Pokazywanie postów oznaczonych etykietą RozważAnki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą RozważAnki. Pokaż wszystkie posty

Intuicyjnie...

Tydzień Bliskości za nami. Wraz z nim pojawiły się setki przemyśleń na temat mody, potrzeby organizowania konferencji i intuicji w wychowaniu. Stąd też ten post.

Każda debiutująca mama ma dylematy i obawy związane z pojawieniem się dziecka. Każda chce jak najlepiej i każda ma tylko dwa wyjścia. Albo zaufa radom starszego pokolenia lub bardziej doświadczonych koleżanek albo też wypracuje sobie swoją własną drogę do osiągnięcia TEGO CO NAJLEPSZE dla jej dziecka.

O odwiecznym dialogu między pokoleniami i o postawie "SAMA SE PORADZE" pisała już HAFIJA. Był taki czas, że ta postawa była mi bliska. Teraz wiem, że nie wynikało to tylko i wyłącznie z mojej buntowniczej natury, a raczej z tego, że otrzymywane rady w większości mi nie pasowały. Intuicyjnie czułam, że to nie to...

No właśnie, INTUICYJNIE...

INTUICJA to cudowna rzecz. Pod warunkiem, że "używana" mądrze. Intuicyjnie wybierałam sobie (i stosowałam) te rady, które mi pasowały, z którymi się zgadzałam i które nie dawały mi tego uczucia, że robię coś wbrew sobie. Kiedy jednak żadna rada nie przynosiła mi satysfakcjonującego rozwiązania i po prostu nie wiedziałam co zrobić to potrzebnej wiedzy po prostu szukałam. Przegrzebywałam internet, książki, czasopisma, konfrontowałam moją wiedzę z wiedzą innych - niczego nie brałam za pewnik. Takie właśnie działanie dyktowała mi moja intuicja. Bo dziecko to nie królik doświadczalny, a człowiek po to ma rozum by z niego korzystać. TAKŻE W CELU ZDOBYWANIA WIEDZY! W przeciwnym razie, gdybyśmy opierali się tylko na instynkcie/intuicji w pierwotnym jej znaczeniu to wzorem wielu zwierząt (których działania kierowane są tylko i wyłącznie instynktem właśnie) musielibyśmy nasze chore potomstwo odrzucać lub zabijać... 

Mocne porównanie? Jeśli ktoś się czuje urażony to przepraszam bardzo, ale powinien włączyć mózg i prócz zdawania się tylko na matczyny instynkt, potrzebnej wiedzy szukać i nie brać niczego za pewnik tylko ANALIZOWAĆ, DOCIEKAĆ SEDNA, KONFRONTOWAĆ ZDOBYTĄ WIEDZĘ Z TĄ JUŻ POSIADANĄ I TĄ ZASŁYSZANĄ. 

Dopiero wówczas, gdy mamy dobre rozeznanie w sprawie i naprawdę sporą wiedzę w danym temacie możemy wybierać to, co nam pasuje. I to w moim odczuciu jest mądrze używana intuicja. Bo poparta wiedzą.

Rodzicielstwo Bliskości jest czymś naturalnym i niemalże intuicyjnym, ale po dziesiątkach lat panowania czarnej pedagogiki i życia w przekonaniu, że "zimny wychów" * jest jedynym słusznym sposobem na "wychowanie" porządnego człowieka, ludzie potrzebują książek, konferencji i wsparcia w zmianie mentalności. 

Ile z was za radą starszego pokolenia zrobiło coś wbrew sobie? I gdzie wówczas była intuicja?

Intuicja czasem zawodzi... Ktoś dalej się upiera przy swoim?  Spróbujcie rozwiązać test z pierwszej pomocy polegając tylko na intuicji. Jeśli nie macie rzetelnej wiedzy możecie komuś zaszkodzić...



Nie neguję intuicji. Pod warunkiem, że idzie w parze z logicznym myśleniem...



* Istnieje różnica między zimnym wychowem a zimnym chowem - pierwszy zakłada nieokazywanie uczuć dziecku i nie przyzwyczajanie np. do noszenia - totalna odwrotność RB, drugi zaś nieprzegrzewanie dziecka a wychowywanie w niższych temperaturach co ma na celu zahartowanie dziecka i uodpornienie jego organizmu.


