Już jutro zaczynam kolejny etap swojego życia.
Nie wiem jak długo on potrwa, bo nowy rok przyniósł wiele trudnych decyzji do podjęcia.
Na razie zaczynam nową pracę z nadzieją, że podjęte decyzje okażą się korzystne w perspektywie czasu.
Hania spokojnie śpi. Nie wie jeszcze, że jutro nie będzie się bawiła z mamą, że przez pół dnia nie zobaczy swoich kotków, że jutrzejszy dzień będzie inny.
Znam schematy kiedy to rodzice muszą po raz pierwszy oddać dziecko pod czyjąś opiekę na niemalże cały dzień. Wiem jak to przeżywają. Wiem jak niejednokrotnie przeżywają to dzieci.
Wiem też, że często bywa tak, że tuż po wyjściu rodzica histeryzujące, przerażone dziecko potrafi się uspokoić i zająć zabawą.
Wiem też, że czasem dzieci potrafią w takiej panice trwać godzinami, dopóki rodzic nie wróci.
Wiem, że Hania idzie w dobre ręce.
Że zna osoby, z którymi będzie.
Że wyciąga rączki do pani Ali, że się z nią wygłupia.
Że lubi Ewelinę i że przy niej czuje się najpewniej.
Ja to wszytko wiem.
Ale i tak mam łzy w oczach.
BA....
Chce mi się wyć....
Bo zmienia się moje, nasze życie.
Bo to co przed nami jest takie niepewne.
Bo to już nie chodzi nawet o samo oddanie Hani do żłobka.
Gdybym mogła cofnąć czas, to cofnęłabym go o kilka lat.
Do momentu kiedy we wrześniu 2005 roku mój jeszcze nie mąż wrócił z Anglii, a ja miałam właśnie zacząć studia i nowe życie w Kielcach z nim i przyjaciółmi.
Podczas jednego ze spacerów usiedliśmy na ławce pod politechniką.
G. zapytał wtedy czy nie wróciłabym z nim tam, do Anglii, żeby tam układać życie.
Byliśmy ze sobą niecały rok wtedy i to rok spędzony głównie w rozjazdach między Cieszynem, Kielcami, Londynem i Doncaster...Więcej byliśmy osobno niż razem.
Odpowiedziałam wtedy, że nie. Bo zależy mi na tych studiach.
Zostaliśmy oboje.
Skończyliśmy studia.
Pobraliśmy się.
Urodziła się Hania.
Studia nic nam nie dały.
G. nie pracuje w zawodzie.
Ja i owszem.
Za mniej niż wynosi najniższa krajowa.
Umowy mam śmieciowe.
Miałam robić doktorat, ale raz, że to kupa kasy, dwa, że to nie dla mnie.
W dodatku pewności na znalezienie pracy nie ma.
Doktorzy i profesorowie na uczelniach mili do bólu.
Do póki czerpią ze studenta korzyści.
Jeśli mogą takiego wypromować i zebrać za to kasę i punkty do doświadczenia zawodowego.
Jeśli nie, zapominają, że byli przyjaciółmi, że kontakty były zażyłe, że się przeszło na Ty, że się do siebie dzwoniło, że się razem chodziło do kina, na kawę, że się żartowało ale i rozmawiało na poważne tematy.
Teraz przy odebraniu telefonu komórkowego pada pytanie :"a z kim rozmawiam"?
Po czym tłumaczy się incydent zepsutym telefonem....
Życie w ciągłym stresie o pracę na uczelni i w stałym zakłamaniu nie jest dla mnie.
A autorytet i życiowy mentor zmieszał się z błotem.
Niestety pozostawił po sobie gorzki posmak zawodu.
Gdybym mogła cofnąć czas do tego właśnie momentu....
To na tej ławeczce pod politechniką powiedziałabym tak.
Przecież studia mogłabym zrobić tam...
Miałyby większa wartość.
Temat wyjazdu wracał co jakiś czas.
Jednak nigdy tak realnie i mocno.
Tak sobie więc piszę i płaczę.
Bo muszę się oczyścić, wyrzucić niepokój, wypłakać go.
Wszystko po to, by móc podjąć właściwą decyzję.
Przytulam...
OdpowiedzUsuńDzięki:* Możesz potem kopnąć w d... tak na opamiętanie jeśli będę za długo się użalała...
