuszka
O tak, Hania pięknie śpi (co widać wyżej) i jest bardzo spokojna, ładnie sobie leży, rozgląda się, nie drze japy, tylko kwili i żali się jak coś nie pasuje, lub chce jeść. Cud, miód i malina. Niestety tylko wtedy jak jesteśmy u kogoś, lub sami mamy gości... A w domu......SAJGON. Oczywiście, że nie zawsze, ale jak Boga kocham... Nawet dziś...Przyszła położna - Hania śpi przytulona do mnie (po tym jak przez cały dzień marudziła, płakała i nie spałą w ogóle, a przypominam - ma półtora miesiąca). Położna wyszła, ledwo drzwi zamknęłam, ledwo do pokoju weszłam (nie Hanikowego, żeby była jasność), a tu...Łaaaaaa, łłłłaaaaaaaaa, łaaaaaaaaaaaaaaaaaaa....

W sobotę tak się umęczyła ( i nas też...a zwłaszcza mojego ślubnego..) i zestresowała, że oboje myśleliśmy, że oszalejemy, najdelikatniej rzecz ujmując. Hania marudziła cały dzień, cały wieczór i pół nocy. Aż się biednej ciemiączko zapadło i to dość poważnie. Oczywiście wujek google prawde powie. Podejrzewałam, że może chodzić o odwodnienie. Co prawda o poważnym odwodnieniu mowy nie było, ale coś się zaczynało. Raz, że cały dzień płakała, mało spała, to jeszcze w dodatku u nas w mieszkaniu jest klimat niemalże pustynny (urok mieszkania w starym bloku, gdzie przy grzejnikach nie ma zaworów). Hanusiak dostała butlę z wodą, cyca do tego i ciemiączko poszło w górę...Uffffffffffffff

Uspokoiła ją suszarka...Tyle, że spać za cholerę nie chciała. W przeciwieństwie do mnie. Po całym dniu o godzinie wpół do pierwszej w nocy, ja już nie kontaktowałam. Hanuszką zajął się tatuś, a ja..........no cóż. Padłam jak zabita przy dźwięku suszarki. Hania padła o wpół do trzeciej.............

A dziś...znów sajgon.............

Albo to ta pogoda, albo te cholerne tetry ją wkurzają (jakbym się miała owinąć czymś takim i położyć się, to też bym się darła i wkurzała), albo ja już nie wiem co...Mam nadzieję, że to nie na chorobę...

Teraz Hanuszka padła i śpi...Oby jak najdłużej, bo po prostu padam, ale przede wszystkim, bo mi jej najzwyczajniej w świecie żal...

Pani Dysplazja i Pan Ganglion

Hanka nie daje się nam nudzić:) Choć muszę przyznać, że tej nocy dała się przynajmniej wyspać. Jak zasnęła koło północy (albo koło 23??) tak obudziła się na karmienie o 5 rano!!! Jak mi dziecię zakwiliło, jak wyrwałam z wyra i zobaczyłam, że zaczyna świtać, tak omal w panikę nie wpadłam, bo to do niej nie podobne w cale. Dziś nie wiem, że mam dziecko. No prawie nie wiem, bo byłyśmy na USG stawu biodrowego.............

Nie dość, że mi się dziecko poturbowało przy porodzie łamiąc sobie obojczyk, nie dość, że do tej pory męczy ją katar i brzuszek (choć dzięki kroplom ból nie jest tak wielki), to jeszcze teraz bioderka....Nie jest najgorzej, bo stan stawu biodrowego oceniony został na IIa (fizjologiczna niedojrzałość stawu), ale musimy szeroko pieluszkować. Ja wiem, że to żadna tragedia, ale jak oczami wyobraźni widzę te sterty tetry...Zwłaszcza, że Hanik potrafi siusiać co 5 minut.......

Ortopeda zajął się też mną. Bioder co prawda nie badał, ale mój nadgarstek...Z racji opieki nad Hanką operacja nie jest wskazana. Z racji karmienia piersią wstrzyknięcie sterydu również nie jest wskazane. Pan doktor wielką igłą odciągnął Pana Gangliona i po krzyku...

Hanusiowe paluchy

Niestety, wieczorem Pan Ganglion powrócił, choć na razie mały, to znów zaczyna dokuczać...........


