Plany były piękne.
Miałam zrobić dla Hani strój kotka i w tym celu "zapożyczyć" od pluszowego jegomościa ogon i uszy.
Niestety równałoby się to z zepsuciem owego, a choć mam z nim pewne mało przyjemne wspomnienia, to uroku nie można mu odmówić i szkoda by dziada było...
Kiedyś się nim pochwalę...
Zadzwoniłam więc do męża...
"Masz misję"
"Tak? Jaka?"
"Wyjdziesz na chwilę z pracy. Obok was sa dwa sklepy ze śmiesznymi gadżetami, idź i poszukaj kocich uszu"
"Czego?"
"Kocich uszu dla Hani"
"No dobra..."
Po 20 minutach...
"Uszy, mucha i ogon - może być?
"Bierz..."
I tak oto jednym gestem karty mój maż ocalił pluszowego kota, załatwił Hance strój, zapewnił mi przespana noc no i stał sie moim bohaterem po raz kolejny.
Tym razem nie na długo, niestety...
Bo w sobotę rano, przed balem "przybrał" owe uszy, najważniejsza część kota do pracy.....
Kiedy się zorientowałam było za późno żeby po nie jechać.
W dodatku autobusem, a Hanka do przebrania z powodu kupy strzelonej w momencie wychodzenia z domu....
I po kotku.....
Tzn. kotek był.
Tyle tylko, że, jak mawia mój tata, "od dupy strony"...
Ogon był...
No więc rzeczony ogon prezentował się tak
Miały być też zdjęcia.
Niestety w biegu i ze zdenerwowania nie zwróciłam uwagi na to, że biorę aparat bez karty....
Zdjęć zatem nie mam.
Korzystam ze zdjęć jednej z mam, za które serdecznie dziękuję:)
Przygotowania kotka i powitanie z Panem Pacynka:)
Parkietowe wariacje, za które wygrałyśmy darmowe wejście na następne zajęcia:)
Chyba troszkę na otarcie łez po uszkach;)
Hanię w uszkach zaprezentuję jak upiorę resztę stroju:)
Wyglada w nich uroczo:)
Mimo wszystko rewelacyjnie spędziłyśmy czas. Niestety nie mamy go ostatnio zbyt wiele dla siebie. Więcej mnie nie ma niż jestem. W tygodniu chodzę tak zmęczona, że te dwa dni weekendu niewiele mi daja...
I wcale się ten mój wysiłek nie przekłada na wyraźna poprawę sytuacji finansowej.
Tyle, że wiemy, że na rachunki i na przeżycie będzie.
Tyle, że wiemy, że na rachunki i na przeżycie będzie.
No i w końcu kupiłam sobie fluid...niestety zwyklaka sklepowego ze świńskim składem, ale cóż...
Może w przyszłym miesiacu:)
Przyznam szczerze, że poniższe zdjęcie mnie urzekło. Żadne z "balowych" zdjęć nie było pozowane, ale chwila uchwycona na tym konkretnym była wyjatkowa.
Kiedy sie tak wygłupiałyśmy wirujac w kółko, nic nie było ważniejsze.
Nawet brak kotkowych uszu.
Im Hania jest starsza, tym bardziej odkrywam uroki macierzyństwa.
Widzę jak ta nasza wzajemna miłość ewoluuje.
Jak moje macierzyństwo dojrzewa.
Jak pogłębia się więź między nami...
Często miewam gorsze dni. Takie w których łatwiej się denerwuję.
Coraz częściej jednak gdy ogarnia mnie złość potrafię ja opanować i samej sobie ja wytłumaczyć.
Coraz częściej w takich chwilach przytulam Hanię, bo wiem, że to ani jej, ani moja wina.
I wiecie co?
Wtedy ta złość mija...
a ja czuję się lepsza.
śliczny kociak
OdpowiedzUsuńDefinicją strzeliłaś ;) "Złość mija..." - tak moim zdaniem macierzyństwo można określić ;) A Hania i bez uszu wyglądała świetnie (mam też!) :)
OdpowiedzUsuń... i bez uszek Hania jest prawdziwym Kotkiem:)
OdpowiedzUsuńNajprawdziwszym bo Maminym :)
Piękne ostatnie ujęcie!
... i tak Hania była prześlicznym Kotkiem!
OdpowiedzUsuńNajpiękniejszym bo Maminym!
Cudowne ostatnie ujęcie! :)
piękne zdjęcie.
OdpowiedzUsuńkoteczek słodki :)))
OdpowiedzUsuńŚliczne zdjęcie. A ja własnie ostatnio zastanawiałam się nad dojrzewaniem macierzyństwa i tym, jak rozwija się miłość do dziecka. Myślę, że jest tak, że do tej bezwarunkowej matczynej milości dochodzi taka bardziej zależna, oparta o doświadczenie i relacje z dzieckiem i stąd stopniowe pogłębianie więzi. Zaczynamu kochać dziecko nie tylko za to, że jest, ale - jakie jest.
OdpowiedzUsuńŚliczny kotek z Hani. A ostatnie zdjęcie rzeczywiście rewelacyjne :)
OdpowiedzUsuńI tak uroczo wygladała, z uszkami czy bez nich:)
OdpowiedzUsuńKociak z Hanii i bez tych uszów choć czekam z niecierpliwością na foty w stroju. Najważniejsze , że się świetnie bawiliście
OdpowiedzUsuńjaki słodki bobas :)
OdpowiedzUsuńwpadnij do mnie ;>
fajnie się Was ogląda! :)
OdpowiedzUsuńChociaż bez uszek to i tak wygląda uroczo...taki bal to fajna sprawa:)
OdpowiedzUsuńA mężowie...różnie bywa z ich bohaterskością:)
Pięknie razem wyglądacie :-)
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, będzie fajna pamiątka :-)
ślicznie wyglądacie na ostatnim zdjęciu! Radość aż bije z tej fotki :)
OdpowiedzUsuńCo tam uszy - ważne, że się wspaniale bawiłyście :)
OdpowiedzUsuńdobrane z Was dziewczyny; piękne zdjęcie...
OdpowiedzUsuńaaa.. słodki kotasek
OdpowiedzUsuńJaki ten świat jest mały, nawet ten blogowy :)
OdpowiedzUsuńWeszłam dzisiaj na blog mordoklejki i przez przypadek kliknęłam na ten blog. No i zobaczyłam zdjęcia, które ostatnio zrobiłam :D Cieszę się, że się podobają. Tak w ogóle mam jeszcze inne zdjęcia Hani -kotka, ale nie robione przeze mnie. Jak coś to mogę powiedzieć, żeby Ci je podesłać.
Pozdrawiam
Mama Krzysia:)
O łał:)
UsuńFaktycznie zbieg okoliczności:)
Przepraszam, że tak porwałam zdjęcia, ale wiem że na klubowego Fb wysyłałaś link do zdjęć:) więc stwierdziłam, że może się nie pogniewasz:) Mogę podlinkować do Twojej strony:)
A jeśli masz inne zdjęcia mojego kocurka to będę wdzięczna:D
Pozdrawiam serdecznie:)
I zapraszam częściej:D
Nie gniewam się, w końcu udostępniłam link publicznie, więc kto chce może sobie kopiować zdjęcia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń