Pokazywanie postów oznaczonych etykietą karmienie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą karmienie. Pokaż wszystkie posty

World breastfeeding week

Karmienie piersią jest piękne. Jest potrzebne, nie tylko dziecku...  Dziś mało słów - na to przyjdzie czas. Dziś chciałam zachęcić Was do dzielenia się swoimi zdjęciami, przemyśleniami i wspomnieniami...


Breastfeeding is beautiful. It is needed not only for the child...There will not be many words today - it will be time for that. Today I want to encourage you to share your photos, thoughts and memories...





























Sesja powstała z okazji Światowego tygodnia karmienia piersią.

This session came into being because of World Breastfeeding Week.




Hania ma prawie 19 miesięcy. Nie planujemy kończyć naszej przygody z karmieniem. Jeszcze nie teraz.

Hania is almost 19 months. We don't plan to finish our adventure with breastfeeding. Not yet.




Anjamit

Muszle laktacyjne

Z muszlami laktacyjnymi spotkałam się gdy Hania miała problemy ze skrórą, a Matka Kwiatka poleciła mi by jej skórę smarować moim mlekiem. Wtedy właśnie zaczęłam szperać w internecie i znalazłam, to czego szukałam.

Muszle laktacyjne przydadzą się mamom, które mają poranione sutki lub tym, które chcą zebrać mleko podczas karmienia, odciągania pokarmu lub między karmieniami. Jest to dobry sposób na to, by zebrać mleko, które i tak wchłonęła by wkładka.

 Dzięki muszli zbieramy mleko, które możemy wykorzystac do pielęgnacji skóry maluszka przy takich problemach jak:
-odparzenie pupy (stany raczej lekkie)
-wysypki,
-zadrapania, ranki
-otarcia
-egzemy

Choć mleko nie działa cudów od razu, to działa, jest darmowe i w 100% naturalne:)

Można też wykorzystać je do kąpieli dziecka i siebie. Mleko matki posiada niesamowite właściwości o czym nie będę się rozpisywała, bo zrobili to już inni:)

Takie mleko można też wykorzystać do:
- kaszek, deserków i innych dań podczas rozszerzania diety dziecka
- do sporządzenia zapasu na czarną godzinę

Waże jest to, by przestrzegać czasu przechowywania i temperatur o czym przeczytacie TU. W podanym poście dowiecie się także jak przygotować mleko do przechowywania i w czym przechowywać.

Ja osobiście mogę polecić muszę NUK


Więcej o nich przeczytacie na stronie producenta <KLIK>

Na rynku dostępne są także muszle laktacyjne PHILIPS AVENT, CHICCO, MEDELA, LILY PADZ i pewnie wiele innych.

Muszle to wydatek około 40-50 złotych w przypadku nowych. Używane można kupić taniej. Z racji na to, że wykonane sa z tworzyw wytrzymałych na temperatury, mozna je myć w zmywarce, a że należy je co jakis czas wysterylizować, to można kupic używane. Zwłaszcza jeśli ktoś nie jest przekonany czy zdadzą egzamin.

Muszle laktacyjne są też doskonałym sposobem na zaoszczędzenie na wkładkach, ponieważ na czas karmienia, a więc i największego wypływu mleka zakładamy muszlę, która zbiera pokarm.

W mojej opinii to rzecz, ktora powinna się znaleźć w wyprawce mamy, która chce karmic piersią i żałuję, że niestosowałam od samego początku. Przy drugim już będę;)


Anjamit

SNS Medela

Miałam nie pisać o SNS, bo która mama w dzisiejszym świecie o tym nie słyszała...
Jednak napiszę.
Bo jak się okazuje nie wszystkie słyszały, a wielu mamom ułatwiłoby życie.


SNS czyli 

Supplemental Nursing System

To system wspomagający karmienie dziecka.
Mimo tego, że wiele osób związanych z propagowaniem laktacji uważa, że nie ma takiej możliwości, żeby kobieta nie była w stanie wykarmić dziecka (o ile nie ma medycznych powodów), to jednak takie sytuacje się zdażają.  Osobiście nie odważyłabym się wygłaszać takich opinii, mimo tego, że żaden ze mnie lekarz, czy doradca. Po prostu znam przypadki, w których kobiety stawały na głowie a i tak karminie kończyło się albo dokarmianiem albo przejściem na butlę.

Wracając jednak do SNS, to system opracowany przez MEDELĘ, a jego konstrukcja jest prosta jak budowa cepa, kolokwialnie rzecz ujmując.
Cały patent polega na tym, że kobieta zawiesza na szyi specjalny pojemniczek z drenem dostosowanym do wieku dziecka.
Dren przykleja się do piersi tak, by jego końcówka wystwała na ok 0,5 cm - dziecko nie wyczuwa drenu podczas ssania.
Do pojemniczka zaś wlewamy wcześniej odciągnięte mleko matki lub mleko modyfikowane.
 I w zasadzie to cała filozofia jeśli chodzi o sposób użycia.