A tak z innej beczki... Mąż mój zaczął się dziwnie zachowywać...Nosi Figulca w pozycji fasolki i śpiewa jej kołysanki....Chyba nie muszę przekonywać, że kotce średnio się to podoba...;)



ratunku jestem mamą!

Oj wczorajszy dzień dał mi popalić, nawet nie cały dzień, a raczej popołudnie. Do południa sielanka, spanie, karmienie, spacer przy pięknej pogodzie. Ba! nawet makijaż udało mi się zrobić, wbić w leginsy sprzed ciąży i poczuć jak pół człowieka, nie mówię o tym, by poczuć się choćby jak ćwierć kobiety...Ostatnio o mojej kobiecości przypomina mi rozrywający ból cycków, za każdym razem jak Hanka zakwili...........No ale do rzeczy...

Poszłyśmy na ten spacerek, zanosząc przy okazji szanownemu tatusiowi Hani telefon. Kupiłam sobie gazetę o tematyce wiadomej, gdyż mój mózg jeszcze chyba nie jest w stanie przetrawić czegoś bardziej ambitnego (poza tym jest kilka artykułów przydatnych, może nie odkrywczych ale uświadamiających mnie: "Tak, mamo doskonała, dobrze robisz, dziecię Twe bezpieczne i zadbane jest") i ruszyłam w kierunku domu. Hanka już po drodze zrobiła się marudna, ale nic nie zapowiadało najgorszego...

A w domu...O dziwo Hanka dała mi ugotować obiad. Moje dziecię było jeszcze bardziej łaskawe pozwalając mi go zjeść podczas jednego posiedzenia. I to by było na tyle z jej życzliwości względem matki. Pewnie wyszła z założenia, że matka też człowiek i siłę mieć musi by od 16 do późnych godzin wieczornych (a w zasadzie już nocnych) na zmianę nosić, przewijać, karmić, zabawiać, uspokajać, usypiać (chyba siebie samą) itd....Bo jak o 16 Hania zaczęła marudzić tak końca nie było widać

W końcu ok 23 padła. Oczywiście na naszym łóżku, oczywiście na połowie, która pachnie mamusią, pozbawiając mnie tym samym możliwości położenia się choć na chwilę jak człowiek. Tzn. miałam wybór. Mogłam ją odłożyć do jej łóżeczka, ryzykując tym samym, że się obudzi...............................

Wymyłam tylko twarz i zęby. Padłam na twarz, rozważając, czy nie pie*****ć przysłowiowego baranka o ścianę w celu szybszego i głębszego uśnięcia...Na szczęście był mąż i był masaż...

A teraz siedzę z Hanią śpiącą smacznie w chuście, zaczytuję się w artykule Chylińskiej i felietonach na Bachorze i ryczę ze śmiechu całując mojego małego stworka w główkę To mi pomaga nie zwariować w sytuacjach, w których jestem bezradna jak dziecko we mgle. Wiadomo, że kochamy swoje  dzieci, ale trzeba też trochę zdrowego dystansu....

Chyba czas skończyć czytanie, bo się Bachorro obudzi, a wtedy to................;)




Aaa kotki dwa......




Przydasie:)

Korzystając z faktu, że Kruszynka smacznie śpi snem niezmąconym siedzę i piszę, bo potem może nie być tak łatwo. Tak się zastanawiam, jak będąc matką ułatwić sobie życie i w związku z tym przejrzałam zawartość mądrych ciążowych (i nie tylko) czasopism oraz internetu w poszukiwaniu gadżetów przydatnych rodzicom. Producenci prześcigają się w wymyślaniu różnych, mających ułatwić opiekę nad brzdącem produktów. Niektóre z nich są bardzo przydatne (nie wyobrażam sobie ciąży bez mojej poduchy i funkcjonowania bez chusty), inne z kolei są drogimi zabawkami, bez których można przeżyć - ale jak ktoś ma furę pieniędzy, to czemu nie:)

To pierwsza odsłona Przydasiów;) (niebawem kolejne) a w niej:

