Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zdrowie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zdrowie. Pokaż wszystkie posty

Ciemieniucha a łojotokowe zapalenie skóry

Dziś post z gatunku postów "mądrych", bo uważam, że taka wiedza jest potrzebna.
Przez wielu lekarzy wszelkie zmiany skórne w obrębie głowy uważane za ciemieniuchę, a nie zawsze tak jest....

Ciemieniucha jest formą łojotokowego zapalenia skóry charakterystyczną dla okresu niemowlęcego. W teorii powinna minąć do 6 miesiąca zycia. Czasem niestety mimo usilnego zwalczania, zwalczyć jej nie sposób. Czasem lubi też wracać.

Na wielu pseudomedycznych portalach przeczytamy, że nie wiadomo skąd się bierze ciemieniucha. Skoro jednak ciemieniucha jest pochodną łojotokowego zapalenia skóry to odpowiedź mamy prostą...

Mały organizm nie ma w pełni wykształconych wszystkich układów. W dodatku jest pod działaniem hormonów matki. Łojotokowe zapalenie skóry może mieć wiele podłoży, m.in. właśnie hormony. 

W sieci wyczytać też można, że ani ciemieniucha, ani ŁZS nie powodują swędzenia... Co innego piszą na forach osoby, które od lat borykają się z problemem łojotoku... I tu rzecz dziwna, bo polscy lekarze twardo obstają przy swoim - skoro dziecko ma skorupe na głowie, to to ciemieniucha. Zmuszona byłam z Hankową głową pójść do lekarza tu, na Islandii. Podejrzewałam ŁZS. 

Hakowe objawy:
- podobnie jak przy ciemieniusze - łuska na głowie
- drobny wyprysk, lekko łuszczący się na głowie, czole i brwiach
- oczywiście swędzenie, niestety aż do krwi

Standardowe zabiegi nie dawały efektu. Nie pomagały oleje naturalne, nie pomagał gomaż skóry głowy, nie pomagało smarowanie... to też mi dało do myślenia, że to może nie być ciemieniucha.

Lekarz od razu jak zobaczył głowę Hani stwierdził, że to nie ciemieniucha a łojotokowe zaplanienie skóry właśnie. Nie obyło się bez sterydu, by uniknąć infekcji i jak najprędzej złagodzić stan. Na skórę głowy zalecił maść wazelinową z kwasem salicylowym. Co ciekawe kompletnie zanegował smarowanie oliwkami i olejami. Powiedział, że to bardzo częsta, ale nieprzydatna rada, bo ciemieniuchę i łojotok usuwa się z głowy właśnie wazeliną z kwasem salicylowym (wymienił jeszcze coś, ale nie wiem co...).

Procedura wygląda tak:
- wazelina na głowę na kilka godzin
- masaż, gomaż lub delikatne drapanie skóry główy
- olej na głowę w celu usunięcia wazeliny
- mycie głowy mydłem - żadne szampony, zwłaszcza z SLS i pochodnymi tego nie usuną!
- głowę można wymyć kilka razy

U nas pomogło i po dwóch zastosowaniach maści wazelinowej Hania ma czystą główę. Pozostaje nam tylko problem drapania czoła.....

Zatem...Jeśli u Waszego dziecka problem ciemieniuchy wraca, w dodatku zajmuje więcej niż tylko kawałek głowy (przenosi się np na twarz), kiedy swędzi albo powoduje pękanie skóry i wysięki (tym razem tego uniknęliśmy), kiedy łuska na czole jest żółtawa i/ lub świecąca to marsz do lekarza i nie dać się zbyć bzdetnym gadaniem, że to tylko ciemieniucha

ŁZS często objawia się najpierw drobną wysypką, przypominającą kaszkę lub potówki.

I teraz najlepsze....

Kto jest z nami od początku to może pamięta jak Hania miała straszne problemy ze skórą i nikt nie wiedział co to było, a ja jak wariatka próbowałam przeróżnych diet - bezmlecznej, bezglutenowej, sraty taty...

Terazm mam odpowiedź. To był pierwszy objaw ŁZS właśnie.

Hania wyglądała tak



Tu już jej stan nie był tak zły (zaczęło się wysypką, a po szczepieniu się nasiliło). Wcześniej miała całe czoło w pękającej skorupie, a z powiek sączyła sie krew z osoczem. Lekarka rozłozyła ręce. Pomógł nam inny lekarz, który przepisał steryd, ale sam nie wiedział co to i skąd się wzięło. Badań oczywiście się w naszym chorym kraju nie robi bo po co.....

Plan działania na teraz mamy taki, że jeśli stan się będzie utrzymywał lub powracał to w Anglii idziemy na badania w kierunku wykrycia przyczyn ŁZS. Na razie mam nadzieję, że Hankowe ŁZS jest związane tylko z wiekiem dziecięcym i że to jej minie...

Jeśli macie podobne problemy piszcie, chętnie dowiem się czegoś więcej lub, na ile to możliwe, pomogę.




Anjamit

Muszle laktacyjne

Z muszlami laktacyjnymi spotkałam się gdy Hania miała problemy ze skrórą, a Matka Kwiatka poleciła mi by jej skórę smarować moim mlekiem. Wtedy właśnie zaczęłam szperać w internecie i znalazłam, to czego szukałam.

Muszle laktacyjne przydadzą się mamom, które mają poranione sutki lub tym, które chcą zebrać mleko podczas karmienia, odciągania pokarmu lub między karmieniami. Jest to dobry sposób na to, by zebrać mleko, które i tak wchłonęła by wkładka.

 Dzięki muszli zbieramy mleko, które możemy wykorzystac do pielęgnacji skóry maluszka przy takich problemach jak:
-odparzenie pupy (stany raczej lekkie)
-wysypki,
-zadrapania, ranki
-otarcia
-egzemy

Choć mleko nie działa cudów od razu, to działa, jest darmowe i w 100% naturalne:)

Można też wykorzystać je do kąpieli dziecka i siebie. Mleko matki posiada niesamowite właściwości o czym nie będę się rozpisywała, bo zrobili to już inni:)

Takie mleko można też wykorzystać do:
- kaszek, deserków i innych dań podczas rozszerzania diety dziecka
- do sporządzenia zapasu na czarną godzinę

Waże jest to, by przestrzegać czasu przechowywania i temperatur o czym przeczytacie TU. W podanym poście dowiecie się także jak przygotować mleko do przechowywania i w czym przechowywać.

Ja osobiście mogę polecić muszę NUK


Więcej o nich przeczytacie na stronie producenta <KLIK>

Na rynku dostępne są także muszle laktacyjne PHILIPS AVENT, CHICCO, MEDELA, LILY PADZ i pewnie wiele innych.

Muszle to wydatek około 40-50 złotych w przypadku nowych. Używane można kupić taniej. Z racji na to, że wykonane sa z tworzyw wytrzymałych na temperatury, mozna je myć w zmywarce, a że należy je co jakis czas wysterylizować, to można kupic używane. Zwłaszcza jeśli ktoś nie jest przekonany czy zdadzą egzamin.

Muszle laktacyjne są też doskonałym sposobem na zaoszczędzenie na wkładkach, ponieważ na czas karmienia, a więc i największego wypływu mleka zakładamy muszlę, która zbiera pokarm.

W mojej opinii to rzecz, ktora powinna się znaleźć w wyprawce mamy, która chce karmic piersią i żałuję, że niestosowałam od samego początku. Przy drugim już będę;)


Anjamit

Czy na pewno heroizm?

Dzisiejszy temat kołacze mi się po głowie przez pół dnia.
Moje rekcje zmieniały się z minuty na minutę.
Pogląd na całą sprawę również....