System wspomagający karmienie (SNS) może być użyty w przypadku:
— adoptowanych dzieci,
— dzieci z rozszczepem wargi/ podniebienia,
— dzieci powoli przybierających na wadze,
— wcześniaków,
— relaktacji*

SNS wspomaga pobudzanie laktacji oraz pobieranie pokarmu przez dziecko w ilości wystarczającej.

To idealne rozwiązanie dla kobiet, które muszą dokarmiać i dla dzieci, które prócz piersi mamy nie przyjmują niczego innego i których karmienie butelką jest przez to utrudnione.

Cena systemu nie jest niska, jak na butleczkę, kawałek sznurka i trzy dreny.
Ale cena około 150 złotych za szczęśliwe, najedzone dziecko i spokojną mamę to niewielka suma.

SNS to prosty system, ale w tej swojej prostocie genialny!


UWAGA!
Post nie jest sponsorowany.
Powstał z myślą o kobietach, które tak jak moja koleżanka, mają problemy z laktacją i muszą dokarmiać.


*źródło: Instrukcja obsługi : http://www.medela.com/PL/pl/breastfeeding/products/breastmilk-feeding/special-feeding-devices.html


P.S. Czy są tu mamusie, które stosowały SNS? Podzielcie się swoimi doświadczeniami:)

Anjamit

Apoteoza piersi

Dziś zostajemy w temacie mlecznym, albo raczej piersiowym.
To dlatego, że Hanka właśnie usnęła, a pierś do nocnego usypiania jest nam niezbędna.
Podobnie z resztą jak w nocy i z rana.
W ciągu dnia bywa różne, ale poranki, wieczory i noce z piersią to już taki constans.

Nasze karmienie weszło w fazę uwielbienia matczynych piersi.
Jedzenie swoją drogą, ale ten cyc...
Sam fakt, że jest wprawia Hanuszkę w dziką radość.
To, że można go possać, pougniatać, poklepaać, podgryźć, wtulić się weń jest po stokroć ważniejszy niż samo mleczko.
Już sama nie wiem czy ta radość wywołana jest przez piersi właśnie, czy tez przez ukryty w nich Hankowy biały skarb.
Z resztą czy to ważne?
Ważne jest to, że Młoda niesłychanie się cieszy na sam mój widok.
No dobrze, matka jak matka...Ważniejsze jest to, co ma matka gdzieś między głową a brzuchem i to w dodatku w liczbie dwóch sztuk.

W jaki inny sposób można wyrazić swoje uwielbienie dla piersi?
Można się na nie gapić - tylko trzeba matkę rozebrać, albo przynajmniej naciągnąć dekolt...
Można je wciskać albo pociągać.
A w końcu - można do nich przemawiać!
Co prawda Hania przemawia w swoim, kompletnie nieznanym mi języku (no tak, wszak już jest mowlakiem w fazie początkującej), ale bardzo próbuje coś im (piersiom) albo mnie wytłumaczyć.

Tak więc Hania piersi uwielbia i koniec, kropka.
Problemem są moje wyjścia do pracy.
Każde moje poruszenie się w łóżku nad ranem skutkuje kontrolnym chwytem za cyca.
Spoko, nie śpię nago w łóżku z dzieckiem (nie dlatego, że widzę w tym coś złego, po prostu bym zamarzła:P), ale progeniturę mamy cwaną, to też przez sen chwyta bezbłędnie to, na czym jej najbardziej zależy....
No, mam nadzieję, że akurat ta faza prędko minie.
I broń Boże nie mówię tu o fazie cyckowej apoteozy...
Raczej o fazie cyckowej zaborczości...


Chciałam jeszcze nawiązać do wczorajszego mlecznego posta i do tekstu (i komentarzy pod nim), który wczoraj dzięki Hafiji przeczytałam na Mamie L'aktywnej ten tekst <klik>.
Wiem, że tekst jest stary, ale do tej pory są osoby, które uważają, że smoczek to zło.
Ba! Są matki, które uważają się za lepsze, bo umiały tak dziecko "nauczyć" żeby smoczek był zbędny.
Nic bardziej mylnego.
To nie matki są takie super. 
To tylko kwestia tego, że akurat ich dziecko nie potrzebowało smoczka.

Ja początkowo byłam bardzo przeciwna smoczkowi, choć na wszelki wypadek zakupiłam, zgodnie z zasadą lepszy smoczek niż kciuk.