Anjamit

O złości jeszcze...

O złości pisałam TUTAJ, ale odnoszę wrażenie, że post nie do końca został zrozumiany. Do napisania poniższego zbierałam się długo, bo problem dotyczy niemalże każdego. Przyznaję otwarcie - mam problem ze złością (temperament choleryka...). Podobnie jak większa część społeczeństwa. Sęk w tym, że złość jest NADAL traktowana jak temat TABU. 

Zwłaszcza jeśli chodzi o złość którą czujemy względem własnego dziecka.

Część z Was pomyśli, że to bzdura, bo znaczna większość polskiego społeczeństwa opowiada się za biciem dzieci, czyli daje upust własnej złości.

No i tu leży sedno sprawy.

Bo gdyby taki Iksiński miał możliwość porozmawiania o swoich złych emocjach z kimkolwiek, gdyby w dzieciństwie mógł mógł swoją złość okazywać zamiast tłumić w sobie, gdyby NAUCZONO GO jak sobie z tą złością radzić to najprawdopodobniej nie dawałby teraz upustu tejże złości i nie tłukł własnego dziecka.

Dlatego moi drodzy uważam, że ZŁOŚĆ to temat TABU. 


Ile razy w dzieciństwie słyszeliście "nie złość się", "nie wolno się złościć" , "uspokój się natychmiast" i inne tego typu? A ile razy ktoś pokazał Wam jak sobie radzić w momentach skrajnej złości? Ile razy rozmawiano z Wami o złości i o trudnych emocjach? 

Złość wrzuca się do wora z napisem ZŁE EMOCJE. I w tym worze znajdziemy też gniew, nienawiść, zazdrość, zawiść i parę innych. A ja Wam powiem, że NIE MA ZŁYCH EMOCJI. Są tylko EMOCJE ŹLE PRZEŻYWANE. 

W końcu "Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce". Czyż nie?


Nie jesteś złym człowiekiem, ani złym rodzicem jeśli wkurzasz się na własne dziecko. Nasze dzieci są cudowne i wspaniałe, ale nie oszukujmy się - tak jak każdy człowiek bywają wkurzające. Z różnych powodów. Czasem powód nie leży po stronie dziecka, a po naszej. Bo akurat mamy gorszy dzień, spadek empatii i cierpliwości. Jeśli dorzucimy do tego choćby stres - zamieniamy się w tykającą bombę.

Wiele razy spotkałam się z tekstem "jak można się złościć na swoje dziecko". Owszem, można. Szczerze zazdroszczę tym, którzy na swoje dzieci się nie wkurzają. Ale albo pewnych rzeczy nie pamiętają (lub pamiętać nie chcą), albo mają cud dzieci, albo mają cierpliwość porównywalną z granitem...Tak czy inaczej pozazdrościć... Mówię to zupełnie bez złośliwości. Bo ja chciałabym mieć taką cierpliwość... A na własne dziecko można się wkurzać tak, jak na każdego innego człowieka. Wszak dziecko ma swój własny charakter i temperament.

Wiele razy spotkałam się też z tekstami typu "klaps to nie bicie", "mnie też lano i nic mi nie jest". Wy zapewne też słyszycie co chwila takie "kwiatki"... I choć szlag mnie trafia, to wiem, że głową muru nie przebiję, ale mogę rozmawiać o złości. O tym, że to normalne. I o tym, że są inne sposoby radzenia sobie z własną złością niż bicie. Bo wśród bijących własne dzieci, są też tacy, którzy nie chcą tego robić. Nienawidzą się za to, ale nikt nim nigdy nie pokazał, że można inaczej. Bo sami byli bici. Bo nie dano im prawa przeżywania własnej złości. 

Nie byłam dzieckiem maltretowanym, ale jak zdecydowanej większość dzieciaków w latach 80 zdarzyło mi się oberwać. Nie pamiętam żebym od rodziców słyszała, że nie wolno się złościć, wydaje mi się że wręcz przeciwnie. Niejednokrotnie jednak słyszałam to z ust ludzi z mojego otoczenia. Matka natura obdarzyła mnie ogromną empatią, resztę dokończyli rodzice, zwłaszcza mama dla której nie było nigdy tematów tabu. A to, że teraz, w wieku dorosłym uczę się przeżywać i wyrażać złość? Cóż nigdy nie jest za późno. Poza tym, dopóki nie pojawiła się Hania byłam pewna, że problem mnie nie dotyczy, bo przecież ja to wiem. 