Rzecz się tyczy byłego biustu Angeliny Jolie...

Od razu zaznaczam, że ów post nie jest krytyką wyboru Jolie, a jedynie wyrazem własnych przemyśleń, z którymi nie musicie się zgadzać.

Ci z Was, którzy są z nami dłużej, wiedza, że moja mama choruje/chorowała na raka piersi.
Obecnie jest w trakcie leczenia...

Czy gdybym Wam powiedziała, że profilaktycznie usunęłam sobie piersi uznalibyście to za akt heroizmu?
Czy byłabym równie wielka w Waszych oczach jak Jolie?
Pewnie nie, bo nie pojawiam się na okładkach gazet, a moje cycki nie są warte "milijony", a przynajmniej nie dla Was i reszty świata (innego zdania są Hanka ze Ślubnym).

Ja rozumiem, że wykrycie wadliwych genów daje duże ryzyko zachorowania, ale nie jest równoznaczne z zachorowaniem.
Osoba z wadliwymi genami nie koniecznie zachoruje na raka tak jak i osoba zdrowa (ze zdrowymi genami) może nań zachorować.

Po przemyśleniu całej tej sytuacji myślę, że rozumiem czym kierowała się Jolie.
Wiem jak wiadomość o chorobie przeżyła moja mama, nasza rodzina, w tym i ja.
Choć nie ma mnie przy niej, to wiem jak wykańcza ją chemia.
Jak faszeruje się lekami żeby zwalczyć neutropenię i jak ona sama daje się jej we znaki.
Wiem jak się bała o siebie i jak boi się o nas...
Chyba żadna matka nie chce tego dla swoich dzieci.
Rozumiem jej wybór.

Nie rozumiem całego zamieszania, albo raczej traktowania tego wyboru jako czynu heroizmu.

Bo gdzie tu heroizm?

W tym, że przyznała się do tego publicznie?
Gdyby tego nie zrobiła, to prędzej czy później wyszłoby to na jaw.
Tyle, że nie byłoby to tak medialne i nie miałoby takich konsekwencji społecznych.

Zgadzam się z tym, że cała ta sytuacja przyniesie więcej dobrego niż złego, ale przed takim wyborem staje codziennie wiele set, a nawet tysięcy (o ile nie więcej) kobiet.
Tylko nie wszystkim jest dana taka ochrona zdrowia.

To, co pokazują w TV to ładny obrazek.
Prawda jest taka, że nie zawsze i nie wszędzie kobieta zagrożona może zrobić sobie mastektomię na życzenie.
Bo NFZ nie ma pieniędzy.
Taniej jest operować i wyciąć guz niż usunąć pierś
(przynajmniej takie informacje od swojego onkologa otrzymała mama).

Co więcej, nie zawsze przy zdiagnozowaniu raka piersi wykonywana jest mastektomia.
I nie zawsze jest to kwestia wyboru pacjentki.

Więc gdzie tu heroizm pytam raz jeszcze?
Że kobieta mająca miliony na koncie chce ratować swoje zdrowie...

Co powiedzieć ma zwykła Kowalska, której nie stać na usunięcie piersi prywatnie?
Której nie stać na prywatne leczenie więc stoi miesiącami w kolejkach bojąc się o los swojej rodziny i własne życie nie mniej niż Jolie o swoje?

Czy mastektomia Jolie może przynieść otuchę Amazonkom lub przyszłym Amazonkom?
Nie wiem. Jednym może tak, innym nie.

Ja osobiście byłabym wściekła, że ktoś zdrowy (u Jolie nie stwierdzono raka, a jedynie predyspozycje doń) robi z siebie bohatera bo usunął sobie coś, element siebie. Ważny element kobiecości...
Nie twierdzę, że piersi są sensem kobiecości, czy kobiecością samą w sobie.
Płeć drzemie w mózgu, nie w cyckach.
Byłabym wściekła, że mnie odebrała je choroba, nie chciałam się ich pozbyć.

Wielu kobietom nie daje się szansy na wybór.
Wiele kobiet na raka piersi umiera i to nie tylko dlatego, bo zaniedbały siebie.
Diagnoza mojej mamy trwała pół roku.
PÓŁ ROKU!
Długie terminy, niekompetencja lekarzy i wadliwość sprzętu mogły się przyczynić do przerzutu (nie wiadomo kiedy do niego doszło)i przekreślić jej szanse na życie.

Mimo przerzutu i ogromnego ryzyka piersi nie usunęli.
Wycięli guza wraz z węzłami.
Wiąże się to z koniecznością ćwiczeń i masaży już do końca życia oraz z ryzykiem wystąpienia obrzęków.
A to dość poważne...

Po najcięższej z możliwych chemii czeka ją radioterapia i 5 lat hormonów.

Dziś rozmawiałyśmy na temat Jolie i jej decyzji.
Gdyby miała wybór i wiedziała wcześniej, że zachoruje, zrobiłaby to samo.
Dla siebie i dla nas.

Ale nie nazywa się Jolie.
Nie ma na kocie milionów.
Mieszka w Polsce, nie w Stanach...

Dla mnie bohaterkami są kobiety przechodzące przez chemie, radioterapie, operacje, hormony i cały syf z tym związany.
Przechodzą nie dlatego, że chcą, bo w porę nie usunęły cycków, a dlatego, że nie dano im wyboru.
Nie miały możliwości zrobienia tego, co zrobiła Jolie.
Przechodzą przez piekło i nie wycofują się.
Nie poddają się chorobie.

Jolie po prostu zadbała o siebie i swoja rodzinę, co jest zupełnie naturalne.
 A fakt, że upubliczniła ta informację bardziej, w mojej opinii, pomoże jej niż innym.

Pozostaje jeszcze kwestia rekonstrukcji piersi.
Będę w szoku jeśli Jolie się jej nie podda.
Tyle, że w jej przypadku najlepsze kliniki i najlepsi chirurdzy będą się zabijali by zrobić jej nowy biust.
Oczywiście za darmo....

Ja sama od jakiego czasu planuję zrobić badania genetyczne.
Czy w razie posiadania wadliwego genu podejmę taką samą decyzję?
Nie wiem.
Pewnie nie będzie mi to dane....

Dodam tylko, że wcześnie wykryty rak piersi nie musi wiązać się z chemią i jest łatwiejszy do leczenia niż inne nowotwory (choć o tym decyduje wiele czynników).
Teraz są dostępne o wiele łagodniejsze i skuteczniejsze metody leczenia.
Niestety, u nas z nimi ciężko.

Raz jeszcze napiszę, że ów post nie jest krytyką wyboru Jolie.
Chciałam jedynie zaapelować, żebyśmy nie dali się zwieść medialnemu szumowi.
I głęboko zastanowili się nim użyjemy zbyt wielkich słów w odniesieniu do czynów, które są determinowane czysto ludzkimi pobudkami.





Anjamit

W temacie bucików...

Długo szukałam dobrych pierwszych bucików dla Hani.
Dopóki nie zaczęła stawiać pierwszych kroków, nie inwestowałam w nówki i to z górnej półki.
Teraz jednak, gdy Hania zaczyna chodzić także poza domem zakup porządnego, nowego obuwia był konieczny.
Na łowy wybrałam się, jak na typowego Polaka przystało, w dzień Matki Boskiej Pieniężnej.
I dobrze, bo jak się okazało, but potrzebny był od zaraz.
A dokładnie od dnia następnego...

Wybór na rynku jest szeroki.
Nie ja jedna nie spałam po nocach zastanawiając się w co zainwestować.

