Łapać życie w swoje ręce...


„Poszedłem do lasu, wybrałem bowiem życie z umiarem. Chcę żyć pełnią życia, chcę wyssać wszystkie soki życia. By zgromić wszystko to, co życiem nie jest. By nie odkryć tuż przed śmiercią, że nie umiałem żyć.”

Powoli ruszyła machina przygotowań...
Za miesiąc o tej porze już nas tu nie będzie.
Za miesiąc, pewnie, napiszę do Was z bajecznej Islandii.
Za 4 miesiące, być może z Anglii.
Nasze życie jest jak rollercoaster.
Raz na górze, raz na dole.
Mknie jak opętane.

Wiem, że podjęte decyzje wydają się być szalone.
Może i są.
Ale są nasze.
A my wierzymy w ich słuszność.

Teraz zostaje mi tylko spakować nasze rzeczy, rozdysponować przedmioty, których nie zabieramy ze sobą, zorganizować transport, znaleźć nowy Domek dla Figi (to jedna z najtrudniejszych decyzji;(  ), sprzedać samochód, załatwić sprawy formalne, załatwić lekarzy i badania (o ile się uda), a do tego pracować i ćwiczyć z Hanią, co jest co raz trudniejsze...
Czy coś jeszcze???
Sama nie wiem.......

Wiem natomiast, że mam w okół siebie ludzi na których mogę polegać.
Wiem też, że każda decyzja i każdy następny dzień przybliża mnie do spotkania ze Ślubnym.

Wybaczcie moją słabą aktywność w ostatnich dniach i w tych najbliższych też.
Zaglądam do Was, nawet jeśli nie komentuję:)




Anjamit