I tu moja prośba do Was. Nie oceniajcie. Nigdy nie wiecie jaka historia kryje się po drugiej stronie. A jeśli macie jakieś sposoby radzenia sobie ze złością piszcie. Jestem pewna, że wielu osobom się przydadzą:)



Anjamit

Trudne emocje...

To zaległy post, ale jakże ważny...


Macieżyństwo nie zawsze usłane jest różami. Ot, taki banał życiowy...

Nie, nie będzie o chorobach ani wypadkach. Nie będzie nawet o wątpliwej przychylności otoczenia z którą zmagać musi się każda matka...Będzie o samej matce i dziecku. I o złości... Bo to taka trudna emocja, taki temat TABU...

Złościć się można na męża, na rodziców, na sąsiada/sąsiadkę, na żonę też można, na kasjera w sklepie... Nawet na przysłowiową babę za kierownicą. Na każdego, ale na dziecko i to własne??? 

Teoretycznie można, ale nie wypada. A już na pewno mówić o tym głośno nie wypada...to temat zarezerwowany, w najgorszym wypadku, na rozmowę z przyjaciółką. Koniecznie w ustronnym miejscu i ściszonym głosem...

Bo przecież Matka Polka się nie złości, a już na pewno nie na własne dziecko, bo przecież nie może podnieść glosu, wkurzyć się, szarpnąć za ramię, stracić panowania nad sobą...absolutnie nie może się do tego przyznać...

Tymczasem złość nie bierze się z nikąd i sama do nikąd nie odchodzi, a tłumienie jej w zarodku prowadzi do wielu przykrych dla obu stron zachowań.

Jestem wybuchowa. Jestem cholerykiem. U nas to rodzinne... Ale pokazywanie emocji, także tych negatywnych wcale nie musi być złe. Ważny jest sposób w jaki to robimy. Ważne jest też to, czy zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy źli i z jakiego powodu...

Kiedyś przy okazji jednego szkolenia poznałam kilka zasad dotyczących radzenia sobie ze złościa ( między innymi ze złością), niestety pewne rzeczy ulatują, zwłaszcza gdy się ich nie stosuje. Najwyraźniej byłam zbyt młoda... O przeżywanej złości trzeba mówić tu i teraz. Trzeba ją wygadać, wykrzyczeć nawet, jeśli ma nam to pomóc. Wykrzyczeć w przestrzeń. 

"Jestem zła, bo  źle spałam"
"Jestem zła, bo znów pobrudziłeś ubranie"
"Jeztem zła, bo prosiłam żebyś nie ruszała moich rzeczy"

Dobrze jest też zastanowić się chwilę nad tym, czy powód naszej złości jest na tyle istotny i czy tak naprawdę chcemy się złościć.

Czy ja się złoszczę na moje dziecko? Tak. Złoszczę się na Hanię z różnych powodów. Z reguły dlatego, bo czuję, że moje potrzeby nie zostają w pełni zaspokojone. A nie zaspokajam swoich potrzeb nie dlatego, że o nich zapominam czy priorytezuję Dziecko. Z reguły po prostu nie mam jak. Zwłaszcza teraz, gdy od prawie czterech miesięcy jesteśmy same 24 godziny 7 dni w tygodniu...*

Czy zdarzyło mi się szarpnąć moim dzieckiem? Niestety tak. Oczywiście, że nie jestem z tego dumna i oczywiście, że mam do siebie o to żal. Mam jedynie nadzieję, że wystarczy mi siły, cierpliwości i samozapracia by dalej nad sobą pracować i nie posunąć się dalej. Zaznaczam przy tym, jeśli ktoś się posunął do nadinterpretacji moich słów, że nie biję Hani, nie szarpię nią na porządku dziennym i nie wydzieram się na nią dla zasady, z zamiłowania ani dla przykładu...

Staram się przeżywać swoją złość, daję sobie prawo do złoszczenia się i takie samo prawo daję mojemu dziecku. Dla niej jest to trudniejsze, bo jej złość jest nieuświadomiona...