Padło na Elephanten.

Przepraszam resztę firm i mamy zachwalające rodzimy produkt, ale do mnie nie przemówił na tym etapie.
Większość dostępnych butów dziecięcych jest doskonała dla dzieci które chodzą już w miarę stabilnie.
Jak dla mnie nawet najmniejsze rozmiary są zbyt toporne w modelach wielu producentów.

Dlatego też wybrałam właśnie Elephantena.
A dokładnie ten model:



Zwróćcie uwagę na podeszwę.
Jest żebrowana, przez co daje się wygiąć w każdą stronę, co z kolei ułatwia maluchowi chodzenie i zmianę pozycji w łatwy i naturalny sposób.
Są bardzo wygodne, a Hania śmiga w nich z łatwością, czego nie można było powiedzieć o innych butach.

Poza tym dzięki takiej, a nie innej konstrukcji podeszwy stopa dziecka unosi mniejszy ciężar, łatwiej też "oddycha".
No i do tego są urocze:)

Elephanten jako chyba jedyna marka posiada system WMS - jest to specjalne oznaczenie tęgości buta.
Dla Hani odpowiedni jest rozmiar M - czyli buty o średniej tęgości.

Cena butów nie jest niska, ale o wiele niższa niż innych "topowych" producentów.

Zapytacie o podeszwę?
Nie jest profilowana.
I nie musi być.
W przypadku dzieci stawiających pierwsze kroki podeszwa może być płaska.
A nawet nie powinna być, dlatego, że profilowana wkładka rozleniwia zdrową stopę.
Mięśnie przestają pracować, bo mają wsparcie w postaci profilu wkładki.
I nie jest to mój wymysł.
Ani wiedza wyssana z palca.
Zaczerpnęłam języka tu i ówdzie:)

Buty mogę polecić z całym sercem jak i całą markę.
Moim zdaniem to najlepsze buty na rynku.
Elephanten na pewno zagości u nas na dłużej.



*Post nie jest sponsorowany, a buty zakupiłam za pieniądze zarobione własnymi ręcyma;) Dlatego polecam z czystym sumieniem:)



Anjamit

Nienawidzę mieć racji....

...gdy moje przeczucia są złe.
Zwłaszcza jeśli te złe przeczucia dotyczą Hani.

W pewnym momencie już sama zaczęłam powoli poddawać się presji, że przesadzam, że wynajduję, że zbytnio się przejmuję....
Z Hanią nie jest źle.
To mnie uspokaja.
Ale nie jest na tyle dobrze, żeby sprawę olać.

Nie jestem pediatrą, ani żadnym innym lekarzem.
Na wielu rzeczach się nie znam i dlatego pytam.
I DLATEGO MAM ŻAL!
Bo żaden pediatra nie zauważył, że coś jest nie HALO. Że trzeba zrobić badania, że trzeba do neurologa.

Hania jest asymetryczna.
Hania ma źle ułożone biodro w stawie - na razie nie wiadomo czy to kwestia ortopedyczna czy kwestia   skrzywienia.
Hanka ma za duży brzuszek, bo ma za dużą lordozę, co też trzeba skorygować.
Hania ma za słabe mięśnie brzucha.
Hania w ogóle może mieć problemy z napięciem mięśniowym.
Tzn, rehabilitantka powiedziała, że u Hani napięcie będzie w dolnej granicy.
Muszę to jeszcze sprawdzić....
Hania jest zbyt giętka.
Nie mogę powiedzieć, że wiotka...
W końcu Hania zatrzymała się rozwojowo na poziomie dziecka 10-11 miesięcznego.....

Czekam na wizytę u psychologa.
Chcę tez pójść do laryngologa.

Moje obawy zaczęły się od słabego przybierania na wadze i niskiego wzrostu.
Chodziliśmy po lekarzach, badaliśmy - krew, mocz w normie, pasożytów brak.
Za radą pewnej Dobrej Duszy wzięłam skierowanie do poradni rehabilitacyjnej za co pediatra zmył mi głowę, bo jak to wygląda, żeby pacjent mówił lekarzowi jak skierowanie ma wyglądać.....
Dałam Hani jeszcze chwilę, bo jeszcze tliła się we mnie nadzieja, że może to ja przesadzam....
Potem chwilę czekaliśmy na termin...
Okazało się, że moje obawy się potwierdziły.
Coś jest nie tak.

W dodatku COŚ hamuje rozwój Hani.
Nie wiem co i nigdy się nie dowiem.
To co mogę zrobić to ćwiczyć, aranżować przestrzeń tak, by była ciekawa i motywująca do rozwoju, do eksperymentów.
Sprawę utrudnia kiepska sytuacja finansowa, choć teraz pójdzie to w dobrą stronę - mocno w to wierzę!

Lekarzom najchętniej dałabym po ryjach.

Odnoszę wrażenie, i nie jestem w tym odosobniona, że w tym chorym kraju wyznacznikiem dobrego rozwoju dziecka jest to czy jest szczepione i czy uśmiecha się w gabinecie do lekarza.

Dzieliłam się moimi obawami z pediatrami i nie raz słyszałam
"Czego pani chce od tego dziecka?"
- siedzi?
-siedzi.
-jest pogodne?
-jest pogodne.
-łączy dwie sylaby?
-łączy.
-stoi przy meblach?
-stoi.
No to wszystko jest cacy, nie ma się czym martwić.

Jeśli to ma być wyznacznik rozwoju dziecka rocznego to ja dziękuję.
Tylko jak się nie znasz na rzeczy to ufasz "specjalistom".
Komu ma zaufać rodzic jak nie pediatrze????

I jeszcze jedno.
Dopóki nie będę miała pewności, że z Hanią jest wszystko ok fizycznie i intelektualnie - 
- nie zaszczepię.
Na nic.
I mogą już do sanepidu pisać.
Nie podam dziecku niczego, co ingeruje w układ nerwowy, który jak widać, gdzieś może szwankować.

Co raz bardziej liczę na to, że uda nam się przeprowadzka do Anglii i życie w NORMALNYM kraju.
Wiem, wiem, angielska służba zdrowia....
Wiecie co?
Nie wiem czy może być gorsza od polskiej.
Wiem z kilku źródeł, że specjalistyczna opieka medyczna w Anglii jest lepsza.
Nie wypuszczą Cię bez kompletu badań.
W Polsce?
Nie przyjmą do szpitala, oleją, spieprzą sprawę.
Wiem, nie wszyscy i nie wszędzie.
Ale niestety bardzo często....
Ja niestety i wiele mi znajomych osób (w tym rodzina) mamy raczej złe doświadczenia z lekarzami w Polsce.

***

Jeszcze do niedawna tak chciałam, żeby Hania zaczęła chodzić.
Oglądam Wasze blogi i serce mi się kraje jak coraz to młodsze dzieci zaczynają śmigać na własnych nogach, a nasze nie.
Nie mam ambicji, że moje dziecko musi być najlepsze...
Teraz zależy mi tylko na tym, żeby Hania w końcu się odblokowała.
I to tak prawdziwie.
Jakieś przebłyski widzę.
W ostatnich dwóch tygodniach zaczęła pokazywać, że chce jeść robiąc "am am" - wcześniej tylko wyciągała rączki i pokrzykiwała.
Od tygodnia naśladuje szczekanie pieska i rozpoznaje psa na obrazkach.
Zaczęła też w końcu chwytać kredki i robić pierwsze bazgroły.
Dla nas to dużo.
Zwłaszcza w porównaniu z ostatnimi kilkoma miesiącami.

Hania w poniedziałek skończy 15 miesięcy...