Hania miała potworny odruch ssania i nie potrafiła ssać dla samego ssania.
Niektóre dzieci to potrafią (chodzi o ssanie nieefektywne, ssanie nieodżywcze lub z ang. "comfort sucking"), Hania nie, dlatego też dopóki nie podaliśmy smoczka mieliśmy jazdę bez trzymanki.
Wiedza niestety przychodzi często zbyt późno...
Hania się po prostu przejadała.
Przy karmieniu zasypiała, nie zawsze się jej odbijało w związku z czym miała wzdęcia.
Krople owszem, przynosiły ulgę, ale co z tego, jak chwilę potem dziecko znów jadło, znów ssało dla zaspokojenia odruchu, a że ssało zbyt mocno to pokarm nadal napływał w związku z czym znów się przejadało...
I tak w koło Macieju....
Zaczęliśmy uczyć smoczka, ale nie poskutkowało...
Dopiero "cud ręce" mojej mamy sprawiły, że Hania ze smoczkiem już została.
Koszmar się skończył.
Poza tym, kolejnym powodem przemawiającym za podaniem smoczka było to, że Hania zaczęła ssać kciuk.
Ten zaś robił się co raz bardziej czerwony...
Smoczek był więc konieczny.

Nie dajcie sobie wmówić, że jesteście gorsze, bo podajecie dziecku smoczek.
Nie dajcie sobie wmówić, że jesteście wygodne, leniwe lub, że zagłuszacie naturalny instynkt dziecka...
Smoczek to nie jest zło.
Wręcz przeciwnie, w wielu sytuacjach jest bardzo pomocny.
I nie chodzi tu o zatkanie dzioba płaczącemu pacholęciu....


Amen.

Anjamit

14 miesięcy mlecznej przygody

Dokłądnie 15 marca Hania skończyła 14 miesiąc życia.
Ja, tym samym, 14 miesiąc przygody z macierzyństwem i karmieniem piersią.
Karmimy się nadal, mimo, że teraz Hania już jest duża i je praktycznie wszystko.

Nie jestem ekspertem jeśli chodzi o KP, nawet nie mam zamiaru żadnego udawać.
Chciałam podzielić się swoimi przemyśleniami i radami, które mogą pomóc początkującym mamom.

1. Dieta dietą, początkowo trzeba lekkostrawnie i unikać pewnych rzeczy, to chyba każda karmiąca wie. Przede wszystkim trzeba się odpowiednio nawadniać. 
Ja do porodu zapomniałam wziąć wodę. Napiłam się trochę tej, którą podała mi położna.
Hania urodziła się o 6.15, śniadanie w szpitalu było około 9 i dopiero wtedy dostałam szklankę herabty. Mąż mógł na odwiedziny przyjść dopiero po 12 więc porządnie napoiłam się dopiero wówczas.
Nie wiedziałam, że muszę pić dużo inaczej mleka może być mniej, że może się gorzej wytwarzać. Z reguły piję niewiele.
Miałam problemy z mlekiem...Hania w szpitalu musiała być dokarmiana, a ja walczyłam o laktację.
Szkoda, że wiem o tym dopiero teraz.

2. Mleko rodzi się w umyśle - to pewnie też większość mam wie. Ja chciałam poradzić tym mamom, które mają obawy o wykarmienie dziecka zakupienie jednego opakowania mleka modyfikowanego. Na wszelki wypadek, a razej dla świętego spokoju.
Pamiętam jak w domu płakałam razem z Hanią, która wisiała przy piersi i była głodna, a mnie cycki odmówiły współpracy. Zaprotestowały. Wyschły.... Nawet kropla nie chciała się pojawić.
A już miało być dobrze...
Mąż o 2 w nocy pojechał do apteki po mieszankę, żeby dziecko nakarmić.
Kiedy wrócił Hania już spała. 
Zasnęła wykończona płaczem.
Ja padłam chwilę później spokojna o to, że jak się obudzi, to będzie miała co jeść.
Rano pojawiło się mleko...
Nie wiem na ile to zbieg okoliczności, a na ile siła umysłu.
Dziś wiem, że dobrze mieć taki zapas. To daje poczucie bezpieczeństwa matce.
Nie oznacza to, że zachęcam do podania mieszanki jak tylko pojawiają się problemy...
Trzeba próbować i pobudzać laktację.
Ale posiadanie MM w szafce daje komfort psychiczny młodej matce.

3. Odpoczynek - ile się da. W tym momencie bardzo pomaga co-sleeping.
Nie bójcie się, że przygnieciecie dziecko.
Jeśli nie pijecie, nie palicie, nie bierzecie narkotyków czy leków i jesteście zdrowi to nie ma się czego bać. 

