Przed Świętami...

Zazwyczaj robi się porządki, zazwyczaj ozdabia się mieszkanie, zazwyczaj się gotuje, piecze, zazwyczaj dużo się robi. A u nas? Cisza.....

No tak, ale jak tu ogarnąć wszystko jak mąż pracuje po 12 godzin, w wolnych chwilach kończy magisterkę i wręcz wymusza na mnie pomoc z zakresu stylistyki, segregowania wydruków itd. Jak ogarnąć to wszystko jak dziecko jest z gatunku nieodkładalnych - chyba, że ma dzień dobroci dla wapniaków i z łaski swojej zajmuje się sobą na macie, ewentualnie męczy kocyk - tudzież małpią łapę - ochoczo wpychając w otchłań otworu gębowego. Gorzej, jak owego otworu zaczyna używać do wydawania z siebie bliżej nieokreślonych dźwięków na poziomie decybeli dorównującym startującemu odrzutowcowi.....

Dobrze, że na Święta wyjeżdżamy. Dobrze, że mąż już od jutra ma wolne. Dobrze, że mieszkanie jest małe (to chyba jedyny atut posiadania mikro klatki, zwanej mieszkaniem). Zasłony mam wyprane, lodówkę wymytą, ale niestety cała reszta przede mną. Mam też zamiar upiec murzyny, ale to wszystko muszę jakoś ogarnąć do jutrzejszego wieczora. W piątek wyjazd.

Po co to robić skoro i tak wyjeżdżamy? Bo my z Hanką zostajemy u moich rodziców na tydzień lub dwa. Boję się co zastanę jak wrócimy....A moje obawy są uzasadnione.


Co się tyczy Hanuszki - coraz częściej maltretuje tą małpę, ku mojej uciesze:) Najzabawniej jednak wygląda jak widzi swoje odbicie w lustrze:) Najpierw oczy jak pięć złotych, potem delikatny uśmiech, a jak widzi, że bobas w lustrze robi to samo to zaczyna gadać i coraz szerzej się uśmiechać:) Widok rozbrajający. Gorzej jak bobas w lustrze zaczyna wyć tak jak dziś. Nie mógłby jak wczoraj śmiać się?



10 komentarzy:

  1. jak bym czytała o moim dziecku, tez był z gatunku nieodkładalnych. Obiad robiłam trzymając go jedną ręką i mieszając drugą, do tego śpiewając, czy zagadując, żeby wyjec nie wydawał rozgniewanych dźwięków w miedzy czasie modląc się, żeby do garnka zamiast łyżki nie włożyć malucha. Ale może Cie to pocieszy, dziecko gdy kończy 6 miesięcy jest "łatwiejsze", gdy ma roczek jest jeszcze lepiej, ale bajka zaczyna sie gdy kończy 2 lata:), wtedy można zrobić wszystko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj obiady robię podobnie, choć staram się tego unikać. Jak Młoda współpracuje to ją w chustę pakuję - wtedy mogę gotować bez obaw:) A jak nie to na chwilę wkładam do łóżeczka i włączam suszarkę - to prawie zawsze działa:)

      Usuń
    2. to ja mam zupełnie odwrotne doświadczenia; im dzieciak starszy tym trudniej coś upichcić przy nim ;)

      Usuń
  2. ja tam nie sprzątam przed świętami. Moje starsze dziecię jest niczym tornado i po prostu szkoda mi czasu bo efektu nie będzie widać już po paru godzinach. No dobra... lodówkę mogłabym w końcu ogarnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lodówkę z myślą o wałówce od rodziców wysprzątałam:)

      Usuń
    2. o to słuszny argument za porządkami lodówkowymi, że też na to nie wpadłam ;)

      Usuń
  3. Mam tak samo, jak wyjeżdżam do mamy, ruska ruletka po powrocie do domu :P Ania D.

    OdpowiedzUsuń
  4. hahahah i pewnie też zawsze słyszysz "o co Ci chodzi, przecież jest posprzątane".....:P

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu, dokładnie to słyszę za każdym razem, gdy głośno wypowiem myśl na temat stanu mieszkania... Atak klonów, czy co??? :-) A z Danielem to mogę tylko sobie wyobrazić, jak sprzątam mieszkanie. Fotelik dla niemowlaków - 10 minut max. Mata - 30 sekund. Chusta - 10 sekund. Obiadów już nie gotuję. Prawdziwy szok przeżyłam, jak wróciłam z maleńkim Mikołajkiem do domu po miesiącu w szpitalu. Wtedy pierwszy raz usłyszałam, że przecież jest posprzątane i o co ci chodzi i w tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Współczuję...Ja jedynie mogę liczyć na to, że Hanka będzie miała dobry humor i choć na chwilę zajmie się zabawkami na macie lub uśnie w chuście:)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz niebędący obelgą dla mnie i moich czytelników jest ważny i mile widziany! Dziękuję za "nakarmienie" mojego bloga:)