Anjamit

Siła z cukru?

W ramach niemyślenia o wyjeździe ślubnego oraz Hankowych rehabilitacjach i asymetrii zahaczam o temat raczej kontrowersyjny, a mianowicie cukier w diecie.
Jako, że blog jest okołodzieciowy to też mowa będzie o cukrze w diecie dziecka.
Czemu uważam, że temat jest kontrowersyjny?

Czy, jeśli drogi czytelniku dajesz dziecku słodycze lub słodkie dania, nie próbowano Cię za to zlinczować?
A może jesteś w grupie restrykcyjnych rodziców co to dzieciństwo ograniczają i bronią dziecku dostępu do przyjemności?

Mam wrażenie, że społeczeństwo jest podzielone jeśli chodzi o podawanie dzieciom cukru na dwa obozy właśnie.
Jedni nie widzą nic złego w cukrze, cukierkach i generalnie w słodyczach, nawet tych przetworzonych (tj. czekolady, batoniki, cukierki, jajka niespodzianki, żelki itd...). 
Drudzy wystrzegają się cukru jak ognia, gdzie mogą zastępują czymś innym, a słodycze dopuszczają sporadycznie i to najchętniej własnego wyrobu (tudzież inne domowe).

A o co w ogóle chodzi z tym cukrem?

Cukier w diecie dziecka prowadzi do próchnicy i otyłości.
No, hamuje też łaknienie.

Koniec.

Tyle na temat cukru w diecie dziecka przeciętnie wiemy.

Niestety lista zagrożeń jest znacznie dłuższa...

Przede wszystkim cukier wpływa na psychikę o czym doskonale wiedzą m.in rodzice dzieci cierpiących na autyzm i jego pochodne.

Dziś wielu świadomych lekarzy, na całym świecie powtarza to, co w latach czterdziestych głosił dr Tintera: "nikt pod żadnym pozorem nie powinien zaczynać leczenia psychiatrycznego, bez wcześniejszego przeprowadzenia testu tolerancji glukozy w celu ustalenia, czy organizm danej osoby jest zdolny do przyswajania cukru". <klik>

Wiele chorób ma związek ze spożywaniem cukru.
Cukier jest bowiem dobrą pożywką dla grzybów, które rozwijają się w jelitach (wiele osób nawet nie wie, że ma grzybice jelit).
Niestety cukier także żywi raka.
Daje mu swoistą osłonę, dzięki której może być utrudniona chemioterapia.
Dlatego tak ważne jest wyeliminowanie cukru z diety chorego.
Kolejnym zagrożeniem są pasożyty, którym również sprzyja zwiększone spożycie cukru.

Cukier zakwasza organizm, by przywrócić równowagę w organizmie wzrasta zapotrzebowanie na wszystkie składniki. W celu przywrócenia równowagi z organizmu pobierana jest większa ilość wapnia.
Jeśli jednak organizm nie otrzymuje go w odpowiedniej ilości zwiększa się ryzyko wystąpienia osteoporozy.

Zapewne lekarze będą w stanie podać znacznie dłuższą listę zagrożeń płynących ze spożywania cukru.
My, jako rodzice musimy wiedzieć, że próchnica i otyłość to nie wszystko co może się przytrafić naszym dzieciom.
Cukier uzależnia.
Potrafi siać spustoszenie w organizmie dziecka jeszcze w łonie matki.
W efekcie nowo narodzone dziecko już lubi słodki smak.

Czy każdy cukier jest zły?
I tak i nie.
Każdego cukru powinno się stosować z umiarem.
Jednak najlepiej całkowicie wyeliminować cukier rafinowany tj. biały i zastąpić go nierafinowanym.
Na pewno jest to rozwiązanie droższe.
Ale z reguły też produktów nierafinowanych używa się mniej, bo mają lepsze właściwości, także smakowe.
Poza tym, to zdecydowanie zdrowsze rozwiązanie.

Czym można zastąpić cukier?

Na pewno nie słodzikami!

Wybór jest dość szeroki:

ksylitol
miód
syropy (z agawy, daktylowy, klonowy)
stewia
słody (jęczmienny, ryżowy)
cukier (melasa) trzcinowy
cukier (melasa) buraczany

A jak wygląda to u nas?

Noszę się z zamiarem zakupienia zamiennika cukru.
Na razie po prostu ograniczam.
Nie słodzę herbaty, kawę i owszem ale piję jej mało.
Hania słodycze spożywa tylko w dwóch sytuacjach :
- gdy jesteśmy w gościach - zakazanie jej jedzenia tego, co jedzą wszyscy ( a nie mam wpływu na to co gospodarz poda) byłoby barbarzyństwem
- gdy sami mamy gości i coś słodkiego pojawi się na stole - tutaj jednak często interweniujemy i słodycze są tylko przez chwilę.
Czasami trafi się jakiś biszkopcik od dziadków - też sporadycznie.

Poza naleśnikami od święta nie jadamy słodkich dań. 
Zarówno naleśniki jak i dodatki są małosłodkie.

Jogurty podaję naturalne z owocami świeżymi, mrożonymi lub suszonymi.

Soki - tylko naturalne, bez dodatku cukru i nie jako napój do przepicia a jako porcja owoców.
Też sporadycznie.

W mieszkaniu nie ma słodyczy.
Bywają od święta.
Czasem coś upiekę, czasem coś kupimy...
Nie mamy, bo pod tym względem jesteśmy ze Ślubnym jak małe dzieci.
Ile jest tyle zjemy.
Nie chcemy tego samego dla Hani.
Chcemy za to by była zdrowa i miała zdrowych rodziców.

Kogoś to dziwi?

Na koniec mała prośba:

Jeśli karmisz dziecko cukrem to Twoja sprawa, nie neguj i nie wyśmiewaj tych, którzy robią inaczej.
Jeśli jesteś po drugiej stronie, nie obrażaj - uświadamiaj, ale pamiętaj, że każdy ma prawo wyboru.
Proste?
A jak często o tym zapominamy....



Więcej o cukrze przeczytacie tutaj: 1/ 2/ 3/ 4



Anjamit

14 miesięcy mlecznej przygody

Dokłądnie 15 marca Hania skończyła 14 miesiąc życia.
Ja, tym samym, 14 miesiąc przygody z macierzyństwem i karmieniem piersią.
Karmimy się nadal, mimo, że teraz Hania już jest duża i je praktycznie wszystko.

Nie jestem ekspertem jeśli chodzi o KP, nawet nie mam zamiaru żadnego udawać.
Chciałam podzielić się swoimi przemyśleniami i radami, które mogą pomóc początkującym mamom.

1. Dieta dietą, początkowo trzeba lekkostrawnie i unikać pewnych rzeczy, to chyba każda karmiąca wie. Przede wszystkim trzeba się odpowiednio nawadniać. 
Ja do porodu zapomniałam wziąć wodę. Napiłam się trochę tej, którą podała mi położna.
Hania urodziła się o 6.15, śniadanie w szpitalu było około 9 i dopiero wtedy dostałam szklankę herabty. Mąż mógł na odwiedziny przyjść dopiero po 12 więc porządnie napoiłam się dopiero wówczas.
Nie wiedziałam, że muszę pić dużo inaczej mleka może być mniej, że może się gorzej wytwarzać. Z reguły piję niewiele.
Miałam problemy z mlekiem...Hania w szpitalu musiała być dokarmiana, a ja walczyłam o laktację.
Szkoda, że wiem o tym dopiero teraz.