OdpowiedzUsuńHeh... :/
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze...Musi być:)Za jakiś czas przeczytasz tego posta i dojdziesz do wniosku że jednak nie było tak źle...Kiedyś też wielu decyzji żałowałam, dziś wiem że to nie ma sensu bo nie da rady cofnąć się w czasie...Liczy się teraz i to co będzie...a będzie dobrze:)
OdpowiedzUsuń:( też wiem, co to studia po nic, tylko tyle mogę powiedzieć... co do reszty, ponoć wszystko dzieje się po coś... trzymaj się i bądź dzielna
OdpowiedzUsuńChcę mi się płakać TERAZ razem z Tobą.
OdpowiedzUsuńNie gdybaj, nie cofaj się! Idź do przodu, myśl pozytywnie.
Dacie radę.
Ściskam! ;*
Tak dobrze Cię rozumiem, dopiero co sama tak mocno denerwowałam się powrotem do pracy, rozstaniem z Majką i przede wszystkim zmianom wszelakim... Ale po pierwszym tygodniu mogę zdecydowanie stwierdzić, że strach ma wielkie oczy i mimo tego, ze teraz jest inaczej to nie oznacza, że gorzej. Jestem pewna, że u Ciebie też tak będzie. Trzymam kciuki i przytulam:***
OdpowiedzUsuńAnula nic straconego przeciez wiesz... glowa do gory w rodzinie sila:)
OdpowiedzUsuńWiesz przynajmniej jak jest a tak moglabys zalowac...zreszta sama po sobie wiem że jakiej decyzji nie podejmniesz i tak zalujesz... mowi sie ze drugi raz zrobilabys inaczej za to popelnilabys inne bledy... kolo zamkniete !
Nie placz ani nie gdybaj robcie to co dla Was najlepsze bedzie.
Sciskam:*
przytulam Was :*
OdpowiedzUsuńNiestety studia i mi nic nie dały.Studia to był świetny czas, ale niema nic wspólnego z rzeczywistością. Zawsze miałam stypendium, a po studiach i tak wszyscy to mieli w dupie jaką studentką byłam. Brakło znajomości :-)Przez dwa lata łudziłam się,że będzie dobrze. Nie wytrzymaliśmy i wyjechaliśmy w świat,żałujemy,że nie zrobiliśmy tego po liceum.
OdpowiedzUsuńTrzymam za was kciuki. Zawsze jeszcze możecie wyjechać, z rodziną jest trudniej, ale to możliwe. Powodzenia i Całusy :-*. Musi być dobrze
tuuuuuliiiiimyyyyy :-)
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze, wszystko idzie do przodu, w końcu gdzieś trzeba dojść :-)
Zasmucasz :( Wyobrażam sobie jak Ci ciężko :( Ściskam!
OdpowiedzUsuńbędzie dobrze !
OdpowiedzUsuńOch jak ja dobrze Cie rozumiem...
OdpowiedzUsuńmm, rowniez we łzach...
Dacie radę...chociaż domyślam się jak musi być Ci ciężko.
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki za Was!za decyzje!
OdpowiedzUsuńTego samego dnia "oddałyśmy" nasze dzieci w "obce" ręce. Musiał nadejść taki dzień...i mi było trudno, i ja płakałam...bo te 19 miesięcy z moją Laurą w domu to najpiękniejszy okres w moim życiu.PS.nosicie się z zamiarem przeprowadzki z dzieckiem do UK?! Ani nie zachęcam, ani nie zniechęcam, bo to wszystko od wielu czynników zależy. Od jakiegoś czasu już planuję opisać na moim blogu tą naszą "emigrację" od strony ekonomicznej, ale wciąż brakuje mi czasu.Mam nadzieję, że w tym miesiącu mi się to uda. Może chociaż tak pomogę.
OdpowiedzUsuńA ja z mojej perspektywy czasu powiem Ci że mimo iż o pracę w naszym zawodzie ciężko, to ja bardzo żałuję pewnych decyzji podjętych w 2007 roku kiedy to nie zostałam z Wami i nie skończyłam studiów, przerosła mnie praca licencjacka i potem już tylko po równi pochyłej by pracować w McDonaldzie by mieć co do gara włożyć.
OdpowiedzUsuńTaaak, ten pierwszy dzień jest emocjonujący, ja dziś tak jakby drugi raz go przeżywam. Córka pierwszy dzień w nowym przedszkolu :) będzie dobrze... musi być! Trzymaj się i daj szansę losowi.