4. Rozpieszczajcie siebie:) Przynajmniej do momentu ustabilizowania się laktacji i podczas każdego kryzysu laktacyjnego. 
Koleżanka zdradziła mi rewelacyjny sposób na przetrwanie kryzysu.
Potrzba ulubionych filmów, koniecznie o lekkiej tematyce - niech to będą romanse, komedie romatyczne, musicale -  co kolwiek byle "lekkostrawne", do tego ulubione żarełko - to, co poprawia Wam humor (pamiętajcie o nawadnianiu!), wygodne łóżko, ciepły koc (jak ktoś marznie) i dzieć przy piersi:)
Sukces gwarantowany:) 
W dodatku miło spędzacie czas:)

5. Traktujcie karmienie piersią naturalnie, to pozwoli otoczeniu w zaakceptowaniu faktu i przyzwyczajniu się.
Na głupi tekst "będziesz tutaj karmić" wystarczy zupełnie spokojnie odpowiedzieć "przecież ty też tu jesz" lub " a ty się chowasz żeby zjeść?" - to pomaga i wytrąca argumenty rozmówcy. 
Ale uwaga, naturalne traktowanie KP nie wiąże się z epatowaniem biustem i obnoszeniem się z tym...
Można to zrobić naprawdę w sposób praktycznie niezauważalny:)

6. Nie dajcie sobie wmówić, że długie (powyżej roku) karmienie piersią nie ma sensu lub nie przynosi żadnych korzyści z medycznego punktu widzenia...

Nie wiem co jeszcze mogłabym poradzić czy napisać w kwestii KP.
Dołączyłam do grona osób długo karmiących, bo w naszym kraju, każda kobieta karmiąca powyżej roku karmi długo.
Na razie nie odnotowałam ataków w stylu "po co?", "czemu?", "to ty jeszcze?!?".
Może też dlatego, że są kobiety które bardziej szokują (?!?) karmiąc dwu i trzylatki.
Poza tym Hania jest mała - nie wygląda na swój wiek;P


Cóż mogę jeszcze dodać?...






Anjamit

Ileż ja miałam szczęścia...

Ileż ja miałam szczęścia przy porodzie i karmieniu.
Tak, wiem, wiele o tym ostatnio na blogach - cóż, taka tematyka...

Na początku zaznaczam - to baaaaardzo długi post...

Gotowe na moją historię?

Przed porodem planowałam, że jak akcja porodowa sie zacznie to zadzwonimy do szpitala dowiedzieć, się czy przypadkiem na dyżurze nie ma pani X. 
Lekarka X jest w mojej opinii niemiła i olewa pacjentów - o tym jeszcze napiszę!

Niestety, skurcze od razu wystąpiły z częstotliwością co 5 minut i nie było czasu na dzwonienie i jeżdżenie po kieleckich porodówkach.
Pojechaliśmy i okazało się, że niestety Lekarka X ma dyżur.

Na szczęście poród przebiegł szybko i bez komplikacji. Nawet nie chce myśleć co by było, gdyby były komplikacje podczas dyżuru tej kobiety....

Po porodzie Hania leżała na moim brzuszku czołgając się do piersi, ale nie mogłam jej przystawić przed szyciem, bo ponoć mogłoby to zwiększyć krwawienie. Nie wiem czy tak jest, teraz trochę tego żałuję, a także tego, że nie poprosiłam o koc od razu, a dopiero jak się nam zimno zrobiło.
 Na czas szycia bliski kontakt był niewskazany, bo szycie mnie bolało mimo dwóch znieczuleń. Chciałam uciec z fotela, położne w obawie o to, że Hania mi upadnie zabrały ją do ważenia i mierzenia. Od razu ją tez ubrały.
 Moje małe zawiniątko dostałam po szyciu, wtedy też przystawiłam do piersi i....
Byłam szczęśliwa, bo Hania od razu się przyssała.
 Moja radość była jednak  zbyt szybka.

Hania nie ssała tak jak powinna. Zasypiała przy piersi bardzo prędko. Cały pierwszy dzień praktycznie spała. 
Położne przychodziły i pytały:
Ssie?
-Ssie.
Było siku?
-Było
To dobrze.

Tyle.

A ja wtedy nie wiedziałam, że źle to robię. Że dziecko mi się nie najada.

W nocy zaczął się dramat.

Hania płakała najgłośniej na oddziale.
Budziła wszystkie dzieci.
Była głodna mimo tego, że non stop wisiała na piersi.
Pokarm był, ale było go niewiele.

Hania płakała okropnie, a ja byłam tak zmęczona, że zasypiałam przy niej.

W końcu w środku nocy przyszły położne. Zabrały ode mnie Hanię i nie pytając o zdanie oznajmimy, my ją pani dokarmimy.
Po czym wlały Hance 5 ml mleka z kieliszka.
Zobaczyłam wówczas wielkie, gapiące się na mnie oczy.
Moje dziecko w końcu było najedzone.
Popłakałam się.

Byłam przerażona.
Miałam wrażenie, że położne mają mnie za taką, co to nie wie, że dziecko z głodu płacze.
Po jakimś czasie przyszła jedna z nich i powiedziała, że od rana uczymy się karmienia, bo dziecko za bardzo spadło z wagi i że nie wypuszczą mnie, dopóki nie będą miały pewności, że umiem karmić.

Kamień z serca mi spadł.

Rano, po obchodzie (na którym się dowiedziałam, że moje dziecko ma złamany obojczyk...)przyszła inna położna, taka z gatunku niemiłych...
I się zaczęło....
Ale zacisnęłam zęby, powiedziałam sobie, że mam w dupie jej podejście i brak uprzejmości dopóki wykonuje swoje obowiązki i uczy mnie jak karmić.