2. Mleko rodzi się w umyśle - to pewnie też większość mam wie. Ja chciałam poradzić tym mamom, które mają obawy o wykarmienie dziecka zakupienie jednego opakowania mleka modyfikowanego. Na wszelki wypadek, a razej dla świętego spokoju.
Pamiętam jak w domu płakałam razem z Hanią, która wisiała przy piersi i była głodna, a mnie cycki odmówiły współpracy. Zaprotestowały. Wyschły.... Nawet kropla nie chciała się pojawić.
A już miało być dobrze...
Mąż o 2 w nocy pojechał do apteki po mieszankę, żeby dziecko nakarmić.
Kiedy wrócił Hania już spała. 
Zasnęła wykończona płaczem.
Ja padłam chwilę później spokojna o to, że jak się obudzi, to będzie miała co jeść.
Rano pojawiło się mleko...
Nie wiem na ile to zbieg okoliczności, a na ile siła umysłu.
Dziś wiem, że dobrze mieć taki zapas. To daje poczucie bezpieczeństwa matce.
Nie oznacza to, że zachęcam do podania mieszanki jak tylko pojawiają się problemy...
Trzeba próbować i pobudzać laktację.
Ale posiadanie MM w szafce daje komfort psychiczny młodej matce.

3. Odpoczynek - ile się da. W tym momencie bardzo pomaga co-sleeping.
Nie bójcie się, że przygnieciecie dziecko.
Jeśli nie pijecie, nie palicie, nie bierzecie narkotyków czy leków i jesteście zdrowi to nie ma się czego bać. 

4. Rozpieszczajcie siebie:) Przynajmniej do momentu ustabilizowania się laktacji i podczas każdego kryzysu laktacyjnego. 
Koleżanka zdradziła mi rewelacyjny sposób na przetrwanie kryzysu.
Potrzba ulubionych filmów, koniecznie o lekkiej tematyce - niech to będą romanse, komedie romatyczne, musicale -  co kolwiek byle "lekkostrawne", do tego ulubione żarełko - to, co poprawia Wam humor (pamiętajcie o nawadnianiu!), wygodne łóżko, ciepły koc (jak ktoś marznie) i dzieć przy piersi:)
Sukces gwarantowany:) 
W dodatku miło spędzacie czas:)

5. Traktujcie karmienie piersią naturalnie, to pozwoli otoczeniu w zaakceptowaniu faktu i przyzwyczajniu się.
Na głupi tekst "będziesz tutaj karmić" wystarczy zupełnie spokojnie odpowiedzieć "przecież ty też tu jesz" lub " a ty się chowasz żeby zjeść?" - to pomaga i wytrąca argumenty rozmówcy. 
Ale uwaga, naturalne traktowanie KP nie wiąże się z epatowaniem biustem i obnoszeniem się z tym...
Można to zrobić naprawdę w sposób praktycznie niezauważalny:)

6. Nie dajcie sobie wmówić, że długie (powyżej roku) karmienie piersią nie ma sensu lub nie przynosi żadnych korzyści z medycznego punktu widzenia...

Nie wiem co jeszcze mogłabym poradzić czy napisać w kwestii KP.
Dołączyłam do grona osób długo karmiących, bo w naszym kraju, każda kobieta karmiąca powyżej roku karmi długo.
Na razie nie odnotowałam ataków w stylu "po co?", "czemu?", "to ty jeszcze?!?".
Może też dlatego, że są kobiety które bardziej szokują (?!?) karmiąc dwu i trzylatki.
Poza tym Hania jest mała - nie wygląda na swój wiek;P


Cóż mogę jeszcze dodać?...






Anjamit

Pierwsze kroki

Hania od jakiegoś czasu rwie się do chodzenia.
Z utęsknieniem czekamy na jej pierwsze samodzielne kroki, ale to jeszcze może potrwać.
Choć bardzo chcielibyśmy widzieć progeniturę biegającą ochoczo za kotećkiem lub za ptasiorami w parku (jak już nadejdzie wiosna...) to staram się być cierpliwa i nie poganiać.

Tylko co to znaczy nie poganiać?
Nie ciągnę za rączki i nie zmuszam do chodzenia.
Teraz Młoda dopomina się sama, ale do niedawna nie czuła zbyt często takiej potrzeby.
W dodatku mam obawy, bo wydaje mi się, że jest zbyt giętka.
To mogą być tylko moje obawy, niczym nie uzasadnione, wszystkiego dowiemy się 20 marca na wizycie.
Jednak mam nieodparte wrażenie, że Hania po prostu chce.

Dlatego też staramy się ją wspomagać w jej dążeniach do postawienia pierwszych, prawidziwe samodzielnych kroków.

Chciałam się dziś podzielić naszymi pomysłami na wspieranie dziecka w stawianiu pierwszych kroków. Nie są co prawda wymyślone przez nas, ale stosujemy je:)

  • Chodzikowi mówimy NIE!!!
W chodziku dziecko nie uczy się zmysłu równowagi - jst chronione przez plastik i nie wie, że może upaść.
Nie uczy się też oceny odległości - bo znów ograniczone jest przez barierki chodzika.
Stopy nie pracują prawidłowo.
Nieprawidłowa jest też postawa dziecka.
Więcej przeczytacie choćby tu > klik<.

Zamiast tego można dziecku kupić pchaczyk - u nas się sprawdza, choć nie jest to sprzęt niezbędny zarówno dla nas jak i dla Hani:)
  • W domu i tam, gdzie to tylko możliwe Hania chodzi w samych skarpetkach lub gdy jest chłodno w skarpetko-kapciach.
Co raz częściej mówi się o tym, że bosa stopa lub stopa w skarpetce lepiej pracuje.
Kolejnym powodem jest to, że na stopach znajduje się najwięcej receptorów czuciowych. Dlatego też, dziecko powinno chodzić jak najczęściej boso i po różnych fakturach.
Rehabilitanci alarmują, że coraz więcej dzieci ma zaburzenia integracji sensorycznej.
Coraz więcej dzieci też ma problemy właśnie z "dotykaniem" stopą np piasku, trawy czy bardziej szorstkich faktur.

  • Pierwsze buciki na maszerowanie poza domem powinny mieć stosunkowo elastyczną podeszwę i powinny być nowe.
Jesteśmy na etapie wyboru bucików, a o tym jak je wybrać dowiecie się tutaj  >klik<

  • Chronimy przed zderzeniami ale bez przesady. Jeśli mam pewność, że Hania nie zrobi sobie krzywdy, to nie pędzę na łeb na szyję, żeby ratować ją przed stłuczką.
To też pomaga dziecku nauczyć się oceny sytuacji i poczucia odległości.

  • Zachęcamy, podziwiamy, klaszczemy cieszymy się z każdego jej sukcesu. Kiedy się coś nie udaje, nie podcinamy skrzydeł, mówimy "Jeszcze nie umiesz, ale nauczysz się kiedyś", lub "Mama/ Tata/ Rodzice są przy Tobie i są z Ciebie dumni". 
Dziecko naprawdę rozumie kiedy rodzice są dumni, kiedy się cieszą, a kiedy potępiają czy szydzą...

  • Przygotowaliśmy dom.
Nie, bez przesady....Nie okleiliśmy wszystkich rogów gąbką. Ale np. nie używamy chwilowo obrusów.
Staramy się, żeby nic ciężkiego nie było w zasięgu Hankowych małych łapek.
Poza tym większych przygotowań nie odnotowaliśy.
Wychodzimy z założenia, że dziecka nie można trzymać pod kloszem a tłumaczyć ile wlezie i nie pozostawiać dziecka samego.

