Pewien chłopczyk, nazwijmy go Krzyś, jest dzieckiem raczej spokojnym i pogodnym.
Jak każde dziecko jest labilny emocjonalnie i jak każde dziecko 3 letnie wie co lubi, a czego nie.
Ot, normalne dziecko.
Ów Krzyś na tle swoich kolegów i koleżanek w przedszkolu wyróżnia się tym, że jest wegeterianinem.
Tzn. jego rodzice są.
Nie wiem z jakiego powodu czy czysto zdrowotnego czy ideologicznego.
Może z obydwu.
Krzyś w przedszkolu je to, co przyniosą rodzice.
I naprawdę nie widziałabym w tym nic złego, bo sama kiedyś byłam wege (no semi-wege, choć ortodoksyjni wege nie uznają czegoś takiego). Nie widziałabym w tym nic złego, bo mięso wcale nie jest zdrowe, a w jelitach po prostu gnije. Naprawdę nie widziałabym w tym nic złego, gdyby nie fakt, że Malec upomina się o mięso.
Zawsze kiedy na posiłek dzieci jedzą szynkę, parówki, jakieś mięso, on zagląda im w talerze mimo tego, że ma swoją szynkę sojową.
"Mięsojady" z reguły nie lubują się w sojowych wyrobach - ja lubię.
"Ja chcę to, Pani. Ja chcę mięsko...Ja lubię mięsko"
I co zrobić? Rodzice zabraniają. Każą jeść to, co przyniosą.
Dziecko nie chce i płacze.
Bo Krzyś chce to, co inne dzieci.
Rodzice wiedzą i protestują.
I co zrobić?
Rozumiem, że rodzice mają swoje przekonania.
Ale to ich przekonania.
Zobaczcie jak ludzie potrafią brnąć w ślepą uliczkę tylko po to, by wskazać dziecku jedyną słuszną, ich zdaniem, drogę.
Żeby udowodnić, że dziecko może być wege i może być zdrowe.
Pewnie, że może być.
Tylko, że akurat to dziecko nie chce.
Czy to próba postawienia na swoim?
Żeby nie było, że "mięsojady" są górą?
Wiem, jak potrafią oni uprzykrzyć życie wegetarianom.
Człowiek się czuje jak kosmita, wybryk natury tylko dlatego, że nie wielbi schabowego.
W związku z tym za wszelką cenę trzyma się swojego.
Zakłada klapki na oczy...
A przecież Krzyś mógłby jeść mięso w przedszkolu.
Tylko i wyłącznie w przedszkolu.
Wtedy miał by wybór, czy chce być tak jak rodzice - wege, czy chce być "mięsojadem".
Teraz jest przymuszany do takiej, nie innej diety przez osoby mu najbliższe.
To prosta droga do tego, żeby się kiedyś poważnie zbuntował.
Znienawidził wegetarianizm i rodziców.
Żaden radykalizm nie jest dobry.
Żal mi Krzysia, ale nie wiem jak mu pomóc.
Rodzice ponoć reagują alergicznie na próby rozmowy.
Ponoć, bo to nie ja z nimi rozmawiałam...
Miało dziś być o czymś innym....
Tamten temat nie ucieknie, a sprawa Krzysia mnie męczy i to bardzo....