Pokazała mi jak przystawiać, sprawdzała, czy mała ssie i jak jest przyssana - dzięki temu myślę, uniknęłam poranionych sutków, choć nie znaczy to, że na początku nie bolało.
Miałam małą przystawiać na siedząco (Chryste Przenajświętszy, jak mnie to bolało...Nie cycki. Szwy, krocze, kość ogonowa, cały dół.......) i to co chwila, a po karmieniu odciągać, żeby pobudzić laktację.
Tak też robiłam. Aż do wyjścia ze szpitala następnego dnia.

W domu robiłam to samo, ale miałam wrażenie, że mamy powtórkę z rozrywki.
Pokarmu jakby mniej.
Piłam dużo, także herbatek laktacyjnych.
Odciągałam, przystawiałam Hanię, wybudzałam ją by nie zasypiała przy piersi.
A Hania stale płakała...
Ja razem z nią, przepraszając, że nie mogę jej wykarmić.
Mąż o 2 w nocy pojechał do apteki po mleko modyfikowane.
Długo zastanawialiśmy się czy je podać. 
Hanuszka zmęczona płaczem w końcu padła. 
Modyfikowane do tej pory leży nie tknięte (jeśli ktoś potrzebuje Bebilon 1 - oddam za darmo).

Następnego dnia przyszedł nawał.
Tak nagle.
Piersi skamieniały.
Bolały okropnie.
Robiły się guzki.
Hania nie chciała ssać, ja nie byłam w stanie odciągnąć ni kropli, nawet dotknąć piersi...
Na szczęście pamiętałam, co moja lekarka mówiła jednej pacjentce na oddziale patologii ciąży, na którym leżałam na podtrzymaniu.
CIEPŁE OKŁADY!
Jak mi to pomogło....
Mama poradziła okłady z liści kapusty - nie zdążyłam wypróbować, bo na moje szczęście same okłady pomogły.
A butelkę pet z gorąca woda miałam stale przy piersiach.
Rozluźniło to piersi tak, że mogłam ściągnąć nadmiar i przystawić Hanię.
Po karmieniu kilka razy robiłam zimne okłady - to pomogło przetrwać nawał.
Dopiero wtedy skończył się nasz dramat.

No, prawie.

Zaczął się inny.
Morze mleka mnie zalewało. Wkładki nie nadążały...Chodziłam cała mokra. do tego doszedł spadek hormonów i kryzys psychiczny. 
Płakałam bo byłam obolała, miałam wrażenie że śmierdzę tzw odchodami połogowymi i mlekiem.
Mimo częstych kąpieli.
Było mi źle.
Ale najważniejsze było to, że mojemu dziecku było dobrze.
To, że na twarz padaliśmy to rzecz oczywista.
Byliśmy sami.
Nie mogłam chodzić do szkoły rodzenia, bo leżałam na podtrzymaniu.
Nikt nam nie pomógł przy małej, bo moi rodzice przyjechać nie mogli, a teściowie przychodzili bardziej z wizytacją niż z wizytą i Młodej na ręce wziąć nie chcieli nawet na chwilę.
Tyle, że obiady mieliśmy zapewnione.
Pierwszą kąpiel ogarnęliśmy sami - to naprawdę, żaden wyczyn. 
Mój mąż spisał się na medal - to trzymał Hanię, to on ją przebierał.
Ja się bałam o pępowinę.

Ciężko było z innego powodu.
Narodziny Hani zmobilizowały męża do napisania pracy magisterskiej.
Wybrał idealny wprost moment na to - okres mojego połogu...
Całymi dniami i nocami siedział i pisał, Hanią zajmując się wtedy gdy ja nie miałam już siły.

Po tygodniu przyszła położna, obejrzała Hanię, popatrzyła na to jak przystawiam, odpowiedziała na spisane przeze mnie pytania. Choć nie ze wszystkim się zgodziłam (choćby z przemywaniem piersi), to pani Basia, to złoty człowiek i dobra położna.
Pomogła bardzo.
Przyszła jeszcze raz potem, ale zawsze w razie wątpliwości mogłam do niej zadzwonić.
Nigdy nie odmówiła pomocy.

Wiele wsparcia miałam ze strony mamy.
Sama nie karmiła mnie piersią długo. Mówiła, że prędko straciła pokarm - teraz obie wiemy, że był to kryzys laktacyjny.
Mama nie miała tyle wsparcia ile ja, wiedza na temat laktacji była wówczas znikoma.
Inne czasy....