  • Podajemy ręce do chodzeni kiedy widzimy, że Hania chce. Poza tym Hanka non stop raczkuje w tempie perszinga wprawiając koty w osłupienie i przerażenie (To coś potrafi szybciej i głośniej?).  
To chyba tyle z naszej strony:)
Nie podam źródła naszej wiedzy, bo częściowo pochodzi ona z tekstów Pawła Zawitkowskiego, częściowo od rehabilitantów z którymi zdarzyło mi się rozmawiać o tym i o owym.

Miałam okres kiedy nakłaniałam Hanię. Na szczęście prędko "otrzeźwiałam" i wrzuciłam na luz.
Owszem, czasem mnie coś ugniecie kiedy widzę, że młodsze o kilka miesięcy dzieci śmigają same, ale nie zmuszam mojego dziecka.
Daję jej czas, bo rozwija się w swoim własnym Hankowym tempie.
A że jest typem obserwatora, to na razie bardziej obserwuje i zastanawia się.
Najwyraźniej opracowuje sprytny i oczywiście tajny plan zaskoczenia rodziców pierwszym samodzielnym krokiem.
A może od razu zacznie biegać? ;)



Anjamit

17 szkodliwych substancji w kosmetykach

Obiecywałam więc proszę bardzo:)


Przyspieszenie dojrzewania nastolatków, spadek płodności, gwałtowny wzrost przypadków raka jądra – to tylko niektóre z problemów przypisywanych między innymi substancjom uszkadzającym układ hormonalny. 17 z nich występuje powszechnie w kosmetykach, które używamy na co dzień.
* Źródło


Przedstawiam kolejny powód dla którego warto pomyśleć o bardziej naturalnych kosmetykach i zacząć zwracać uwagę na etykiety produktów.

Tym razem nie będę się rozpisywała, a jedynie podam dane i odeślę Was na stronę 
Fundacji PRO - TEST, która zajmuje się testowaniem produktów.
Organizacja popiera akcję protestacyjną przeciwko stosowaniu w kosmetykach składników zaburzających gospodarkę hormonalną.

Jak podaje PRO - TEST jest 17 takich składników.
Znajdziecie je w poniższej tabeli.


Nazwa chemiczna
FunkcjaGdzie je znajdziesz?
4,4’-Dihydroxybiphenyl (Dihydroxybiphenyl)ochrona skóryróżne kosmetyki
Ethylparabenkonserwantróżne kosmetyki
Propylparabenkonserwantróżne kosmetyki
Butylparabenkonserwantróżne kosmetyki
Methylparabenkonserwantróżne kosmetyki
Cyclotetrasiloxanepielęgnacja włosów i skóryróżne kosmetyki
PCA lub Hydrocinnamic Acidpielęgnacja skóryróżne kosmetyki
Boric Acidprzeciwdrobnoustrojowaróżne kosmetyki
BHA lub tert. Butylhydroksyanisolprzeciwutleniaczróżne kosmetyki
Diethyl phthalate (DEP)rozpuszczalnikróżne kosmetyki
Resorcinolkoloryzacja włosówfarby do włosów
Ethylhexyl methoxycinnamate lub Octyl methoxycinnamateFiltr UVkrem do opalania, krem przeciwzmarszczkowy
4,4’-DihydroxybenzophenoneFiltr UVkrem do opalania, krem przeciwzmarszczkowy
4-Methylbenzylidene camphorFiltr UVkrem do opalania, krem przeciwzmarszczkowy
Benzophenone-2Filtr UVkrem do opalania, krem przeciwzmarszczkowy
Benzophenone-1Filtr UVkrem do opalania, krem przeciwzmarszczkowy
3-Benzylidene camphorFiltr UVkrem do opalania, krem przeciwzmarszczkowy

*Źródło

Jako, że chwilowo mam styczność z przemysłem kosmetycznym od drugiej strony, potwierdzam, że w wielu firmach głównie skandynawskich i niemieckich odchodzi się od pewnych składników.
Zaliczają się do nich m.in parabeny i dodatki z grupy SLS...

Poniżej przedstawiam tabele firm kosmetycznych, które poparły akcję i zaprzestały stosowania w/w składników, te które mają zamiar przestać i te, które odmówiły...
Których firm macie u siebie najwięcej???

Poniższą listę opracowali Duńczycy.

Nie stosująPrzestaną stosowaćNie przestaną stosować
Aloe Vera GroupAbena (01.06.2010*)Astellass Pharma
BadeanstaltenACO NordicBiotherm (L’Oréal)
Balance MeActavis (1. kwartał 2010*)Faaborg
BIOselectAllison (30.06.2012*)Garnier (L’Oréal)
Botanical ExtractsCareful (01.06.2012*)GlaxoSmithKline
CowshedCeduren (01.03.010*)Helena Rubinstein (L’Oréal)
Dansk Kosmetik SalgCliniderm – ACOH&M
Dr. HauschkaCOOP (01.02.2010*)Huggies
Estelle og ThildCosborg (01.07.2010*)IKEA Family
Florascent ParfumeCosmeaKérastase (L’Oréal)
IrmasDit ApotekKiehl's (L’Oréal)
KIBIOEcolabLancome (L’Oréal)
JurliqueForeverLa Roche-Posay (L’Oréal)
MádaraGreen & Passion (01.06.2012*)L’Oréal
Mellisa NaturkosmetikHH SimonsenLushóle
NeutralJeune (01.01. 2010*)Matrix (L’Oréal)
RENLuksus Aloe Vera (01.06.2012*)Maybelline (L’Oréal)
Rudolph CareMarinello CosmeticsMolton Brown
Sanex(01.06.2010*)Piz Buin
SantéMatas (01.01.2010*)Reckitt Benckiser
TusindfrydNilens Jord (18.01.2010*)Redken (L’Oréal)
UrtekramNimueRevelon
WeledaOlive (01.06.2012*)Schwarzkopf
YoungbloodOsmoSimple
Plaisir (01.01.2010*)The Body Shop
Tønnesen (01.10.10*)Veet
Vichy (L’Oréal)
WE-HA
Yves Saint Laurent (L’Oréal)

*Źródło - UWAGA!!! Faktyczny stan listy może być inny.

Ostatnią tabelą jest wykaz kosmetyków, które NIE zawierają żadnej z tych substancji.

Tabelę znajdziecie TU

Ale uwaga!!! Nie jest to jednoznaczne z "dobrym składem" w ogóle, czy z naturalnością kosmetyku...
To znaczy nie mniej, nie więcej niż to, że kosmetyki wypisane poniżej nie zawierają substancji z listy 17 zaburzających gospodarkę hormonalną.
Mogą natomiast zawierać inne szkodliwe substancje jak SLS, aluminuim i inne...

Zostawiam Was z garścią informacji do przeczytania i oswojenia.
Zachęcam tez do zapoznania się z działalnością fundacji.

Warto być świadomym konsumentem!!!



Anjamit

Kolejna wizyta u lekarza....

Tym razem miło i sympatycznie.
Tyle, że chyba czeka mnie zmiana przychodni, bo za duża rotacja lekarzy.
Prawie za każdym razem muszę tłumaczyć od nowa całą historię:/
Już mnie to drażni.
Poza tym co lekarz to opinia....

Morfologia i mocz w porządku.
Dostaliśmy skierowanie na badania kału w kierunku pasożytów.
Robimy po niedzieli więc w przyszłym tygodniu będzie wiadomo o co chodzi.
Albo i nie...
Mamy ważyć i mierzyć przez dwa miesiące co miesiąc i jeśli nadal przyrost będzie tak słaby to dostaniemy skierowanie na badania specjalistyczne w szpitalu.
Teraz nie dostaliśmy, choć Pani Doktor najchętniej już teraz by nas wysłała.
Powodem jest sezon chorób i w szpitalu mogłaby się pozarażać różnymi paskudztwami.