Rzecz pierwsza - dla mnie niezastąpiona, ze względu na mój kręgosłup, a później i rozmiar brzucha - poduszka kojec Motherhood. Koszt na stronie producenta to 139 złotych, ja swój dostałam na urodziny, ale taniej można kupić na portalach aukcyjnych. Poza tym jeśli ktoś planuje używać tylko w czasie ciąży, swobodnie może od kogoś odkupić. Mnie kojec służy teraz jako poduszka do spania, do karmienia, a nawet jako kojec dla Hani, kiedy zasypia na łóżku, a istnieje obawa, że podczas przenoszenia do jej łóżeczka się obudzi, to po prostu ją zabezpieczam tworząc w okół niej okrąg. Mam pewność, że nie spadnie. Od początku ciąży chciałam taką mieć, ale mój mąż stwierdził, że równie dobrze można zrolować narzutę lub obłożyć się poduszkami - sprawdziłam, porównałam - to nie to samo. W rezultacie sam teraz czasem z owego wynalazku korzysta i sobie chwali;) Poducha naprawdę jest przydatna.



Rzecz druga - stosuję od niedawna, ale jeszcze zanim dziecko było w planach wiedziałam, że ja swoje będę nosiła w chuście. Dlaczego chusta jest przydatna? Choćby ze względu na to, że podczas gdy maleństwo wtula się w mamę, ta ma dwie ręce wolne i może ugotować obiad, posprzątać, zająć się starszym dzieckiem lub cokolwiek innego (oczywiście w granicach rozsądku:P). Poza tym maluszek czerpie niesamowite korzyści z takiej chusty - mama jest blisko, czuć jej zapach i ciepło, słuchać nicie jej serca - to daje poczucie bezpieczeństwa. Co do cen i producentów - trzeba uważać. Akurat chusta jest rzeczą, na której nie można zaoszczędzić kupując tanią firmy noname. Już lepiej odkupić używaną. Ja tak jak pisałam, postawiłam na polskie Natibaby, ze względu na cenę i promocję, na którą trafiłam.Co do cen - jeśli chodzi o nówki, to trzeba się liczyć z wydatkiem od ok 150 złotych (i więcej) w górę, w zależności od firmy i materiałów z jakich została zrobiona. Często jest to sama bawełna, ale są też chusty z domieszkami lnu, kaszmiru, jedwabiu czy  wełny merino albo bambusa. Do wyboru do koloru:) W zakładce linki można znaleźć kilka przydatnych stron.


Rzecz trzecia - kosz na pieluchy. Wiadomo, gdzieś trzeba je wrzucać, a fiołkami nie pachną...Ja osobiście posiadam zwykły. co prawda nosiłam się z zamiarem kupna specjalnego, ale wspólnie z mężem uznaliśmy, że dla nas to zbędny gadżet, a przynajmniej na razie. Prezentowane kosze to Sagenic, Tomme Tippee i Angelcare. Koszty są zbliżone. W sklepach stacjonarnych około 100 złotych, na portalach aukcyjnych od 60  zł w górę.












Rzecz o tyle dobra (wg zapewnień producentów), bo nie uwalnia przykrych zapachów. Pewnie, te mamy które używają mogą powiedzieć więcej. Nam na razie wystarcza zwykły kosz i jak na razie nic nie "pachnie". Poza tym na brzydkie zapachy pomaga no olejek z drzewa harbacianego. Jeśli ktoś używa - proszę o opinię:)


Rzecz czwarta -  rewelacyjnie sprawdza się podczas odwiedzin u rodziny i przyjaciół, czy w przychodni lub na spacerze. Torba - przewijak (producent IKEA), wygląda jak zwykła torba sportowa, ale po rozłożeniu można na niej spokojnie przewinąć maluszka. Jej wnętrze jest nieprzemakalne, łatwo je też wyczyścić. W dodatku ma masę kieszonek i przegródek na akcesoria do przewijania. Koszt około 60 złotych. Mnie się udało kupić swoją w SH za uwaga - 14 złotych. Wyszłam z moim łupem szczęśliwa jak dziecko. Co prawda jak wychodzimy z Hanką w wózku to biorę mniejszy przewijak, taki który mieści mi się do torby, ale moja zdobycz czeka na cieplejsze dni, kiedy to spacerować będziemy w chuście:)



Hanusiowa karuzela

Wychodzę z założenia, że dziecko od samego początku powinno być otaczane rzeczami ładnymi, estetycznymi. Dlatego też, dopiero teraz Hania dostałą karuzelę. Długo nie mogliśmy znaleźć takiej, która wpisywałaby się w nasz gust. Owszem można kupić wypasione, wybajerzone karuzele z projektorami, całym zestawem różnych melodii i biciem serca, a w dodatku kolorowe do zrzygania...Bo przecież najlepiej dziecku powiesić coś nad głową, zamulić różnymi melodiami, oślepić projekcjami różnych żyjątek i zapchać smoczkiem. Ale nam nie o to chodziło...Karuzela ma przykuć uwagę Hani i chwilowo ją uspokoić, a przede wszystkim budować w niej poczucie estetyki. Dlatego też wybór padł na karuzelę znalezioną na Allegro. Zupełnie prosta, z materiałowymi elementami i motywami z Kubusia Puchatka rysowanego starą, oryginalną kreską - coś co mnie urzeka:)

 







Oczywiście karuzela ma pozytywkę. Tradycyjnie jest to melodia kołysanki "Twinkle, Twinkle Little Star". Myślę, że jak ktoś ma zdolności manualne (umie szyć) to może wyczarować własnoręcznie jakieś cudo. Pozytywka jest zbędna, a jeśli ktoś się przy niej upiera, to myślę, że zawsze można dopasować z jakiejś używanej karuzeli.

Chyba pora nauczyć się szyć:)

Powiązane z poplątanym

Z racji tego, że Hania rodziła się w pozycji na Atomówkę (jak to określiły zgodne ciotki), czyli z rączką przy główce, miała złamany obojczyk. Pan doktor radził wstrzymać się kilka tygodni z chustowaniem, ale dziś zaczynamy:) Bo po pierwsze, ja się nie mogę doczekać, po drugie Hania uwielbia być noszona, a po trzecie mnie na prawym nadgarstku wyskoczył ganglion, bolesny jak diabli...

Nasz wybór chusty padł na polską Natibaby i to od razu na dwie. Jedną elastyczną, drugą tkaną.


 Elastyczna:)

 Tkana Prowansja:)


O zaletach noszenia dziecka w chuście nie będę się rozpisywała, bo pełno o tym w sieci. Jeśli zaś chodzi o ryzyko uduszenia - pisałam już o Yetim, każdy słyszał, ktoś widział?  

Po pierwsze trzeba widzieć co kupić, a po drugie - jak użytkować. Źle użytkowany kocyk, wózek, czy cokolwiek innego również mogą być przyczyną śmierci...

Poniżej kilka linków z filmami instruktażowymi, jak wiązać i jak absolutnie nie wiązać dziecka w chuście.



Przykład wiązania chusty elastycznej. Bardzo fajny instruktaż i świetne wiązanie. Jak tylko zawiązałam Hanię, zasnęła wtulona w mamusię w związku z czym ja mam ręce wolne i nie męczę nadgarstka, a Hanik mam mamę blisko siebie:)

Wiązanie chusty tkanej na noworodku  znajdziecie poniżej, podobnie z resztą zawiązać można starsze dziecko, co zobaczyć można na tym filmie.




A tu przykład jak nie należy wiązać chusty. Po Pierwsze, kobieta nie zabezpiecza główki dziecka, przede wszystkim jednak chodzi o ostatnie z prezentowanych wiązań. Nie należy wiązać dziecka tyłem do siebie.
A to dlatego, że podczas wkładania dziecka do chusty w tym wiązaniu powoduje wyginanie się dziecka do tyłu, co jest złe dla kręgosłupa, poza tym głowa nie ma odpowiedniego oparcia. Uda również nie są odpowiednio zabezpieczone - złe oparcie i kąt ułożenia. W dodatku nie mamy możliwości sprawdzenia, czy maluch śpi, czy nie. Istnieje ryzyko, że główka będzie opadała, utrudniając przy tym oddychanie. To tylko kilka powodów, dla których nie należy wiązać dziecka przodem do kierunku spaceru. Owszem, można to zrobić, jeśli dziecko wiążemy na plecach.



Chusty gorąco polecam, warto też wybrać się na jakieś szkolenie:) A nasze zdjęcia w chustach już niebawem:)Co prawda ręce wolne mam, ale ciężko samej zrobić sobie jakieś dobre zdjęcie bez statywu.

Angielski od pieluchy???