Wiele też z mężem czytaliśmy w sieci.
Wiem, że można wyczytać wiele bzdur.
Ja czytam bardzo uważnie i analizuję - niczego nie biorę za pewnik.
Wiele wypowiedzi na forach pokierowało nami na właściwe tory:)

Daliśmy radę:)

Miedzy innymi, dlatego, że miałam szczęście.
Miałam lekki poród, Hania nie miała większych problemów ze ssaniem, a ja na swojej drodze trafiłam na kompetentne osoby. Pobyt na podtrzymaniu w szpitalu też okazał się rzeczą dobrą, bo tam dowiedziałam się co robić w przypadku zatorów, zapaleń, nawału pokarmu...
Miałam szczęście, bo choć mojej mamy nie było obok, to była i jest po t
telefonem 24 na dobę. Jeśli czegoś nie wie, to mówi wprost, nie wymądrza się. Wspiera bardzo, nawet teraz kiedy sama potrzebuje wsparcia.
Miałam szczęście, bo nie trafiłam na niekompetentnych lekarzy i położne, tak jak niektóre dziewczyny rodzące w tym samym czasie.

Wiem, że moje nastawienie do karmienia mogłoby być inne gdybym tego szczęścia nie miała.

To nasza historia.
Na sposób karmienia duży wpływ maja okoliczności, ludzie jacy stają na naszej drodze. To jest zawsze składowa wielu czyników.
Można bardzo chcieć i karmić pokonawszy problemy.
Można bardzo chcieć i nie móc karmić, z wielu powodów.

Mam nadzieję, że moja historia komuś pomoże:)
W jakiś sposób...
:)

Zapomniałam dodać i szczerze podziekować
Małgosi i Ani z kieleckiego klubu mam, na które mogłam i mogę liczyć, kiedy czegoś nie wiem, kiedy mam pytania, wątpliwości.
Bez Was dziewczyny byłoby mi o wiele trudniej!
Dziękuję, że jesteście!
Anjamit

Wiedziałam.....

Od jakiegoś czasu miałam przeczucia, że coś jest nie tak.
Pytałam wielu osób, czy Hanka nie jest za mała. 
Każdy mi mówił żebym nie przesadzała, że dziecko wygląda ok i że w ogóle kawał z niej baby.
Dziś u lekarza zważyłam i nie jest ok.

Hania ma 10 miesięcy (prawie) i waży 7600.
Na siatce centylowej jest na ostatniej kresce i nie robiłabym z tego tragedii, gdyby nie fakt, że w 7 miesiącu Hania ważyła 7100.

Jutro zwalniam się wcześniej z pracy i jedziemy na badania krwi.
Co prawda pani doktor dziś powiedziała, żeby się tym nie przejmować, bo są dzieci o niskiej wadze, w sumie ja zawsze sama miałam w dzieciństwie niską wagę.
Ale niska waga, a tak niski przyrost wagi to są dwie różne rzeczy.

Na razie nie panikuję, jeszcze....
Ale badania dla świętego spokoju pojedziemy zrobić.
 
 
Ktoś ma podobne doświadczenia???






Anjamit

Mój przyjaciel cyc

Odkąd jest z nami Hania zastanawiam się kiedy w jej życiu pojawi się przyjaciel.
Miś, lala, kocyk, pieluszka, gałganek - coś co będzie dla nie ważne, z czym będzie nierozerwalna.
Wiele razy próbowałam przekonać Hanuszkę do przeróżnych przytulanek.
Na nic zdały się moje próby. Bo rzeczony, potencjalny przyjaciel zawsze lądował w paszczy, na podłodze lub w kącie łóżka...

Dziś podczas grupy zabawowej w Klubie Mam rozmawiałam z dziewczynami właśnie o dziecięcych przyjaciołach. 
Ania opowiedziała historię jej syna, który przemawiał do jej piersi i traktował je jako osobny byt.
Była mama i były piersi.
Pora na przyjaciela przyszła jakiś czas po odstawieniu syna.

Ponoć dzieci cyckowe tak mają.
Nie mają pluszowych czy szmacianych przyjaciół, póki są na piersi.
Rolę przyjaciela spełnia cyc.

I chyba coś w tym jest, bo jak zasypiamy razem, to Hanuszka nie chce mieć w rączce nic innego - tylko kawałek maminej skóry, najlepiej tej na cycu.
Podczas karmienia uwielbia ugniatać pierś. Miętosić w garści, poklepywać, gładzić, przyglądać się badawczo. Choć w jej przypadku pierś nie jest lekiem na całe zło. Nie dopomina się o nią kiedy się uderzy, gdy coś boli. Ona raczej z tych, co to muszą się wykrzyczeć, wyżalić najlepiej w ramionach mamusi, ale niekoniecznie "zajada smutki". W końcu przyjaźń można okazywać na wiele sposobów:)

Ktoś może stwierdzić, że to dorabianie ideologii.
Bo dziecko po prostu cieszy się, bo wie, że zostanie nakarmione.
Ale jak wówczas wytłumaczyć brak pocieszyciela?
Raczej nie chowam istoty aspołecznej, wręcz przeciwnie....


A jak jest lub było u Was?


P.S. Aniu dziękuję Ci za tą historię - czekam kiedy Hania przemówi do biustu:)





Anjamit

Dzisiejszy dzień sponsorują Muffinki:)

I to nie byle jakie, bo z serem i suszonymi pomidorami:)
Suszone pomidory produkcji własnej:D

Uwielbiam wszelkiego rodzaju muffinki. I te na słodko i te na słono i te pikantne też.
Od dawna nosiłam się z zamiarem upieczenia ale jakoś tak się składało, że albo czasu nie było, albo nastroju.

Przepis na muffiny wzięłam z książki Bobas Lubi Wybór Książka Kucharska.
Tutaj podam Wam inny, ten z którego zwykle korzystam. W mojej opinii jest lepszy.

Ja robię tak:

2 szklanki mąki
2 jajka
3/4 szklanki oleju
1 szklanka mleka
1 - 2 łyżeczki proszku do pieczenia

To jest przepis podstawowy, bez soli i cukru.
Jeśli chcemy muffiny słodkie - dodajemy ok 2 łyżek cukru.
Jeśli mają być słone dodajemy sól, najlepiej wg uznania.

Moje muffiny były bez soli i cukru ze względu na Hanuszkę.

Do przepisu podstawowego dodałam łyżeczkę chili i łyżeczkę gałki muszkatałowej oraz tarty, żółty ser i suszone pomidory.

Muffinki robi się tak:

W jednej misce mieszamy wszystkie suche składniki, a w drugiej wszystkie mokre.
Do miski z mokrymi składnikami dodajemy stopniowo zawartość "suchej" miski i mieszamy dokładnie.

Wkładamy do formy i pieczemy w 200 stopniach ok 15 minut, tak aż będą cudnie złociste:)

Muffinki będą lepsze i zdrowsze jeśli do ich wypieku użyjemy mąki razowej.
My powoli się przerzucamy na razową.
Białego pieczywa praktycznie już nie jadamy, tak samo jak i białego makaronu i ryżu.
Czas znaleźć dobrą mąkę;)

Bon Appetit!





Hanuszka dzielnie pomagała;)












Prawda, że pyszne?


Muszę przyznać, że potrawy bez soli w większości są mdłe.
Czasem zdarza mi się dodać odrobinę soli, ale z reguły tylko do naszych porcji.
Niestety, to nie to samo.




Anjamit

Ryba po grecku, czyli co lubi Hanka:)

Ryba to ważny element diety i wie o tym chyba każdy.
U nas ryba niestety nie gości zbyt często.
A to dlatego, że po pierwsze jest droga, po drugie z jej jakością różnie bywa.
A panga i inne azjatyckie wytwory to nie ryby....

Zakupiłam ostatnio Hance dorsza. Bez jakiegoś konkretnego zamysłu.
Miała być jakaś tam ryba, a przypomniała mi się ryba po grecku ( u mnie wyszła pseudo grecka:P) :)

No to zrobiłam:D







Ryba po grecku:

filet z ryby (z ryby! nie azjatyckiego hodowlanego stwora - nie to żadna ryba, jeśli macie zamiar podać taką, to lepiej już żadną...)
1-2 marchewki
1 korzeń pietruszki
1 - 2 pomidory (najlepiej świeże, ja robię sobie pomidory takie jak w puszce, tyle, że wkładam do słoika - rewelacja!)
masło lub olej rzepakowy
ćwierć selera
trochę pora
przyprawy: papryka, pieprz, zioła (do smaku)
cytryna (opcjonalnie, do skropienia filetów)

Rybę możemy potraktować na dwa sposoby:

1. Myjemy, osuszamy, doprawiamy, panierujemy, podsmażamy na maśle lub oleju- mniej zdrowo i na pewno nie dla maluchów.
2. Myjemy, osuszamy, doprawiamy (można opanierować, ale nie trzeba) i podsmażamy na maśle, po chwili wlewając trochę wody.

Marchew, pietruszkę i seler obieramy i trzemy na tarce o grubych oczkach.
Pora cienko siekamy, możemy go sparzyć - będzie mniej cebulowaty.
Warzywa wrzucamy do rondelka tudzież garnka - w czym tam nam wygodniej:)
Dodajemy pomidorki i wszystko razem ładnie dusimy:)
Po ok 10 minut dodajemy filety z ryby i dusimy dalej, aż warzywa zmiękną, a pomidory utworzą sos.

Potem podajemy brzdącowi i patrzymy jak konsumuje:)
A konsumuje tak:











Brzdąc lubi też zupę z kabaczka:)

A robi się ją tak:

Robimy wywar z warzyw - jakich tam chcemy:)
Ja dałam marchew, pietruszkę, trochę selera, ziemniaki (zazwyczaj daję też seler naciowy, natkę pietruszki, cebulę, pora)
Dodajemy ziele angielskie i liść laurowy - gotujemy do miękkości, warzyw oczywiście, nie ziela czy liścia...
Wyjmujemy liście i ziele - tego nie miksujemy.