Poza tym dzięki Kate i temu wpisowi, podejrzewałam u Hani synechię.
Pani Doktor potwierdziła moje obawy i dała skierowanie do chirurga.
Ja osobiście mam zamiar najpierw pójść do dziecięcego ginekologa potem w ostateczności do chirurga.

Oczywiście wracamy do naszej starej metody przecierania pupy.
Smarujemy olejem kokosowym żeby natłuścić i bepanthenem z zaleceń Pani Doktor.

Często jako przyczynę synechii, czyli zrastania się warg sromowych mniejszych, podaje się złą pielęgnację lub używanie chusteczek i pieluch jednorazowych i kremów na odparzenia.
I tu moja uwaga:
Hania jest na pieluchach wielorazowych.
Owszem od jakiegoś czasu używamy chusteczek jednorazowych bo łatwiej zmywają kupę, która już nie jest niemowlęca i czasem ciężej ją usunąć szmatką.
Staramy się jednak wybierać chusteczki o dobrym składzie, bez świństw albo z jak najmniejszą ich ilością.
Uważam, że Hania jest prawidłowo pielęgnowana, a kremów na odparzenia używamy tylko wtedy kiedy w jakiś sposób "uda" nam się wyhodować odparzenie poważniejsze niż takie które mogę zaleczyć własnym mlekiem czy olejkiem lawendowym...
Nadal jeszcze mam SUDOMAX, który dostałam do testów rok temu!!!A wcale nie była to zastraszająca ilość.
Jedynie Bepanthen (mała tubkę) dokupiliśmy, bo sami używamy np na skaleczenia.
Tak więc nie nadużywamy takich rzeczy...
Więc skąd to?
Przyczyna jest prosta i zawsze jedna w przypadku synechii - suchość pochwy.
U takich maluchów to częste bo mają zbyt niski poziom estrogenów.
Chce też sprawdzić u ginekologa czy Hania nie miała/ nie ma jakiejś infekcji.
W końcu u dziewczynek bardzo łatwo o infekcję pochwy w czasie pieluchowania.

Stale usiłuję się dobić do ośrodka rehabilitacji - może mi się w końcu uda.

Poza tym trwają targi CZAS DZIECKA.
Dobry czas, żeby popatrzeć na wózki i nocniki.
Tak , u nas nocnik może być problemem bo Hania ma malutką pupę i w większości nocników utonie:/
Musimy znaleźć taki malutki....
W sam raz na malutką pupisię.

No, to taki skrót, tego co się dzieje.

Wspaniałej soboty Wam życzę:)
Ogarniam szybko mieszkanie nastawiam obiad i lecimy na spacer:)
Dobrze, że jest nosidło:)
I cudna pogoda:)


Anjamit

Pół roku naturalnych kosmetyków

Ponad pół roku temu opublikowałam cykl postów o szkodliwości kosmetyków.
Od tamtej pory zaczęłam "wycofywać" z domowego użycia kosmetyki komercyjne i zastępować je naturalnymi.
Do tej pory z kosmetyków komercyjnych została mi tzw kolorówka, czyli kosmetyki do makijażu i   krem podkreślający skręt włosów.
A i pasta do zębów...
W najbliższym czasie wymieniony zostanie podkład, ale muszę znaleźć coś bardziej naturalnego w przystępnej cenie.

Czego używam?

Zakochałam się w olejku kokosowym.
Wygładza zmarszczki które posiadam, nadaje skórze jędrności i elastyczności. 
Włosy po nim lśnią i są miękkie.
W dodatku pięknie się układają.
Wszelkie ranki goją się szybciej.
Od jakiegoś czasu mam problem z liszajami, które pojawiają się na rękach, plecach, nogach a ostatnio nawet na twarzy. Muszę się wybrać do dermatologa, ale póki co pomaga mi właśnie olejek kokosowy.
Poza tym  olejek jest pyszny!
Jemy go z pieczywem, smażymy na nim, dusimy, dodajemy do deserów. Ogólnie - stosujemy gdzie się da:)
Nawet rybę na nim smażyłam - wyszła wybornie:)
A curry na olejku kokosowym to już czysty kulinarny obłęd:)

Olejek arganowy - u mnie się nie sprawdził.
Ale z opinii przyjaciółki, mojej mamy i wielu innych wiem, że u wielu osób jest niezastąpiony.

Tonik i mleczko do demakijażu z Alterry - rewelacja za niewielkie pieniądze!
Krem do twarzy na dzień - również z Alterry.
Szampony też...

Cena produktów Alterry?
Jakieś 9.90....
Śmieszna prawda?
A skuteczne

Antyperspirant - ALterra lub Crystal - z ałunem.
Działa choć nie tak dobrze jak komercyjne antyperspiranty.

Do mycia ciała używamy mydła z Aleppo, Alterry,  Savon Noir, mydła marsylskiego - starczają na długo i mimo stosunkowo wysokiej ceny, są bardzo opłacalne.
Ostatnio z finansami było kiepsko więc kupiłam na próbę mydło z Luksji na bazie olejku palmowego.
Kosztuje ponad 5 złotych za kostkę 200g.
Marsylskiego na głowę nie bije, ale jest w porządku.
Dobry zamiennik.

Do oczyszczania skóry używam zestawu Kessa, Savon Noir, glinka Rhassoul. 
Każdy peeling przy tym wysiada.

Na moje liszaje używam błota z morza martwego, które kupuję z Organique na wagę.
Kosztuje niewiele i bardzo łagodzi tego typu podrażnienia.
Nic mi nie pomagało na liszaje.
Kosmetyki komercyjne podrażniały.
Swąd i pieczenie przyprawiały mnie o łzy.
Po okładach z błota i smarowaniu olejem kokosowym poczułam w końcu ulgę.
Do dermatologa i tak muszę iść.
Choć pewnie niewiele się dowiem...

Do smarowania ciała używam olejku kokosowego, balsamów z Alterry, balsamów z masłem Shea z Organique choć zawierają one jedno świństwo w postaci PEG-a. Jedno paskudztwo mogę przeżyć.
Z wakacji zostało mi masło kakaowe - cudo.
Niestety drogie, więc stosuję bardzo oszczędnie.
Jak się finansowo pozbieram to zakupię znów naturalne Shea.

Czy coś jeszcze?
Sama już nie wiem.
Zdarza mi się użyć komercyjnych kosmetyków, głównie kremu do rąk w pracy i to wszystko.
Stan mojej skóry?
Nie pogorszył się.
Czy się polepszył?
Na pewno, bo po wyjściu z wanny czy spod prysznica nie muszę się rzucać na balsam. Czasem nawet nie smaruję się niczym bo skóra mnie nie "ciągnie" nie swędzi z przesuszenia.
Zimą zawsze robiły mi się na piszczelach "łuski" z przesuszenia.
W tym roku tego nie ma.
Moja skóra i tak pozostawia wiele do życzenia, bo niestety za mało płynów przyjmuję.
Natomiast jest dużo lepiej niż było.

Najlepsze jest jednak to, że teraz nie muszę patrzeć na to czy do pielęgnacji skóry Hani używam dziecięcych kosmetyków, czy nie.
Używamy tych samych kosmetyków. 
No, z tą różnicą, że Hania nie używa glinki, błota i paru innych;)

W Hankowych kosmetykach można znaleźć jeszcze produkty z Baby Dream - mają dobre składy więc używamy na zmianę z naturalnymi.
Pierwsza pasta do Hankowych zębów została zakupiona w ekologicznym.
Szarpnęło po kieszeni troszkę (jak za pastę), ale w tym przypadku trzeba było zainwestować.
Cała reszta "sklepowych" past się nie nadaje ze względu na fluor i inne...