Oczywiście, że tak. Niektórzy pomyślą, że przesadzam, ale dlaczego miałabym nie ułatwić dziecku nauki w przyszłości? 

Hanka ma miesiąc i oczywistym jest, że nie zacznie mówić płynną angielszczyzną, skoro nawet do polskiego "mama" jej daleko. To nie znaczy jednak, że na naukę języka obcego jest za wcześnie. Na tym etapie mowa polska też jest jej obca - nie posługuje się nią, a jedynie jest z nią osłuchana. Na tym również powinna polegać nauka języka obcego. Z resztą, jaka nauka? Raczej przyswajanie języka, zaznajomienie z nim. 

W jaki sposób dzieci uczą się mowy?

Przede wszystkim przez słuchanie. To pierwszy i najważniejszy etap. W nauce mowy pomagają dziecku m.in. odruch ssania, a co za tym idzie ssanie piersi (tudzież butelki), żucie, przełykanie i gryzienie. Około 2-go miesiąca dziecko zaczyna gugać, głużyć - jak zwał, tak zwał. Dziecko wydaje proste dźwięki "aaaa", "eee", lub inne podobne.

W drugim półroczu życia pojawiają się zbitki głosek, pojedyncze sylaby - dziecko gaworzy. Nie są to etapy charakterystyczne tylko dla polskich dzieci. Przyswajanie mowy odbywa się tak samo bez względu na szerokość geograficzną. Dlaczego zatem nie osłuchiwać malca nie tylko z językiem ojczystym ale i jakimś innym?

Nie trzeba być magistrem filologii, nauczycielem, lektorem czy tłumaczem, wystarczy trochę chęci:)
Zatem zachęcam osłuchujcie Wasze maluszki z angielskim, lub jakimś innym językiem już od pieluszki:) Niech to będą kołysanki, audiobooki, bajki lub rymowanki czytane przez Was. Dziecku naprawdę będzie łatwiej, gdy będzie osłuchane z językiem obcym. 

Wiem, bo sama uczę dzieci, a nasza Hania uwielbia słuchać opowiadań Beatrix Potter o niesfornym króliku Piotrusiu i jego przyjaciołach:)


W osłuchiwaniu dzieci z językiem angielskim pomogą Wam te strony:


Powodzenia i miłej zabawy:)

Ciocia Dobra Rada i Wujek Samo Zło...

Dobre rady, to jest to co uwielbiam...Ja rozumiem, że każdy chce pomóc młodej, niedoświadczonej matce, i że to z dobrych chęci wynika, i że nikt nie chce zaszkodzić, ALE....dobrymi chęciami, to wiadomo....Naprawdę cenię sobie mądre rady matek, które rodziły w ostatnim czasie, bo choć same doświadczenia olbrzymiego nie mają, to są na bieżąco. I to najważniejsze. Bo przecież medycyna, położnictwo i normy opieki i pielęgnacji się zmieniają... 

Szlag chce mnie trafić jak słyszę, że mi dziecko będzie chorowało, bo wietrzę mieszkanie, albo za lekko Hanię ubieram. W mieszkaniu są 22 stopnie (nie mam możliwości regulacji temperatury) i na prawdę nie mam zamiaru ubierać dziecku pięciu warstw ubrania, czapki na głowę i jeszcze otulać kocem...Rączki ma zimne i będzie miała zimne - tak niemowlaki mają....

Na pierwszy spacer po skończonym miesiącu, jak temperatura nie przekracza -5 stopni? Idąc tym tokiem rozumowania, na pierwszy spacer Hania wyszłaby najprędzej w marcu...Owszem teraz właśnie ma katar, ale równie dobrze mógł ją zainfekować ktoś z odwiedzających, lub któreś z nas. Zwłaszcza, że sama ostatnio kiepsko się czułam...

Przez całą ciąże od różnych osób słyszałam, żeby się kotów z mieszkania pozbyć. Bo toksoplazmoza, bo zarazki, bo pazurami zadrapie, bo się położy na dziecku i udusi, bo przegryzie krtań, itd...Taaaa, O Yeti też słyszałam. Widział ktoś??? Jakoś więcej udokumentowanych przypadków pogryzienia dziecka przez psa spotyka się w mediach, a nikt nie trąbi o tym by się psów pozbywać. Ba! Nikt nawet nie wiesza psów na miłośnikach tychże,  za to, że swe dzieci wychowują z czworonogami.

