Miało być o czymś innym, ale od kilku dni po głowie kołacze mi się jedna myśl. Wraca co chwila i nie chce być lekceważona. I muszę o tym napisać. Bardziej dla siebie niż dla kogokolwiek innego. Bo może w końcu będzie mi łatwiej zauważyć pewne rzeczy, przyjąć to co ofiaruje los zamiast oczekiwać więcej....
Znajoma mamy ma syna. Mały ma 3 lata i wiecznie choruje. Badania wykazały liczne powiększone węzły chłonne i wysokie OB. Przed chłopcem dalsze badania, przed rodzicami paniczny strach o własne dziecko...
A przecież oni nie są osamotnieni. Nie oni jedni panicznie boją się o swoje dziecko. Nie przed nimi jednymi życie stawia takie wyzwania...
Na tym tle nasze problemy po prostu nie istnieją. Bo co to za problem, że od miesięcy nie możemy się dogadać z British Gas w sprawie wymiany licznika, bo co to za problem, że landlord olewa mieszkanie, które dopiero jesienią ujawniło swoje defekty, co to za problem, że były pracodawca próbuje wrobić mnie w jakiś śmierdzący interes w celu chronienia własnej dupy. Bo co to za problem, że pomijając jedną bardzo udaną znajomość jesteśmy tu sami. Nasza samotność siedzi w naszych głowach...Wystarczy tylko się przełamać, choć nie jest to łatwe. Hankowe problemy ze skórą, choć mnie martwią, są nadal problemami ze skórą, nie walką o życie.
W obliczu problemów ludzi chorych nie śmiem mówić o tym, że ja mam jakieś problemy, lub, że moje dziecko cierpi, bo ma katar...
Cholera, jak patrzę na swoje życie, to ja nie mam prawa narzekać. Nie teraz. Narzekałam w Polsce, tam miałam podstawy, bo ciągły brak środków na podstawowe rzeczy uniemożliwiał spokojne życie. Mimo tego, że sami nie mieliśmy lekko, staraliśmy się pomagać tym, którzy mieli gorzej. Organizowaliśmy paczki w ramach Szlachetnej Paczki, część ubrań, które dostaliśmy dla Hani oddaliśmy 17 letniej dziewczynie wyrzuconej z dzieckiem z domu. Wiele pomocy sami otrzymaliśmy. Od rodziny, przyjaciół i znajomych... nie było łatwo, bo człowiek jakoś tak głupio się czuje w takich sytuacjach. Ale mimo wszystko mieliśmy na kogo liczyć. Wiele osób nie ma... Teraz jest nam lepiej. I naprawdę - nie chcę już narzekać, bo nie mam na co...
Jestem zdrowa, moja rodzina jest zdrowa. Zmartwienia jakieś zawsze będą, tego nie unikniemy. Ale jak zobaczycie, że narzekam - kopnijcie mnie w zad. Mocno. Dla opamiętania!
Poza tym, nie chcę Młodej zarazić narodowym defektem... Niech jej życie będzie wolne od wszechobecnego narzekania ;)
Ja przestałam narzekać jakieś 5 lat temu. Bywam smutna, bywam zestresowana wolną pracą urzędów czy katarem mlodego. Przestałam czytać wiadomości z pl jestem przez to zdrowsza.
OdpowiedzUsuńZezwalam na gorsze dni, ale za narzekanie wirtualny kopniak w du...
Trzymajcie się
Asia
Trzymam za słowo:)
UsuńCzasami trzeba się przejrzeć w innych, żeby zrozumieć, co w życiu jest naprawdę ważne i że szkoda czasu na narzekanie.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się.
UsuńJa też:)
UsuńA ja się zastanawiam czy narzekam przy dziecku, bo w pracy czasem mi sie zdarzy, ale staram się nad tym panować. Bo nie ma nic gorszego od non stop narzekającego współpracownika, albo sąsiadki.,...
OdpowiedzUsuńPrawda, jedno spotkanie z takim wiecznie narzekającym typem i mam ochotę ciąć się tępą żyletką:/
UsuńJak się dobrze zastanowić to każdy ma powody do dziękowania i powody do narzekania. Ale docenianie i dziękowanie jest zwyczajnie przyjemniejsze :).
OdpowiedzUsuńOwszem:) Czasem trzeba dla równowagi psychicznej, ale co za dużo to nie zdrowo. Poza tym, tak jak piszesz - są przyjemniejsze rzeczy:D
UsuńOd wczoraj mam podobne myśli. Rozmawiałam na skype z koleżanką w pracy i dowiedziałam się, że portier w naszym biurowcu, kulturalny fajny pan, od którego wszyscy kupowaliśmy jajko bo hoduje kury w piątek spadł ze schodów i leży w szpitalu w stanie krytycznym z obrzękiem mózgu i pękniętą podstawą czaszki. A ja narzekam, że mnie ząb boli i coś muszę załatwić.
OdpowiedzUsuńO matko....aż mnie ciarki przeszły...Mam nadzieję, że ten pan jednak wróci do formy. Trzymam mocno kciuki.
Usuń