Hanka rośnie nam na buntownika, a już na pewno na małą, ale mającą swoje zdanie (mocno i głośno podkreślane) kobietkę.
Ileż to razy słyszałam "Ona ma kolkę", "Ją na pewno coś boli". Już przestawałam wierzyć w swoje matczyne zdolności i instynkt, ale Hanka potwierdziła moje przekonanie o tym, że ma charakterek, a nie bóle. I to nie raz...
Owszem brzuszkowe dolegliwości zdarzają się jak u większości dzieci, ale u Hanki kwik zarzynanego prosiaka nie koniecznie oznacza kolkę czy ból w ogóle. Nam Hanka czasem serwuje wieczór pełen wrażeń, dziadkom zaserwowała po raz pierwszy równo tydzień temu.
Wracam od fryzjera. Dzieć śpi smacznie, a rodzice (moi) zaczynają opowiadać co i jak, że karmienie, gadanie z wnusią, że kąpiel i straszliwy płacz określony przez moją mamę dosłownie kwikiem zarzynanego prosiaka. Moja mama przerażona tym faktem stwierdziła, po raz kolejny, że to nie jest normalne, żeby aż tak bolało i żeby dziecko aż tak płakało...No ale opowiadają dalej, że dopiero u dziadka (mojego taty) się uspokoiła...
Ja w śmiech....
Bo Hanka tak ma, jak sobie kogoś innego upatrzy do wieczornego noszenia. Drze i napina się. Brzuszek ma więc twardy, a kleksy lecą jeden za drugim. Rodzice nie uwierzyli. Dopiero jak przeanalizowali cały wieczór to się okazało, że: Hanka darła się u babci jak opętana. U dziadka się uspokoiła, no to dziadek babci oddał wnusię (bo popracować jeszcze musiał) a wnusia w ryk i kwik - jak zarzynane prosiątko. No to wnusia znów - hop - na ręce dziadka - spokój.....................
My z mężem przywykliśmy do kaprysów Hanki. Podobnie z resztą dziecko reaguje jak dostanie "nie tą pierś". Moi rodzice już uwierzyli w charakterek wnusi. Tylko sąsiedzi i reszta, która słyszy "rozpacz" i "bolączki" mojego dziecka patrzy na mnie jak na nieudolną matkę....
Znam to... Mój syn miał zupełnie tak samo, raz go zostawiłam z moją mamą, jak wróciłam zastałam ją wylękniona i zlaną potem. Jak sie okazało, syn urządził jej pokaz swoich umiejętności o których nie omieszkałam jej poinformować. Syn ma teraz 3 lata i nadal usiłuje pokazać kto tu rządzi, teraz już rodzina się do tego przyzwyczaiła, ale sąsiedzi nadal nie...
OdpowiedzUsuńPotrafię to sobie wyobrazić:)
UsuńCzęsto jesteśmy niekonsekwentni i w tym cały problem :)!
OdpowiedzUsuńOj tak, bywa. Dumna z tego nie jestem, ale przyznaję się bez bicia. Inną rzeczą jest to, że Hanka ma swoje humory nawet pomimo trzymania się naszych rytuałów. Jak się uprze, że danego dnia wieczorem ma nosić tata, to nie ma zlituj. Problem kiedy mąż pracuje do 21 lub 22...Mogę stawać na głowie, ale dopóki mąż nie wróci Hanka się drze jak opętana, a ja zawsze ze zmartwieniem zastanawiam się czy to brzuch boli, czy tylko nerwy, bo "nie te" ręce noszą...
UsuńHanka! Ciocia magenisiowa jest z Ciebie dumna! W dzisiejszym świecie świadomość własnych potrzeb jest bardzo ważna! A jeszcze ważniejsze jest upominanie się o nie! Trzymam kciuki za rodziców! Mocno!
OdpowiedzUsuńhehehe:) Oj myślę, że Hanka pójdzie przez świat pewnym krokiem. Charakterek ma - to nie mój wymysł, a jak do tego przejdzie u mojej siostry kurs walenia argumentami po mordzie, to w kaszę nie da sobie dmuchać.
UsuńDziękujemy za kciuki:) przydadzą się:)