Podobnych "nowinek" jest znacznie więcej. Miejsca w sieci by brakło (choć to ponoć niemożliwe) by je spisać. W ten właśnie sposób Dobra Rada staje się Samym Złem doprowadzając tym samym młodą matkę do furii...


Żeby jednak nie było tak pesymistycznie, życzę wszystkim wszystkiego najlepszego z okazji Tłustego Czwartku, a przede wszystkim smacznych pączków i faworków:) Bez względu na wszystko:)



P.S. Choć pewnie znalazłaby się nie jedna osoba, która z pełnym powagi głosem oznajmiłaby mi: "nie możesz, bo karmisz...."

Jak to jest być mamą?

Któraś z Haniowych cioć pytała o to, jak to jest być mamą? Cóż, żeby zaakceptować nowy porządek rzeczy i go polubić, trzeba czasu. Będąc mamą młodą wiekiem i stażem (zaledwie miesiąc) niewiele mogę powiedzieć. Byłoby łatwiej gdyby do noworodków dawali instrukcję obsługi, ale nie dają, co w ciągu tego miesiąca nie raz doprowadziło mnie do frustracji (delikatnie mówiąc). Jak każda mama chcę dla dziecka jak najlepiej, ale wkurzam się i dołuję kiedy przewinięte, najedzone i wyprzytulane płacze w niebogłosy...Pewnie, że czytałam o kolce, ale o 3 w nocy człowiek, a zwłaszcza świeżo upieczony, niewprawiony rodzic słabo kontaktuje....

Jako osoba aktywna przeżyłam niemal traumę, gdy w 5 miesiącu kazano mi się oszczędzać, w 6 zamknięto w domu, w 7 trafiłam do szpitala, a potem czekało mnie ponowne siedzenie w domu. Teraz znów siedzę w domu, a moje życie od miesiąca kręci się w ten sam sposób: cyc - kupa - cyc, z przerwą na spanie (nie moje oczywiście). Ze zmęczenia zaczynam gubić wątki podczas rozmowy, nie pamiętam kiedy ostatnio nie bolała mnie głowa i kiedy miałam normalny sny. Po narodzinach Hani powiedzenie "wyśpisz się po śmierci" nabrało nowego, bardziej realnego znaczenia...

Tak to jest być mamą...całkiem zieloną i niedoświadczoną. Mówili, że będzie ciężko, nie mówili, że aż tak. Ale to tylko jedna strona medalu. Wszystkie te niedogodności znikają jak widzę spokojny sen Hani, jej uśmiech czy desperacką próbę znalezienia piersi, kiedy to usiłuje odgryźć sobie piąstki, zjeść pieluszkę tetrową, albo palec taty.

Czy cofnęłabym czas? Nigdy...
Czy podjęłabym ponownie decyzję o zostaniu mamą? Pewnie, że tak:)

A jak to jest być mamą, będę mogła powiedzieć za jakiś czas.....

Trudne nowego początki

Po miesiącu wspólnego urzędowania w domu i uczenia się siebie nawzajem, mój ślubny poszedł do pracy, a my z Hanią zostałyśmy w domu. Mamy mnóstwo czasu, żeby się wzajemnie dotrzeć, co łatwe nie jest i Ameryki tym nie odkrywam. Skąd ten blog, skoro podobnych jest już wiele? Z dwóch powodów. Pierwszy, to chęć wygadania się i podzielenia swoimi przemyśleniami na temat macierzyństwa, Jak się wygadam tutaj, to istnieje szansa, że uniknę powielania stereotypu młodej matki, której świat kręci się wokół pieluch, ząbkowania i innych... Drugi powód to lenistwo. Tak, tak, lenistwo właśnie. Nie zawsze chce mi się opowiadać po raz kolejny tego samego...Jak to jest być mamą, jak to jest być w ciąży, jak wyglądał poród i co u Hani....Zwłaszcza, gdy w towarzystwie zainteresowana jest tylko jedna lub dwie osoby. Stąd ten blog. A skąd nazwa? No cóż, z przekąsem, bo wiadomo, że nikt nie jest doskonały, a już na pewno nie debiutanci....Zapraszam do czytania i komentowania:)