Ślubny?
Siłą rzeczy też przeszedł na zieloną stronę mocy;)
No prawie.....

Cieszę się, że udała mi się ta zmiana.
Pracuję nad kolejnymi:)

Wkrótce pojawią się kolejne posty o szkodliwych substancjach w kosmetykach i o kosmetykach 
naturalnych. 
Wiem z analizy słów kluczowych, że pod takimi hasłami najczęściej wchodzicie na moje strony:)
Dziękuję:)
I zachęcam do zgłębienia tematu.

Bo warto!


Anjamit

Brudne dzieci...

Już dawno chciałam o tym napisać.
Temat raczej mało smaczny, proszę nie spożywać posiłków przy jego czytaniu...
Jeśli już to na własną odpowiedzialność...

Dbałość o higienę jest ważnym elementem w opiece nad dzieckiem. 
Ba! Jest ważnym elementem w życiu człowieka w ogóle.
Rzecz wydawałaby się tak oczywista jak to, że woda jest mokra, a śnieg zimny...
I może ktoś się pukać w czoło, że po co pisać o czymś tak oczywistym...
Ano, może właśnie po to, bo to nie dla wszystkich jest oczywiste.

Mamy w przedszkolu różne dzieci (a co za tym idzie różnych rodziców...).
I niestety jest podział.
Na te zadbane i te niezadbane.
Te pierwsze bez względu na pochodzenie swoje, swoich ubrań i zabawek są czyste.
Mogą być ubrane jak z dziecięcych pism o modzie albo skromnie jednak zawsze mają czyste, przycięte paznokcie, czyste buzie, czyste włosy, czyste ubrania i same pachną świeżością (a przynajmniej nie śmierdzą).
Te drugie nie mają tyle szczęścia.
I tak o to mamy dziewczynkę - 3 i pół roku, rodzice wykształceni i zadbani (zawody te z górnej półki), a córka przez pierwsze półtora roku pobytu u nas chodziła brudna, z glutem do kolan ("bo ona sobie nie da odciągnąć"), przez tydzień w tych samych poplamionych poniedziałkowymi buraczkami ubraniach. (Jak miałyśmy przedszkole ciuszki na zmianę, to przebierałyśmy, ale nie zawsze coś było.)
Przebieranie jej pieluchy też było wyzwaniem.
Niemyte ciało śmierdzi. 
Nawet dziecięce.
A może zwłaszcza dziecięce?
Bo przecież w pieluszce?
Bo przecież pielucha sporo uniesie....

Mamy też chłopca.
Takiego dwuletniego małego blondynka o rozbrajającym uśmiechu.
I niestety zabójczym smrodzie po zdjęciu pieluchy.
Kupa, nawet taka po śliwkach suszonych, nawet taka z rozwolnienia to tylko kupa.
Wyobraźcie sobie odór niemytego ciała, a dokładnie genitaliów, w połączeniu ze słodkim i mdłym zapachem chusteczek nawilżanych (mnie cofnęło.....)
Wyobraźcie sobie wiecznie odparzoną pupę.
Wyobraźcie sobie malutkie rączki z kilkumilimetrowymi odrostami paznokci, z których każdy jeden jest czarny.
Wyobraźcie sobie małą blond główkę ze skorupą ciemieniuchy.
Ja wiem, że u niektórych ciemieniucha jest ciężka do usunięcia mimo właściwej pielęgnacji.
Tyle, że w tym przypadku pielęgnacji brak...
Mamusia przychodzi do przedszkola w czymś na wzór futra, ubrana jak na wybieg, a jej usta krzyczą czerwienią - nie jest piękna, ale jest zadbana (przynajmniej na pierwszy rzut oka).

Zdarza mi się, że Hania idzie spać bez kąpieli.
Ale są to sytuacje wyjątkowe.
Albo Hanka nagle zasypia o nietypowej dla niej porze, albo mamy jakąś awarię innego rodzaju.
Zdarza się, ale sporadycznie.
I nigdy pod rząd.
Mówi się, że szczęśliwe dziecko, to brudne dziecko.
Tylko, że to nie o tego rodzaju brud chodzi.
Dręczy mnie to.
Najbardziej jak trzeba owego chłopca przebrać.....

A ja mam węch bardzo wrażliwy...



Anjamit

O odporności słów kilka...

Pogodę mamy jaką mamy.

Obecna pora roku sprzyja przeróżnym infekcjom, a nikt z nas chorować nie lubi i chyba nie ma takiego rodzica, który cieszyłby się z choroby dziecka.
Warto przyjrzeć się odporności naszej i naszych dzieci.
Mam nadzieję, że poniższy post pomoże też kobietom, które jeszcze są w ciąży lub niedawno rodziły.

Dzieci rodzone zimą mają z reguły lepszą odporność, ze względu na to, że mamusie latem miały pod dostatkiem witamin w naturalnej postaci.
Nie ma co się oszukiwać, że preparaty witaminowe są dobre.
Gorzej się wchłaniają, są gorzej tolerowane i obciążają układ trawienny.
Poza tym to są sztuczne witaminy. 

Badamy

Konsultowałam się dziś z naszym lekarzem w sprawie Hankowej wagi.
Napiszę raz jeszcze - nie martwi mnie jej niska waga (ja sama byłam dzieckiem drobnym, a mój mąż to przecinek), a to, że w ciągu mniej więcej 3 miesięcy przybrała zaledwie pół kilograma.
Pan Doktor (przez duże P i duże D) sam stwierdził, że to kiepski wynik i trzeba to sprawdzić.
Zalecił morfologię z rozmazem i poziom żelaza, badanie moczu i usg brzucha.

Dziś pobraliśmy krew.
Płacze i krzyki Hanuszkowej buzi umarłego wyrwałyby z dna Hadesu, ale nie był to płacz z bólu, a raczej ze złości, bo przecież trzeba było dziecko unieruchomić...
Ale Hanuszka dała radę!

W czwartek zawozimy mocz do badania, w piątek z kolei mamy usg brzuszka.

Naprawdę mam nadzieję, że to kwestia raczkowania, nauki stawania i przygotowań do chodzenia.

Od teściowej zaś usłyszałam, że ona już dwa tygodnie temu zauważyła, że Hania się nie rozwija, że jest słaba i w ogóle....
Nie chciało mi się tego nawet komentować:/
Teściowa widziała, a dziś pielęgniarki w szoku były, że Hanka taka silna, bo w trójkę ją trzymaliśmy - tak się wyrywała.

Hanka wygląda normalnie, zdrowo i jest naprawdę silna.
Badania robię, bo to, że dziecko wygląda zdrowo nie musi być jednoznaczne z tym, że nic się nie dzieje.
Lepiej wszystko sprawdzić, żeby potem się nie martwić i nie pluć sobie w brodę.

A teraz z innej beczki:)
Zaczyna mnie ogarniać przeprowadzkowo - przedświąteczne szaleństwo. 
Szukam inspiracji na święta i do nowego mieszkania.
Już wiem, że na drzwiach będzie wisiał wieniec:)
Najpierw świąteczny, a potem jakiś inny - taki na stałe:)
O reszcie nie napiszę, bo zawsze jak się czymś pochwalę przedwcześnie, albo cieszę się, to nic z planów nie wychodzi.
Milczę więc:P
Chwalić będę się później:D



Anjamit