Do wywaru dodajemy obrany i pokrojony kabaczek - gotujemy do miękkości.
Doprawiamy do smaku i miksujemy:)

Można dodać trochę śmietany, ale nie trzeba:)

Nalewamy do miseczki, z dala od wścibskich i lepkich dłoni progenitury, i to na odległość "tam gdzie wzrok nie sięga", ja położyłam w zasięgu wzroku...Dziwne, że do innych rzeczy w tej odległości nie sięgała...
No i masz babo placek, Młoda się poparzyła. Na szczęście niegroźnie...
Zupy do samodzielnego jedzenia nie podajemy. Chyba, że któraś ma takie hobby, jak ścieranie zupy zewsząd...

A zupa wygląda tak:D








Można dodać tarty ser - będzie bardziej pożywna:)
Albo grzanki:)
Albo pieczywo czosnkowe:)
I obowiązkowo łycha śmietany (takiej gęstej) na środek talerza...
Oj się rozmarzyłam....


Czas ugotować coś z nowej książki:)

Miłego i smacznego dnia:)

Anjamit

Jemy jak chcemy:D

Staramy się uskuteczniać kulinarne eksperymenty przez BLW. Z różnym skutkiem, ale nauczyłam się wrzucać na luz w niektórych sprawach. Teraz karmimy się bez napinki. Jak da radę z BLW to jest BLW. Czasem Hania dostaje słoik z dodatkami, tak by mogła jeść sama, zawsze też dostaje garść ziół do tego.
Czasem na szybko Hanka dostaje jedzenie łyżeczką.
My, z racji pracy męża jadamy późno, więc typowe BLW u nas nie ma szans przejść. 
Nie podam dziecku obiadu w godzinach popołudniowo - wieczornych.
My czasem jadamy obiad na kolację. To dla takiego szkraba za późno. 
Tak jak widać - jemy jak chcemy:)

A tak je Hanuszka:D



Dobre śniadanko:)


Hmmm, co to?


Tak, tak Matko Kwiatka to ów makaronik z cebulą i czosnkiem:D



Ciekawe...


Dobre:)


Gdzie się to podziało?


Może jeszcze?


Oj zieeee...


eeeeee...


eeeeeeeeee


wwwaaaaa


aaaaaa


aaaaammmm.....


No! 


Dobre było:D



No, to zmykam:)
Dziś na obiad dorsz w papilotach;)
Zobaczymy jak Hance posmakuje:D
Miłego dnia!

Anjamit




BLW czy nie BLW?

Od jakiegoś czasu intensywnie myślę o naszej diecie. O tym co jemy i jak gotujemy. 
Powodem tych dietetycznych rozważań jest oczywiście Hanuszka no i fakt, że dobra dieta czyni cuda i chroni przed wieloma chorobami. Do niedawna nie zwracałam na to aż takiej uwagi. Owszem starałam się jeść w miarę zdrowo, ale czy na pewno?

Podjęliśmy z mężem decyzję, że Hankę przerzucamy na BLW na tyle, na ile będzie to możliwe.
Kiedy Hanka jest ze mną w przedszkolu muszę ją nakarmić sprawnie i szybko - tam na BLW nie ma możliwości. Przede wszystkim jestem tam po to, by zarobić jakiś grosz i będąc tam, Młoda będzie dostawała ugotowany przeze mnie obiad.

A my?
No cóż...Więcej warzyw, mniej mięsa, mniej soli...Mieszanek przyprawowych nie używamy od dawna. No chyba, że jakiś Natur do grilla...
W planach jest też olej lniany i kokosowy. 
Olej rzepakowy zamiast słonecznikowego.
Jak najmniej smażonych, jak najwięcej gotowanych, duszonych ewentualnie pieczonych potraw.
Przydałoby się jeszcze mocno ograniczyć słodycze - z tym będzie największy problem:/ A słodycze są najlepszą pożywką dla wszelkiego rodzaju grzybów i całkiem niezłą pożywką dla raka...


Czas naprawić swoją dietę! Zobaczymy ile uda nam się zmienić...

A na deser Hanka wcinająca nektarynkę:D
Zdjęcia kiepskie, bo padła mi bateria w aparacie i robiłam komórką...

Smacznego:D


Co to?


Dobre....


Bardzo dobre...

Mmmm...

Pomożesz?

Ale nie zabieraj!


Oddaaaaaaaaaaj.....   


Po dzisiejszym dniu już wiem, że Hania prawidłowo reaguje na zbyt duże kawałki pokarmu. 
Jak ma możliwość odkasłuje i wypluwa, jak nie to rączką powoduje odruch wymiotny i wypluwa.
Nie mniej jednak czasem trzeba pomóc.

Jeśli ktoś z Was ma jakieś przepisy na fajne dania dla siedmiomiesięczniaka to jestem chętna:)
Jeśli znacie jakieś ciekawe blogi o BLW to również poproszę adresy:)
Coś już znalazłam sama, ale im więcej tym lepiej:)