* Teraz gdy jesteśmy już razem jest spokojniej:)

Anjamit

Kilka przemysleń o wychowaniu...

Dziś miało być o czymś innym...Choć temat pokrewny. 
Chciałam się podzielić moimi spostrzeżeniami na temat wychowania i bicia po lekturze posta u Potwory.

Czy rodzice powinni się wtrącać w sprawy dzieci?
Są dwie szkoły.
Jedna nakazuje, druga zakazuje. A rodzice głupieją...

To jak w końcu reagować jak ktoś leje moje dziecko czy nie...

REAGOWAĆ! Zawsze i wszędzie gdy dziecku dzieje sie krzywda REAGOWAĆ!

ALE...

Nie koniecznie lecąc do dyrekcji placówki, rodziców agresora czy jego samego po drodze gubiąc buty i  wymachując rękoma w geście groźby...

Z dzieckiem trzeba porozmawiać, usłyszeć co czuło i co czuje teraz, wytłumaczyć na spokojnie i co najważniejsze dowiedzieć się CZEGO DZIECKO OD NAS OCZEKUJE W TEJ SYTUACJI. Bo może poradzi sobie samo i tylko odczuwało potrzebę wygadania się. Bo może właśnie kompletnie nie wie jak się zachować i oczekuje wsparcia....

Nie koniecznie trzeba od razu nakłaniać do lania w odwecie. Można przecież  podsunąć wszelkie możliwe rozwiązania - powiedzenie nauczycielce, ignorowanie agresora, czy też właśnie oddanie mu. Czasem też konieczne jest porozmawianie z agresorem i jego rodzicami. Rodzice mogą nawet nie wiedzieć, że ich dziecko bije.

Dlaczego dzieci biją?

Nie tylko dlatego, że taki wzorzec wyniosły z domu...

- to często jest rozwojowe - dziecko testuje ile mu wolno, jakie są granice innych

-może czują się zagrożone, bo nie mają poczucia bezpieczeństwa w domu, bo przechodzą ciężki dla nich okres, np ogromny stres związany z przeprowadzką, pojawieniem się nowego członka rodziny - powody mogą być różne...

-wzorzec bicia mogły wynieść z podwórka

Powodów jest wiele, ale jedno jest pewne - DZIECI, KTÓRYCH POTRZEBY SĄ ZASPOKOJONE NIE BIJĄ. Chodzi o potrzeby akceptacji, bezpieczeństwa, miłości, które POWINIEN zaspokoić dom rodzinny.

Co do poczucia niesprawiedliwości...

Nie każde dziecko ma pozucie niesprawiedliwości. Jeśli dziecko doświadczyło bicia w rodzinie może mieć utrwalony wzorzec i uzna za normę lanie przez równieśnika. Będzie myślało o sobie jak o kimś gorszym, kogo bić należy - czyli to, o czym napisała Potwora. Dlatego rodzice muszą zawsze reagowwać na krzywdę dziecka.

Nigdy nie spotkałam się, żeby uderzone dziecko, które wie, że bicie jest złe czuło satysfakcję, bo ono postąpiło dobrze, a agresor źle (taki wniosek również znajdziecie w tekście i komentarzach). O żadnej satysfakcji moralnej tu nie można mówić!

Dla przykładu: Czy zgwałcona kobieta może odczuwać satysfakcję moralną, bo to gwałciciel źle postąpił?

To drastyczny aczkolwiek analogiczny przykład. Ani bić, ani gwałcić nie wolno. I jedno i drugie jest wbrew zasadom i prawu...

Słowo na koniec...

Reagujcie zawsze kiedy dzieciom dzieje się krzywda, ale reagujcie mądrze. Jeśli nie wiecie jak skonsultujcie się z psychologiem, pedagogiem, poczytajcie książki - nie ma w tym nic złego. Nikt z nas nie urodził się Alfą i Omegą. Wielu z nas dźwiga brzemię wychowania przez własnych rodziców. NIE BÓJCIE SIĘ PYTAĆ!


I know the text should be also in English, I'll do my best to translate it but simply have no time now... So please forgive me:)


Przypominam również o licytacji na trzecia dawkę chemii dla Szymonka!




Anjamit