Oj wczorajszy dzień dał mi popalić, nawet nie cały dzień, a raczej popołudnie. Do południa sielanka, spanie, karmienie, spacer przy pięknej pogodzie. Ba! nawet makijaż udało mi się zrobić, wbić w leginsy sprzed ciąży i poczuć jak pół człowieka, nie mówię o tym, by poczuć się choćby jak ćwierć kobiety...Ostatnio o mojej kobiecości przypomina mi rozrywający ból cycków, za każdym razem jak Hanka zakwili...........No ale do rzeczy...
Poszłyśmy na ten spacerek, zanosząc przy okazji szanownemu tatusiowi Hani telefon. Kupiłam sobie gazetę o tematyce wiadomej, gdyż mój mózg jeszcze chyba nie jest w stanie przetrawić czegoś bardziej ambitnego (poza tym jest kilka artykułów przydatnych, może nie odkrywczych ale uświadamiających mnie: "Tak, mamo doskonała, dobrze robisz, dziecię Twe bezpieczne i zadbane jest") i ruszyłam w kierunku domu. Hanka już po drodze zrobiła się marudna, ale nic nie zapowiadało najgorszego...
A w domu...O dziwo Hanka dała mi ugotować obiad. Moje dziecię było jeszcze bardziej łaskawe pozwalając mi go zjeść podczas jednego posiedzenia. I to by było na tyle z jej życzliwości względem matki. Pewnie wyszła z założenia, że matka też człowiek i siłę mieć musi by od 16 do późnych godzin wieczornych (a w zasadzie już nocnych) na zmianę nosić, przewijać, karmić, zabawiać, uspokajać, usypiać (chyba siebie samą) itd....Bo jak o 16 Hania zaczęła marudzić tak końca nie było widać
W końcu ok 23 padła. Oczywiście na naszym łóżku, oczywiście na połowie, która pachnie mamusią, pozbawiając mnie tym samym możliwości położenia się choć na chwilę jak człowiek. Tzn. miałam wybór. Mogłam ją odłożyć do jej łóżeczka, ryzykując tym samym, że się obudzi...............................
Wymyłam tylko twarz i zęby. Padłam na twarz, rozważając, czy nie pie*****ć przysłowiowego baranka o ścianę w celu szybszego i głębszego uśnięcia...Na szczęście był mąż i był masaż...
A teraz siedzę z Hanią śpiącą smacznie w chuście, zaczytuję się w artykule Chylińskiej i felietonach na Bachorze i ryczę ze śmiechu całując mojego małego stworka w główkę To mi pomaga nie zwariować w sytuacjach, w których jestem bezradna jak dziecko we mgle. Wiadomo, że kochamy swoje dzieci, ale trzeba też trochę zdrowego dystansu....
Chyba czas skończyć czytanie, bo się Bachorro obudzi, a wtedy to................;)
Aaa kotki dwa...... |
heheheh pozytywna notka:))
OdpowiedzUsuńAch te poczatki... Milo sie Ciebie czyta :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA dziękuję:) i zapraszam ponownie:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńA ile ma Twa Hania? Ja mialam tak samo gdy Antonowka byl mlodszy... Ziuzianie, lulanie, chodzenie... Kolke mial biedactwo, a za dnia, ze moc chociazby pozmywac w chuscie na mnie zasypial i nie przeszkadzam mu halas garnkow... Dobrze, ze masz kogos kto cie wymasuje bo tak ciezkim dniu... Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńHanka ma miesiąc i jeden tydzień i z niecierpliwością czekam (czekamy) kiedy będzie normalnie:)W sensie spokojniej. Mam nadzieję, że trochę wcześniej niż gdy dorośnie:P
UsuńCo do masażu - nie zawsze jest tak różowo...
hahahaha - śmieję się z siebie z czasów Ewki-dzidziulki :) też rozważałam baranka o ścianę, a także sprzedanie dziecka na allegro, bez ceny minimalnej :D dobrze, że natura tak to wymyśliła, że obywamy się bez drastycznych rozwiązań :)
OdpowiedzUsuńmiłego dnia!
Oj, żebyś wiedziała, że natura to dobrze wymyśliła. Szkoda tylko, że nie obdarowała mlekiem również facetów;P
OdpowiedzUsuń